Dla większości ludzi jest rzeczą oczywistą, że podręcznik winien służyć nauczaniu - na przykład podręcznik do angielskiego winien pomagać w nauce angielskiego, a ten do geografii winien zawierać wiedzę z tej właśnie dziedziny. Na pierwszy rzut oka tak właśnie jest. Nie trzeba jednak specjalnie uważnie się przyglądać, żeby dostrzec, iż w wielu programach i podręcznikach dobiera się treści w ten sposób, aby przy okazji stworzyć pożądany obraz świata, nierzadko bardzo odległy od jego chrześcijańskiej wizji.

Tarot w multikulturowym sosie?

Pewna szkoła językowa działająca na terenie całego kraju prowadząca kursy języka angielskiego według autorskiego programu używa wyłącznie swoich materiałów i podręczników. Ze względu na atrakcyjną i wygodna formę i terminarz zajęć cieszy się dużą popularnością. Cóż szkoła ta oferuje oprócz gramatyki, słownictwa i składni angielskiej? Otóż w historyjkach filmowych będących jednym z najważniejszych elementów kursu główni bohaterowie przezywają mrożące krew w żyłach przygody związane z aferami kryminalno… no właśnie. Niestety kryminalno- okultystycznymi. Na poziomie średniozaawansowanym i zaawansowanym jedną z ważnych postaci jest wiedźma (jest to powiedziane wprost), która pomaga głównym bohaterom posługując się między innymi kartami tarota. Inna z bohaterek jest jasnowidzem.

Nie było by w tym może nic takiego gdyby nie to, że słuchacz poznaje dokładnie słownictwo i idiomy związane z czarami, tarotem, różnymi praktykami magicznymi a nie ma okazji zapoznać się z frazeologią dotyczącą wielkich religii świata, co jest na ogół bardziej potrzebne niż nazwy magicznych roślin używanych przez czarnoskóre czarownice z okolic Nowego Orleanu czy terminologia związana z „proroczymi wizjami” jej siostrzenicy.

Słuchacz tegoż kursu ma okazję zapoznać się ze zróżnicowaniem kulturowym świata (postaci z różnych ćwiczeń pochodzą z różnych kręgów kulturowych, spotykamy tam i Hinduskę uderzająco podobną do zmarłej premier Indii i konserwatywnego Anglika żywcem wyjętego z wojennej historii Wielkiej Brytanii o wdzięcznym imieniu Winnie…) ale świat ten nie jest wielokulturowy, to klasyczne multikulti pozbawione istotnych wartości, kulturowy budyń bez zakorzenienia, bez kręgosłupa, a przede wszystkim bez religii za to z dużą dawką prostackiego okultyzmu.

Pytanie czy jest to efekt świadomych zabiegów czy zwykłej głupoty i ślepoty projektantów kursu oraz ich głębokiego zakorzenienia we współczesnej wizji świata tak chętnie propagowanej przez media i niektóre instytucje międzynarodowe. W każdym razie niejeden uczestnik kursu może się poczuć nieco nieswojo wchodząc tak szczególną drogą w krainę magii, voodoo czy tarota przyprawioną multikulturowym sosem.

„O chorobach przenoszonych drogą płciową”

Podstawa programowa Wychowania do życia w rodzinie /nie mylić z edukacją seksualną prowadzoną czasami również w szkołach przez różnego rodzaju instytucje pozarządowe/ nie zawiera niczego złego- skupia się na wartości rodziny, budowaniu własnej tożsamości i odwołuje do tradycyjnych wartości. Na przykład w części dla szkół podstawowych /klasy IV-VI czyli II etap edukacji, wcześniej zajęć takich nie prowadzi się/ mamy takie wymagania szczegółowe jak znajomość podstawowych funkcji rodziny, poznawanie tradycji rodzinnych, znaczenie więzi, budowanie uczuć. Obok są zagadnienia związane z macierzyństwem i ojcostwem, podstawy fizjologii człowieka a przede wszystkim problemy wieku dojrzewania. Pomijając fakt, że tego rodzaju treści dziecko powinno wynosić z domu rodzinnego a nie uczyć się na kilku godzinach w ramach zajęć szkolnych, co jest oczywiste dla każdego zdrowo myślącego człowieka, nie można o tym dokumencie powiedzieć nic złego.

Problem w tym, że podstawa programowa do tych zajęć jest akurat dokumentem dość ogólnym /znacznie ogólniejszym niż do na przykład historii czy matematyki/ i treści te można zrealizować w różnoraki sposób przy okazji przemycając elementy wykrzywiające obraz człowieka i jego seksualności czy wręcz demoralizujące. Szczególne zagrożenie kryje się w programach i materiałach pomocniczych oferowanych przez wspomniane przeze mnie instytucje pozarządowe propagujące libertynizm obyczajowy. Przykładem jest program Fundacji Nowoczesnej Edukacji SPUNK z Łodzi /powiązanej z fundacją ”Jaskółka”/, zajmującej się prowadzeniem edukacji seksualnej w szkołach. Wśród zagadnień realizowanych na lekcjach nie ma miejsca na relacje rodzinne, budowę systemu wartości, są za to takie zagadnienia jak: „Pierwszy raz.

Uczestnicy zastanowią się: kiedy wiedzą, że są już gotowi na pierwszy raz, jak nie dać się zmanipulować, czyli kiedy moja decyzja jest naprawdę moja, jakie cechy powinien mieć partner/ka” czy „Co oprócz przyjemności może przynieść seks: o chorobach przenoszonych drogą płciową. Omówienie wybranych chorób. Czym jest wirus HPV? Czym jest wirus HIV? Jak można się nimi zarazić? Czym jest AIDS? Jak zadbać w własne bezpieczeństwo” albo „Co to jest tożsamość seksualna i orientacja seksualna? Na jakim etapie rozwoju człowieka kształtuje się tożsamość seksualna? Jakie istnieją orientacje seksualne? I czy orientację seksualną można wybrać?” , „Jaki wizerunek kobiety i mężczyzny kreują media? Uczestnicy przejrzą wybrane magazyny istniejące na rynku. Stworzą opis idealnego mężczyzny/idealnej kobiety i przedyskutują wyniki swojej pracy. Dowiedzą się, co to jest stereotyp płci”. Edukatorów realizujących ten program można zaprosić do szkoły.

Jak widać niepożądane treści można przemycić niezależnie od jakości podstawy programowej, która w tym momencie traci swoje znaczenie gdyż dotyczy zupełnie innych zajęć. W związku z powszechnym myleniem przygotowania do życia w rodzinie i edukacji seksualnej może się zdarzyć, że edukatorzy wejdą do szkoły pod hasłem realizacji właśnie tego pierwszego. Warto więc dokładnie dowiedzieć się co kryje się za organizowanymi przez szkołę zajęciami- przygotowanie do życia  rodzinie prowadzone według podstawy programowej i oparte na rzetelnych, akceptowanych przez rodziców materiałach czy też zajęcia organizowane przez jakąś instytucję zewnętrzną. W tym drugim przypadku wskazana jest wyjątkowa wnikliwość przy czytaniu oferty edukacyjnej.

Rodzicu czytaj podręczniki!

Interesujące bywają również książki pomocnicze, a raczej za takie, nie wiedzieć czemu i przez kogo uznawane. Otóż autorka w pewnej księgarni znalazła w dziale „podręczniki”, na półce przeznaczonej na książki do języka polskiego /leżały tam głównie podręczniki gimnazjalne/ taką oto pozycję: Ewa Chudoba, Literatura i homoseksualność. Zarys problematyki genderowej w kanonicznych tekstach literatury światowej i polskiej, Wydawnictwo LIBRON, Kraków 2012. Pytanie jak wspomniana książka miałaby wspomóc proces przyswajania dziejów literatury  i przede wszystkim kto ją zaliczył do książek pomocniczych i to na poziomie gimnazjum czy nawet liceum. Oczywiście jest całkiem możliwe, że była to inicjatywa nieświadomej niczego pani układającej książki na półkach, sama zresztą książka, sądząc na podstawie z recenzji i omówień jest pozycją napisaną rzetelnie ale z całą pewnością nie nadaje się na książkę pomocniczą dla młodzieży. Incydent może drobny i przypadkowy, ale dość zastanawiający zważywszy, że księgarze eksponują na ogół książki zgodnie z rekomendacjami z wydawnictwa lub otrzymanymi od różnych instytucji.

We współczesnej edukacji szkolnej mamy do czynienia z dwoma niebezpiecznymi elementami- indoktrynacją  oraz ideologizacją. W czasach, gdy nauczanie i wychowanie zostało w dużej mierze zagarnięte i zmonopolizowane przez państwo istnieje ogromne niebezpieczeństwo utraty kontroli rodziców nad tym co przekazuje się ich dzieciom. Dramatyczne jest też to, że znaczna część ludzi uwierzyła, że to stan naturalny a zjawisko to jest niezbędne. Swój wpływ na edukację i wychowanie ograniczają również sami rodzice nie wykazując dostatecznego /albo i żadnego/ zainteresowania programami, podręcznikami, ogólnie materiałami używanymi w szkole, do której posłali dzieci. Tymczasem jedynym sposobem na uniknięcie przynajmniej części niepożądanych przez rodziców, a także samych młodych ludzi treści, jakie próbuje się wpajać zarówno w szkołach różnych typów jak i na kursach czy zajęciach dodatkowych jest wnikliwa lektura programów, podręczników i materiałów pomocniczych oraz ewentualne reagowanie gdyby się okazało, że dzieciom czy młodzieży przekazywane są treści niewłaściwe dla ich wieku, wykrzywiające obraz świata czy demoralizujące. Zdaję sobie sprawę, że wymaga to poświęcania cennego czasu ale warto to zrobić dla własnych dzieci, dla siebie i spokoju swojego sumienia. W ogólnym bowiem rozrachunku to rodzice a nie szkoła czy ministerstwo albo organizatorzy zajęć są rozliczani z efektów wychowania młodego pokolenia.

Monika Nowak