Zastanówmy się przez moment, co by było, gdyby w jakimś konserwatywnym piśmie czy na prawicowym portalu pojawił się tekst o młodych ludziach z problemem homoseksualnym zatytułowany „Młodziaki pedalaki”? Afera byłaby na pół Polski. Eksperci wypowiadaliby się z pełnym oburzeniem, i nikt nie czytałby już tekstu, za to zajęto by się skandaliczną homofobią autorów. To jednak, co oburza, gdy mówimy o homoseksualistach, nie oburza już, gdy mówi się o osobach z nadwagą. I dlatego tygodnik „Polityka” niegłupi skądinąd tekst o karmieniu dzieci może z czystym sumieniem zatytułować „Dzieciaki spaślaki”.

A jako żywo termin spaślak komplementem nie jest, trudno go uznać nawet za opisowy. To zwyczajna obelga, i dziennikarze „Polityki” muszą mieć tego świadomość. Problem polega na tym, że oni wiedzą, że polityczna poprawność pozwala obrażać osoby z nadwagą, ale już homoseksualistów nie. Tak jak wolno obrażać ludzi wierzących (nazywając ich talibami, fanatykami czy dewotami), ale określenie homoseksualisty terminem innym, niż zaaprobowany przez niego samego jest już zbrodnią...

Tomasz P. Terlikowski