Zatwierdzony właśnie przez Sejm projekt ustawy o leczeniu niepłodności jest realizacją interesów politycznych. Ta ustawa nie rozwiązuje problemu niepłodności, ale zręcznie go omija. Wygodniej omijać problem, niż brać za niego pełną odpowiedzialność. Decyzja rządzących wpisuje się w działania populistyczne, bo tzw. “sondażowa większość” społeczeństwa popiera in vitro. Warto też podkreślić, że lobby związane z procedurami in vitro ma bardzo silne wpływy.
 
Tymczasem w kwestii leczenia niepłodności panuje ogromna dezinformacja. Okazuje się, że pacjenci, którzy trafiają do nas po wielu nieudanych próbach in vitro, nie mają wykonanych podstawowych badań diagnostycznych. Pacjenci wieloktrotnie skarżą się, że już na pierwszej wizycie w klinice leczenia niepłodności są kierowani do procedury in vitro. Naprotechnologia jako “dobra medycyna” rzeczywiście zajmuje się leczeniem niepłodności, skupia się na pacjencie, na jego problemie i ostatecznie próbuje ten problem rozwiązać – wszelkimi dostępnymi metodami, uznanymi przez świat medyczny.
 
Niestety nasze państwo nie wspiera naprotechnologii, ale sprytnie zasłania się tym, że wiele z tych procedur jest dostępnych wśród listy świadczeń NFZ. Cóż z tego, że w koszyku świadczeń są pewne badania czy procedury, które można by wykonać, skoro większość pacjentek nie wykonuje ich w ramach refundacji, dlatego naprotechnologia pozostaje w sektorze prywatnym, a to ogranicza możliwości korzystania z jej osiągnięć. Jednocześnie świadczy to o jawnej dyskryminacji uboższej części społeczeństwa. Naprotechnologia powinna być metodą dostępną dla każdego, a w przypadku niepłodności metodą z wyboru.

Not.ed