Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Już w ten wtorek Amerykanie wybiorą czterdziestego piątego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Zdaje się, że prezydentura Hillary Clinton będzie kontynuacją prezydentury Baracka Obamy, jednak nie wiemy, czego dokładnie moglibyśmy spodziewać się po prezydenturze Donalda Trumpa. A z punktu widzenia Polski- jako że obecnemu rządowi wyraźnie zależy na dobrej współpracy z USA- który z kandydatów byłby lepszy?

Dr hab. Piotr Wawrzyk, prof. UW: Problem polega na tym, że z jednej strony bardzo jasną deklarację w sprawie podtrzymania ustaleń ze szczytu NATO, którą złożyła Hillary Clinton. Czyli jeśli wybory wygrałaby kandydatka Demokratów, możemy być pewni, że te ustalenia zostaną podtrzymane. Z drugiej jednak strony Clinton jest reprezentantką obozu, który od ośmiu lat konsekwentnie osłabia pozycję międzynarodową Stanów Zjednoczonych, rezygnując z odgrywania przez ten kraj jakiejś szerszej roli na arenie międzynarodowej. W konsekwencji więc zachęca potencjalnych agresorów do zachowań nieobliczalnych, jak np. poczynania Władimira Putina wobec Ukrainy. Może to być więc nie do końca korzystne dla Polski. Donald Trump mówi natomiast o podtrzymaniu dobrych relacji z Europą Wschodnią, ale też porozumieniu z Rosją. Niezależnie od tego, który z kandydatów wygra wybory, kurs na arenie międzynarodowej będzie zależał od najbliższego otoczenia tych kandydatów. Osobiście myślę, że jeśli spojrzeć na wybory w USA z tego punktu widzenia, lepszym kandydatem byłby Donald Trump.

Ta część Polaków, która opowiada się za Donaldem Trumpem, często podkreśla, że kandydat Republikanów o naszym kraju i naszych rodakach wyraża się dość ciepło. Nie wiemy jednak, jak dokładnie miałoby wyglądać jego „porozumienie z Rosją” i dotrzymanie postanowień ze szczytu NATO. Hillary Clinton, jak Pan wspomniał, zapewnia utrzymanie tych postanowień, jak również przedstawia twarde stanowisko wobec Rosji, jednak pamiętamy niedawną wypowiedź męża kandydatki Demokratów i przede wszystkim jednego z byłych prezydentów USA na temat obecnego rządu Polski. Bill Clinton określił rządy PiS jako „przywództwo w stylu putinowskim”. Można się domyślać, że Hillary Clinton może zajmować podobne stanowisko. Jak mogłaby ułożyć się nasza współpraca z oboma kandydatami?

Z tego punktu widzenia na pewno trudno będzie ułożyć relacje z administracją Hillary Clinton, a łatwiejszym partnerem byłby Donald Trump, tym bardziej, że z jego otoczenia tego rodzaju sygnału nie płyną.

Jeszcze o powiązaniach kandydatów z Rosją. Tego rodzaju zarzuty są formowane w stronę obojga kandydatów.

Donald Trump ma z Rosją bardzo dobre kontakty biznesowe. Jak pokazał jednak film o fundacji Clintonów, kandydatka Demokratów również jest uwikłana w interesy z Rosją. Jeszcze raz powtórzę, że trudno przewidzieć, w jakim kierunku pójdzie chociażby relacja administracji czterdziestego piątego prezydenta Stanów Zjednoczonych z Władimirem Putinem, niezależnie od tego, kto te wybory wygra. Myślę jednak, że w kwestii niezależności Europy Środkowo-Wschodniej czy zaangażowania amerykańskiego wobec różnych reżimów międzynarodowych, mniejszą tolerancję miałaby administracja Trumpa.

Cała kampania była z całą pewnością niezwykle agresywna i emocjonalna, mnożyły się zarzuty i oskarżenia: z jednej strony „mejle Hillary Clinton”, z drugiej „seksistowskie taśmy Donalda Trumpa”...

Problem polega na tym, że chyba jeszcze nigdy w historii Stanów Zjednoczonych kandydatami głównych partii nie były osoby, którym można było tak wiele rzeczy zarzucić. I to w różnych wymiarach, Hillary Clinton- w wymiarze politycznym, a w przypadku Donalda Trumpa- w wymiarze, nazwijmy to, „obyczajowym”. Z reguły tego rodzaju kandydaci eliminowani są z dalszego wyścigu wyborczego już na etapie prawyborów. Tym razem, niestety, nastąpiła dokładnie odwrotna sytuacja i amerykańscy wyborcy naprawdę mają ogromny problem, na kogo zagłosować. Niezależnie od tego, czy z reguły głosują na Republikanów, czy Demokratów, ponieważ nie jest powiedziane, że po tych wszystkich nieprawidłowościach i aferach finansowych, w jakie podobno zamieszana jest Hillary Clinton, dotychczasowy elektorat Demokratów dalej będzie chciał głosować na tę kandydatkę. Analogiczną sytuację mamy w przypadku Donalda Trumpa i elektoratu Republikanów.

Na koniec jeszcze pytanie, jak Pan mógłby ocenić, podsumować całą tę kampanię

Na pewno była bardzo brutalna. Z całą pewnością było upublicznianych bardzo wiele rzeczy nieprzyjemnych dla kandydatów. Podobna sytuacja nie miała chyba miejsca w czasie żadnej wcześniejszej kampanii prezydenckiej, nigdy wcześniej nie było aż takiego natłoku wydarzeń. Wynika to jednak z faktu, że obie partie wystawiły akurat takich kandydatów. Ta kampania przejdzie do historii, jako jedna z najbardziej brutalnych. Niezależnie od tego, kto wygra wyścig do Białego Domu, jego pozycja będzie znacznie słabsza, niż jakiegokolwiek poprzedniego prezydenta. I do jednego, i do drugiego, opozycja z całą pewnością będzie stale podnosić zarzuty wobec różnych zaszłości, jakie zostały ujawnione w trakcie kampanii prezydenckiej.

Dziękuję za rozmowę.