MSZ to resort, który dotychczas nasycony był komunistycznymi elitami już w drugim i trzecim pokoleniu. Wprawdzie zakazano zatrudniania funkcjonariuszy komunistycznej bezpieki i ich agentury, ale dopiero kiedy odeszli na emeryturę, więc taki zapis nie robił im krzywdy.

A gdy ktoś z tego środowiska jeszcze zapodział się w dyplomacji, wszyscy udawali, że nic nie wiedzą, gdyż – jak wiadomo – wszyscy komuniści, a zwłaszcza bezpieczniacy, przyszli na świat w roku 1990. Nikt więc nie miał żadnej przeszłości, stąd jej badanie było niepotrzebne, niewskazane, a nawet niebezpieczne, gdyż burzyło spokój. Nowa ustawa o służbie zagranicznej, o ile nie wyląduje na wieczność w jakiejś komisji, wprowadzi dwa istotne rozwiązania. Kadry MSZ zostaną sprofesjonalizowane i odpolitycznione, m.in. dzięki zakazowi przynależności do organizacji politycznych i rekrutacji młodych pracowników. Liczba stanowisk zajmowanych z politycznego nadania zostanie ograniczona i oddzielona od zawodowego korpusu. Mnie jednak najbardziej interesuje art. 78, który nakazuje przekazanie IPN: rejestrów, kartotek i akt pracowników służby zagranicznej, wytworzonych lub gromadzonych w okresie do dnia 31 grudnia 1990 roku. Chodzi po prostu o teczki personalne pracowników MSZ z okresu PRL. Raporty i depesze z placówek dyplomatycznych są już jawne i dostępne dla badaczy w nowym archiwum MSZ w Imielinie, ale dokumenty personalne były tajne. Ich udostępnienie za pośrednictwem IPN nie tylko pokaże, jaki charakter miały kadry MSZ i jak były zinfiltrowane przez bezpiekę, lecz przede wszystkim pozwoli zbadać, na ile obecne ministerstwo stanowi kadrową kontynuację komunistycznego poprzednika, gdyż wiemy, że w Polsce stanowiska są w praktyce dziedziczne.

Jerzy Targalski

jozefdarski.pl