Jak wynika z sondaży, popularność Janusza Korwin-Mikkego rośnie wraz z jego kolejną kontrowersyjną wypowiedzią czy zachowaniem. Po spoliczkowaniu Michała Boniego, pozycja jego partii według niektórych notowań wzrosła aż do 10 proc. i obecnie jest trzecią siłą w parlamencie. Opłaca się być w polityce skandalistą?  

Wydaje mi się, że to jest naciągany wniosek. Te wszystkie wahania mieszczą się w granicach błędu statystycznego. Dodatkowo, sondaże z wakacji są bardzo rozchwiane. Trzeba traktować je z dużym dystansem, bo w różnych cyklach wyborcy różnych partii się rozjeżdżają. Ale rozumiem, że jest „sezon ogórkowy” i że media lubią tak podkręcić atmosferę. Spoliczkowanie Boniego miało miejsce w czwartek, a jakieś sondaże były już robione w weekend... Takie wydarzenia wyborcy muszą sobie przetrawić, jeśli mają one mieć wpływ na ich preferencje. Wzrost poparcia dla partii Korwina, jeśli  rzeczywiście nastąpił, może być też konsekwencją wcześniejszych wydarzeń, które ostatnio działy się na naszej scenie politycznej – tych naprawdę istotnych, jak np. sprawa votum nieufności dla rządu. Przy tym wydarzeniu, incydent Korwina-Mikkego ważny na pewno nie jest, może być co najwyżej szokujący. Myślę, że zachowanie lidera Nowej Prawicy nie jest dla Polaków niczym zaskakującym. Widziliśmy już wcześniej ten błysk szaleństwa w jego oczach, który teraz jest może bardziej namacalny. Ale to nie jest rewolucyjna  zmiana.

Janusz Korwin-Mikke pozwala sobie na coraz śmielsze wybryki i systematycznie poszerza grono obrażanych osób. Gdzie może kończyć się granica akceptowalności dla jego zachowania?

Kluczowe jest to, na ile mu pozwolą pozostałe partie. Wydaje mi się że istotnym punktem odniesienia mogą być dla nas Włochy, kraj o jednak podobnych parametrach politycznych do nas Przy Beppe Grillo wyczyny Korwina-Mikkego są dość skromne. Korwin ciągle jednak nie organizuje wieców w głównych miastach, nie wykrzykuje na nich wulgarnych haseł pod adresem klasy politycznej, wołając „vafanculo”! (w opisowym tłumaczeniu znaczy to: „odejść bez zbędnej zwłoki”). Ugrupowanie Grillo mialo 25 proc. poparcia w wyborach, a nie 7 proc. jak Nowa Prawica. Więc to wcale nie musi być tak, że zachownaie Korwina-Mikkego spotka się z ostrą reakcją społeczeństwa, bo jakaś część elektoratu może by chciała krzyknąć do klasy politycznej: „vafanculo”!  Dużo zależy od tego, jak ta klasa polityczna  będzie się zachowywać, czy będzie tworzyć jakieś realne alternatywy. Czy ludzie którym się coś nie podoba, będą mogli to wyrazić mieszcząc się w tych partiach które są, czy też będą szukać nowych jakości.

Pozycja Korwina-Mikkego składa się głównie ze skumulowanej niechęci wyborców do polskiej sceny poliycznej?

Jak dotąd dwukrotnie partie bazujące na niechęci do dotychczasowych partii politycznych sięgały 10 procent poparcia. Jest możliwe, że Korwin dojdzie do takiego poziomu. Wiele zależy tu jednak od kalndarza. Korwin trafił na szczęśliwą falę, bo w wyborach do paralmentu europejskiego, tak naprawdę niewielka mobilizacja jego wiernych wyborców – tych, których znamy z wyborów prezydenckich - dała mu dość impomujący wynik. Został okrzyknięty czarnym koniem i teraz ma już bonus za zwycięstwo na kilka miesięcy. Za chwilę będą wybory samorządowe, w których takie 7 proc. nie znaczy nic. W wyborach do sejmiku pewnie by nie dostał żadnego mandatu. Wtedy okaże się, czy nieprzekonujący wynik będzie przeszkadzać nowym wyborcom, którzy go wyniesli powyżej progu 7 proc. Później są wybory prezydenckie. W wyborach  prezydenckich jest szansa na dobry wynik, bo będzie można głosować bezpośrednio na niego. Jednak jego wynik zależy od tego, czy Bronisław Komorowski będzie miał realnego konkurenta, takiego, który będzie miał szanse odsunąć go od władzy. Polityczna entropia pokazuje, że tak naprawdę wyniki trzeciego czy czwartego kandydata w wyborach (a on ostatnio był czwarty po kandydacie lewicy) są odzwiarciedleniem wyników drugiego – jeżeli drugi jest silny, to czwarty traci. W związku z tym, jeśli pojawi się kandydat, który będzie w stanie podjąć walkę z Bronisławem Komorowskim, to może się okaząć że Korwin-Mikke znów dostanie 4 proc. w wyborach prezydenckich.

Jeżeli przeciwnik Komorowskiego nie uzyska dużego poparcia, to Korwin-Mikke może przekroczy te magiczne 5 proc. w wyborach prezydenckich i znów na tej fali entuzjazmu będzie niesiony do sejmu. Teoretycznie jest możliwy taki wariant układu sił w sejmie, że są albo koalicje z Korwienem, albo koalicja PO-PiS albo koalicja PiS-SLD. Wiele zależy jeszcze od tego, co się stanie w wyborach samorzadowych z PiS - czy zgarnie elektorat tych małych uzurpatorów, czy też zdobędą oni minimum pozwalającego przeżyć poparcia i trzeba się będzie z nimi układać.

A co jest bardziej prawdopodobne?

Wydaje mi się że tu nie ma podstaw żeby przewidywać, jak to się rozwinie. Zasadniczo są dwa tory: może podbijać notowania w kolejnych wyborach, lub też może się okazać, że te chwilowe 10 proc. poparcia w te wakacje, to apogeum jego powodzenia.

Patrząc na dwa podobne przypadki w minionych latach – Leppera i Palikota – można zauważyć podobną trajektorię. Powodzenie takiej partii generalnego buntu opiera się na widocznym szaleństwie – na powiedzeniu rzeczy, których na pewno się nie usłyszy z ust obecnej klasy politycznej. To wzbudza sprzeciw, lecz przez jakiś czas zyski przewyższają straty. Tyle, że nie da się tym szaleństwem specjalnie sterować. Akceptacja dla takiego szaleństwa, widoczna u części elektoratu, zaczyna się wypalać. Widać to ostatnie na przykładzie Palikota. Kluczowy jest ten moment, kiedy pierwszy raz akceptacja wyborców zacznie spadać. Najczęściej wtedy próbuje się podgrzewać takie szaleństwo, lecz jego nośność właśnie się kończy.

Korwin-Mikke przesuwa kolejne granice, przez co – być może - tylko szybciej się to wszystko wypali. Zawsze po takich wygłupach następuje chwila aplauzu, ale któryś kolejny wygłup jest już przyjmownay z obrzydzeniem i nagle się okazuje, że kończy się ten cały show. Być może to nie będzie to teraz, być może jeszcze za chwilę. Nie jest łatwo przewidzieć, w którym momencie czar pryska i ta strategia nie ma już żadnych entuzjastów. Niemniej nie da się długo utrzymać takiej samej ekscytacji.

Rozmawiała Emilia Drożdż