Eksplozja w elektrowni jądrowej w Flamanville. Eksplozja w paryskim metrze. Władze uspokajają, że nie chodzi o zamachy. Czy można temu wierzyć?

 

Około 10 rano doszło do wybuchu w elektrowni jądrowej na północy kraju. Właśnie takiego scenariusza najbardziej boją się władze w Paryżu. Jak dotąd uspokajają, że nie doszło do skażenia promieniowaniem, gdyż incydent miał miejsce poza zasięgiem paliwa jądrowego.

Późnym wieczorem doszło z kolei do pożaru na jednej ze stacji metra - Place d’Italie. Ewakuowano kilkadziesiąt osób. 8 osób zostało poszkodowanych. Policja wydała jednak komunikat, że doszło do awarii instalacji elektrycznej.

Francuskie służby są w stanie napięcia i pełnej gotowości. Zaprzeczają jednak, że oba zdarzenia mają związek z jakimikolwiek atakami terrorystycznymi. Taka strategia jest zrozumiała. Skoro nie było ofiar - nie należy siać niepotrzebnej paniki, bez względu na prawdę.

Francja nie radzi sobie z imigrantami, a niektóre zdarzenia ocierają się już o otwarty konflikt między przybyszami z Afryki a ludnością tubylczą. Trzy noce trwały zamieszki na przedmieściach stolic w Aulnay-sous-Bois po tym, jak 22-latek podejrzany o handel narkotykami oskarżył policjantów o pobicie i gwałt.

Policja tłumaczy, że czarnoskóry mężczyzna zachowywał się agresywnie i nie chciał się dać wylegitymować. Pobicie potencjalnego dilera wywołało furię młodych Arabów i Murzynów, którzy atakowali policję, kawiarnie i demolowali samochody. Policja musiała użyć broni.

Polityka multikulti mści się na politycznie poprawnych Europejczykach. Zamiast spodziewanej asymilacji, coraz częściej dochodzi do brutalnych konfliktów oraz zamachów, z powodu których Francuzi boją się o swoje zdrowie i życie.

Tomasz Teluk/france24.fr