Śp. prezydent RP Lech Kaczyński to dziś "mówiąc może nieelegancko, ale oddając sedno sprawy – najlepszy polityczny towar eksportowy, jaki możemy dziś na Wschodzie zaoferować" - przekonuje w rozmowie z Radiem Wnet Rafał Dzięciołowski, członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP, przedstawiciel Fundacji Wolność i Demokracja, dziennikarz.

Dzięciołowski wyjaśniał, dlaczego Lech Kaczyński jest w relacjach polsko-ukraińskich właśnie takim "najlepszym towarem eksportowym". "Człowiek, który za to, co zrobił w obronie Gruzji, cieszy się na Ukrainie ogromnym szacunkiem i uznaniem. Jest doceniany za stanowczość i niezłomność wobec agresywnej, imperialnej postawy Rosji. Za przenikliwość w ocenie zagrożenia i gotowość stawienia czoła wyzwaniu" - powiedział.

"Ukraińcy doświadczają rosyjskiej agresji na własnej skórze, słowa i czyny Prezydenta Lecha Kaczyńskiego nabierają dodatkowego wymiaru. Stają się przesłaniem do budowania relacji polsko –ukraińskich opartych na solidarności narodów regionu. Bo tylko solidarne, wzajemne wsparcie może być skuteczną zasłoną przed silniejszym i zdecydowanym agresorem. Takie przekonanie panujące wśród większości społeczeństwa ukraińskiego powinno być zaczynem polityki dwustronnej obu państw" - dodawał dziennikarz.

Dzięciołowski mówił też o problemie wynoszenia na piedestał UPA przez Ukraińców. Wskazał, że w pewnej mierze inspirować może to Rosja. "Nasz kolega z Ukrainy badał źródła finansowania pomników Stepana Bandery na Zachodniej Ukrainie. To nie do wiary, ale najwięcej pomników Bandery postawiono z pieniędzy skarbnika Swobody, który powiązany jest z oligarchą Dmytro Firtaszem. A Dmytro Firtasz to główny sponsor Wiktora Janukowycza i człowiek rosyjski na Ukrainie. Obecnie na skutek wystawionego przez Amerykanów listu gończego został aresztowany w Wiedniu. Już ta sytuacja pokazuje, jak niejasny jest kształt sceny politycznej na Ukrainie, jak trudne do oceny są rzeczywiste postawy ideowe i wybory polityczne w tym kraju" - powiedział dziennikarz.
"Nam się wydaje, słysząc o Swobodzie, że mamy do czynienia z encyklopedycznym przykładem ukraińskiego nacjonalizmu integralnego w czystej postaci. Że to spadkobiercy Doncowa, Bandery, Szuchewycza. A prawda jest zupełnie inna. Mamy do czynienia z rosyjską inspiracją, która używa ukraińskiego sztafażu nacjonalistycznego do realizacji interesu politycznego Rosji. Zresztą dotyczy to nie tylko partii Swoboda. Polecam państwu książkę Wiesława Romanowskiego – Bandera- ikona Putina, gdzie ten mechanizm został precyzyjnie i kompetentnie opisany" - dodał.

Jak dodawał Dzięciołowski, dla Rosjan to nie pierwszyzna. "Zresztą w kulcie Chmielnickiego też maczali palce Rosjanie. Konny pomnik Chmielnickiego w Kijowie postawił car rosyjski Aleksander III. Rosja od wieków wpływała na świadomość i mentalność Ukraińców, starając się kształtować ją zgodnie ze swoimi potrzebami. I stara się robić to także dzisiaj" - wskazał.

Rozmówca Radia Wnet zaznaczył też, że niepoważne jest mówienie o "banderyzacji" Ukrainy. "Mówimy: banderyzacja Ukrainy, a tymczasem na całej Ukrainie jest 16 czy 18 pomników Bandery w pięciu obwodach na 24. Jak można mówić w tej sytuacji o banderyzacji Ukrainy? Do kultu Bandery odwołuje się jedna partia polityczna o znikomym poparciu. Ustawy, które rehabilitują UPA, były ustawami dekomunizacyjnymi adresowanymi do całego szeregu środowisk, które walczyły o niepodległość Ukrainy. Tych historycznych ruchów na rzecz niepodległości Ukrainy objętych nowym prawem jest ponad 100. W związku z tym musimy pilnować pewnej proporcji i miary w ocenie tego, co się dzieje na Ukrainie. I nie dlatego, że nie lubimy Rosji, tylko dlatego, że działając w naszym, egoistycznym polskim interesie powinniśmy zabiegać, aby między Polską i Rosją była przestrzeń buforowa. I ten bufor musi być silny, niepodległy, proeuropejski, demokratyczny i w jak największym stopniu nastawiony przyjaźnie do Polski. I do tego, z wysiłkiem i niestety też z gotowością do kompromisów, powinniśmy dążyć dzisiaj, nie ustając w zabiegach o przyjazne relacje między Polakami i Ukraińcami" - wyjaśnił.

"Polaków i Ukraińców dzieli głównie historia, współczesność nas łączy [...] To nieprawda, że stosunek do Polaków jest negatywny, że boją się mówić po polsku, przemykają po ulicach Lwowa, Żytomierza czy Kijowa w strachu i przerażeniu. Jest dokładnie odwrotnie. Są obywatelami Ukrainy narodowości polskiej, na których ukraińscy sąsiedzi często patrzą z podziwem i wdzięcznością, głównie za poparcie jakiego Polacy i Polska udzieliła Ukrainie w czasie Majdanu i w czasie walki z Rosją. Byłoby jakimś tragicznym paradoksem, gdybyśmy dzisiaj ten potencjał zmarnowali" - stwierdził Dzięciołowski.

mod/Kresy24.pl