Dlaczego muzułmanie nie osiedlają się w Polsce, tylko traktują nasz kraj jako przystanek na drodze do bogatego Zachodu? Polska, mimo, że znacznie mniej obrazoburcza i zlaicyzowana, jest dla nich socjalnym piekłem, który uniemożliwiałby egzystencje na koszt podatników.

Mohammed na socjalu

Wciąż wielu mieszkańców Północnej Afryki decyduje się ryzykować życie, aby przeprawić się z tunezyjskich wysp Kerkennah i Jerba na włoską Lampeduzę. Powodów jest mnóstwo. Lepsze perspektywy życia w Europie, w porównaniu do wciąż ubogiej i niestabilnej Afryki. Wielu z emigrantów ma już na Starym Kontynencie kogoś bliskiego lub znajomego, więc zahaczyć się jest coraz łatwiej.

Rodzina i przyjaciele przenocują, pomogą znaleźć pracę, legalną bądź nielegalną.

Istnieje jednak inny podstawowy powód, dla którego muzułmanie tak chętnie wyjeżdżają do Francji, Niemiec czy Skandynawii. Przywileje socjalne, które umożliwiają w zasadzie życie bez pracy na koszt europejskiego podatnika.

Ponieważ zlaicyzowane społeczeństwa zachodnie nie mają już dzieci, tę lukę wypełniają imigranci z Maghrebu. Posiadając liczne potomstwo, często z wieloma żonami, muzułmanie pobierają tyle pomocy socjalnej, że właściwie ich rodziny wzrastają na koszt państwa.

Innymi słowy zachodnie państwa dobrobytu same finansują islamizację swoich krajów poprzez utrzymywanie rozbudowanych systemów socjalnych, których beneficjantami mogą stawać się imigranci.

Zero asymilacji

Europejskie systemy socjalne wyrosły równolegle z odzyskiwaniem niepodległości przez byłe kolonie państw Zachodu Europy. Systemy socjalnych państw dobrobytu były konstruowane tak, aby imigranci wypełniali lukę na rynku pracy, chwytając się zajęć, których nie będą chcieli imać się Europejczycy.

Dlatego chętnie otwierano się przed przybyszami z innych krajów. Ich osiedlanie się uznawano za coś naturalnego, korzystnego i pożądanego. Ideologiczną podbudową takich poglądów była otwartość kulturowa, czyli przekonanie, że wszystkie rodzaje kultur są tak samo wartościowe i Europejczycy mogą także wiele nauczyć się od kolorowych.

Dochodziła do tego kontrkulturowa fascynacja egzotyką: podróżami, strojami, muzyką, kuchnią. Społeczeństwa zaczęły się mieszać. Do Europy zaczęła płynąć niekontrolowana masa. Rosnący dobrobyt był najważniejszy. Zachód zdawał się być ślepy, na los, który sobie gotuje.

Zawiodło jeszcze jedno założenie. Socjologowie przewidywali, że imigranci w pogoni za pieniądzem przyjmą europejski sposób bycia. Porzucą tradycję, wartości, które wynieśli z ojczyzny, na rzecz zachodniego liberalizmu.

Owo założenie okazało się błędne. Już w latach 80. ubiegłego wieku na przedmieściach wielu francuskich miast powstały dzielnice nędzy, po których bała się poruszać nawet policja. Arabowie nie chcieli asymilacji. Chcieli żyć jak u siebie. Nie tylko pielęgnować swoje zwyczaje, ale narzucać je innym.

Je ne suis pas Charlie

Zachód stał się ofiarą ideologii politycznej poprawności, która nakazuje bezwzględną tolerancję dla odmienności, sprzeciwia się jakiejkolwiek dyskryminacji, faworyzując w zasadzie mniejszości kosztem większości.

W bardzo jaskrawy sposób było to widoczne podczas relacjonowania ostatnich zamachów w Paryżu przez mainstreamowe media. W przypadku zamachowców, dziennikarzom największych stacji przez gardło nie przeszło, że napastnikami są muzułmanie, którzy zabijają w imię fałszywego proroka.

Trzeba zwrócić uwagę jeszcze na jeden fakt. Celem islamistów były media liberalne, a nie np. chrześcijańskie kościoły. Powód był prosty – zemsta za obrazę uczuć religijnych. Można więc przypuszczać, że dżihad w Europie będzie dotyczył w pierwszej kolejności właśnie wyznawców politycznej poprawności, a nie mieszkańców wyznających wartości konserwatywne.

Nie zmienia to faktu, że trzeba zatrzymać islamizację Europy przez tych, którzy uważają, że innowierców trzeba nawracać siłą, a opornych – fizycznie eliminować. Dialogu trzeba szukać wyłącznie z tymi, z którymi podzielamy fundamentalne wartości. Znamienne, że jedną z ofiar ostatnich zamachów był policjant – muzułmanin, a inny wyznawca Allaha pomagał uwięzionym zakładnikom.

Jest ewidentne, że trzeba bezwzględnie przeciwstawiać się takim formom fanatyzmu, które za akt zbawienia uznają mordowanie niewinnych. Ale nie należy także udawać, że ci, którzy wierzą w Jedynego Boga są sobie zawsze bliżsi, od tych którzy z istnienia Boga szydzą, naigrywają się i naśmiewają, często w sposób niewybredny, a nawet wulgarny.

 Tomasz Teluk