Można powiedzieć, że istnieją dwie drogi, prowadzące do bycia egzorcystą. Pierwsza z nich, nazwijmy ja roboczo drogą „planowaną”, ma miejsce w przypadku, gdy kapłan katolicki, obdarzony szczególnymi, wymienianymi przez wstęp do rytuału egzorcyzmu cechami, przechodzi specjalną formację, aby zostać w przyszłości egzorcystą. Wielu z tak ustanowionych egzorcystów mówi o sobie jestem egzorcystą, ale „nigdy nie spotkałem opętanego”.
Druga droga, którą nazwijmy „spontaniczną”, ma miejsce wówczas gdy „samo życie”, lub, jak wielu by to określiło sam Duch Święty stawia kapłana, często zupełnie na to nieprzygotowanego, w sytuacji, w której staje się on duchowym opiekunem osoby opętanej. Wówczas zwraca się on do swojego biskupa, o pozwolenie na odprawianie rytuału nad ta konkretną osobą. Nie wyklucza to wszakże i dróg w których znajdują się zarówno pewne elementy planowania jak i spontaniczności.
W czerwcowym numerze czasopisma „Egzorcysta” zamieszczono ciekawy tekst ks. Karola Starczewskiego, który stał się egzorcystą „ad casum”. „Pewnego dnia po Mszy św. Podeszła do mnie dziewczyna i poprosiła o rozmowę. Powiedziała, że doświadcza dręczenia demonicznego, dawno nie była u spowiedzi, nie może uczestniczyć w Eucharystii, oraz szuka kierownika duchowego”. Tak kapłan ten rozpoczął pewną wspólną drogę z tą osobą, drogę wspólnego cierpienia i modlitwy. Z artykułu dowiadujemy się o przyczynie demonicznych ataków na tę osobę, która jest katoliczką bardzo świadomą swojego powołania jakim jest modlitwa za nienarodzone dzieci, ofiara zadośćuczynna za popełniane grzechy aborcji, oraz za kapłanów. Tekst zawiera bardzo wiele głębokich myśli w zakresie tych celów modlitwy, niemniej ja pragnę zwrócić uwagę na metodologię pracy duszpasterskiej.
Może często się o tym nie wspomina, ale wiele osób ma nieraz wątpliwości, czy powielany obecnie schemat postepowania, kiedy jeden kapłan egzorcysta opiekuje się bardzo, bardzo wielką liczbą osób, jest schematem bezbłędnym. Nieraz egzorcyści są osobami niezwykle obciążonymi pracą, mają styczność z setkami osób i pracują niemal całą dobę (choćby słynne szokujące ilości rytuałów odprawianych dziennie przez o G. Amortha). Niektórym obserwatorom trudno jest uwierzyć w to, że tak pracujący kapłan rzeczywiście ma czas na dokładne zapoznanie się z przypadkiem, czy daje radę nawiązać osobistą relację z egzorcyzmowanym, nawet przy założeniu, iż jedna osoba bywa u niego kilkakrotnie. Niekiedy jest to trudne dla osób szukających pomocy, stawać przed egzorcystą, którego zupełnie one nie znają, a on nie zna ich. Także może być to trudne dla egzorcysty, który ma coś orzekać w oderwaniu od dotychczas prowadzonego kierownictwa duchowego, nawet przy wsparciu grupy rozeznającej, czy psychologa. Wówczas być może niełatwo nieraz o zagubienie ciągłości rozeznania, które należy przecież do ogółu życia duchowego danej osoby.
Wydaje się, że w historii sprawowania egzorcyzmów nie zawsze tak było. Przypadek opętanej Magdy, z czasów II wojny światowej, nazywany niekiedy podręcznikiem opętania, bardziej metodologicznie przypomina to, co opisane jest w artykule Ks. Karola Starczewskiego. Adolf Rodevyk SJ (1894 - 1989), również nie planował zostać egzorcystą, jego droga jak wielu jezuitów prowadziła przez naukowe opracowywanie hagiografii, a później dydaktykę. Warunki wojenne sprawiły, że stał się kapelanem w szpitalu dla żołnierzy. Ten obowiązkowy człowiek pracował bardzo rzetelnie, opieką duchową obejmując nie tylko pacjentów, ale także personel medyczny. Tam zwróciło jego uwagę nietypowe zachowanie się jednej z pielęgniarek. Adolf Rodevyk SJ podobnie jak ks. Starczewski, był mocno zaskoczony tym wyzwaniem, jakie postawił przed nim Pan Bóg. Lata modlitwy nad Magdą, robienie szczegółowych notatek z procesu wyzwalania, konsultacje ze specjalistami i ukierunkowane badania teologiczne, sprawiły, iż ks. Adolf Rodevyk SJ stał się wybitnym znawcą tematyki egzorcyzmów, a jego książka podręcznikiem, do którego odnosiły się następne publikacje. Niemniej na samym początku było stanie się „egzorcystą ad casum”. http://www.fronda.pl/a/dziwka-skonczyla-sie-pozostal-czlowiek,22533.html.
W świadectwie obydwu kapłanów uderza ton głębokiej troski o osobę, którą się opiekują. Martwią się o nią, starają się, aby nie zrobiła sobie krzywdy, prowadzą z na długie rozmowy, odprawiają Msze Święte w taki sposób, aby pomimo trudności jakich doświadcza mogła w nich w pełni uczestniczyć. Są to też kapłani, którzy doświadczają ataków demona za pośrednictwem osoby egzorcyzmowanej. Ks. Starczewski pisze: „Kiedy zostałem kierownikiem duchowym i spowiednikiem Agnieszki, zaczęły dochodzić do mnie SMS-y wysyłane z jej telefonu, ale zdecydowanie nie pochodzące od niej. Np.: „Nie zrobi tego, co ten wasz wielki wymyślił. Nie pozwolimy! Nigdy! Jak my Was nienawidzimy! Nienawidzę ciebie klecho” Ks. Rodevyk: „Podburzyły Magdę przeciwko mnie w taki sposób, jakiego już dawno nie przeżyłem: drapała, gryzła, pluła, kopała, lała wodą i nie pozostawiała mnie w spokoju. Już sam nie wiedziałem, o co chodzi. Z jednej strony wydawała mi się w stanie kryzysu, z drugiej jednak - wszystko było bardzo celne i jasne w słowach i czynach. Gdy chciałem ochronić przed jej działaniem duży krzyż, rozdeptała go. Powoli miałem tego dość i zacząłem brać to na wesoło.” Adolf Rodevyk SJ, "Demoniczne opętanie dzisiaj", Racibórz 1995.
W wypadku Agnieszki z Polski, dręczenie demoniczne jest niezawinione, ma charakter typowo ekspiacyjny. Magda z Niemiec nie jest niewinna, niemniej demony wyjawiły też pewien ekspiacyjny rys jej cierpienia, który ma związek z sytuacją duchową Niemców podczas II wojny światowej. Sprawa winy i niewinności, przyczyn i skutków zawsze jest pewną tajemnicą.
W obydwu porównywanych przeze mnie wypadkach długotrwała walka o wolność osoby egzorcyzmowanej, wytwarza między nią a egzorcystą specjalną relację. Są w tym układzie obecni również obecni Bóg i szatan, a walka przebiega na śmierć i życie. Ks. Malachi Martin SJ, który był jednym z pierwszych piszących o duchowej metodologii egzorcyzmu, twierdził wręcz, że egzorcysta staje się w tej walce rodzajem „zakładnika diabła”, jako przejmujący na siebie część ataku, któremu podlega osoba egzorcyzmowana. Niektórzy uważają tę jego tezę za przerysowaną, niemniej w jego książce „Zakładnicy diabła” widzimy egzorcystów w duchowej walce, która wydaje się być planowana przez Opatrzność na długo przed spotkaniem opętanego i trwa całe życie, także i po zakończeniu rytuału.
W takich spokojnych, trwających wiele lat okolicznościach można głęboko analizować przypadek, także i pod kątem przyczyn, jak i duchowego celu cierpienia dotykającego osobę, które poza wnioskami dla niej samej, ma także i swoje znaczenie dla ogółu osób wierzących. Jak twierdzi Malachi Martin „Prawda jest taka, że te trzy czynniki – opętany, zły duch i egzorcysta są ściśle związane
z rzeczywistością życia i jego sensem, takim jakiego wszyscy codziennie doświadczamy.” Sądzę że sytuacja „egzorcysty ad casum” wyjątkowo sprzyja osobistemu przeżywaniu tych rzeczy w skupieniu i modlitwie, zarówno przez omadlaną osobę, jak i przez pomagającego jej kapłana.
Maria Patynowska