Fronda.pl: Gazeta Polska pisze dziś o dokumencie, wedle którego Polscy specjaliści nie brali w ogóle udziału w badaniach szczątków samolotu po katastrofie smoleńskiej. Jak bardzo może to zmienić nasze postrzeganie śledztwa i nieprawidłowości z nim związanych?

Dorota Kania, Gazeta Polska: 28 kwietnia 2010 roku zaczęła działać komisja Millera, czyli Państwowa Komisja Badań Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Była to mieszana komisja cywilno-wojskowa, która miała zbadać okoliczności katastrofy smoleńskiej. Obecnie dokumenty i nagrania komisji Millera bada w ramach lotnictwa państwowego podkomisja pod przewodnictwem p. Wacława Berczyńskiego. Podkomisja ta przesłuchała owe nagrania i przejrzała dokumenty. Zaczął się wyłaniać z tego obraz taki, jaki częściowo przypuszczaliśmy dzięki ustaleniom zespołu parlamentarnego Antoniego Macierewicza – chodzi tu właśnie o owe nieprawidłowości. Obecnie mamy dowody na te nieprawidłowości w śledztwie. Po pierwsze – Rosjanie nie dopuszczali naszych specjalistów do wraku, czy czegokolwiek innego. Prokurator Marek Pasionek, gdy był w Moskwie, alarmował, że dzieją się naprawdę złe rzeczy jeśli chodzi o współpracę pomiędzy prokuraturą Polską a Rosyjską. Członkowie komisji Millera, którzy jeździli do Moskwy mówili, że nie mają dostępu do wraku, do dokumentacji. Alarmowali, że Rosjanie nie chcą ich w ogóle do czegokolwiek dopuścić.

Kim był autor notatki, o której pisze Gazeta Polska?

Człowiek, który sporządził wspomnianą notatkę i kilka miesięcy temu „nagle zmarł”, był również członkiem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. I to właśnie on najgłośniej alarmował o nieprawidłowościach związanych z badaniem katastrofy smoleńskiej – podkreślmy – największej tragedii narodowej po 1945 roku. On sporządził tę notatkę, o której rozmawiamy. Później natomiast domagał się odwołania Edmunda Klicha, szefa Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Podnosił argumenty, że Edmund Klich uniemożliwił dochodzenie swoich praw przez członków komisji w Rosji. Tych członków, którzy – podkreślmy – chcieli być dopuszczeni do badania wraku, chcieli współuczestniczyć w badaniach. Sytuacja ta potwierdziła nasze, społeczeństwa, wątpliwości co do prowadzenia śledztwa przez polską stronę, których mieliśmy mnóstwo od samego początku.

Czy sam ten dokument może mieć duże znaczenie?

Myślę, że ludzie, którzy mieli wątpliwości co do katastrofy, teraz będą tych wątpliwości mieli jeszcze więcej. Wbrew temu bowiem co się mówi, Polacy nie są przekonani o tym, że był to zwykły wypadek lotniczy. O tym przekonaniu świadczą badania, które przeprowadzano na przestrzeni ostatnich 6 lat. Sądzę, że ci, którzy mają wątpliwości, będą szukali dalej. I to jest bardzo istotne – to, żeby tego typu faktów i dokumentów ujawniano coraz więcej.

W Gazecie Polskiej czytamy też, że o faktach zawartych w dokumencie wiedział ówczesny premier, Donald Tusk. Czy fakty te mogą go pogrążyć?

Ja, gdy już mnie o to pytano, odpowiedziałam, że sprawą powinna zająć się prokuratura. Znamy w końcu coś takiego, jak przestępstwa urzędnicze. Kodeks Karny przewiduje odpowiedzialność urzędniczą. Nie jestem oczywiście prawnikiem, ale według mnie mamy tutaj do czynienia co najmniej z zaniechaniem. To, co jest bardzo ważne, a czego jeszcze nie zaznaczyłam,  to że Jerzy Miller wraz z członkami swojej komisji powoływał się na Donalda Tuska, na jego plenipotencję, na to, że komisja nie działa sama, a niejako wespół z premierem.

Sądzi więc Pani, że wraz z ujawnieniem tego dokumentu i licznymi nowymi wątpliwościami prawdopodobieństwo, że był to zamach, wzrasta?

Uważam, że sprawa powinna być bardzo dokładnie zbadana. Przeciwko temu, że była to zwyczajna katastrofa świadczą fakty. Wbrew temu, co chcieliby Polakom „wcisnąć” zwolennicy takiej teorii. Według mnie sprawa powinna być wyjaśniona niezwykle dokładnie, a wszelkie wątpliwości wyjaśnione. Czy będzie to miało miejsce w najbliższym czasie? Myślę, że nie. Dużo rzeczy jest jeszcze do odkrycia i zbadania.

Dziękuję za rozmowę.