Jarosław Kaczyński przyznał dziś, że wyjątkowo nie smakowało mu jedzenie z kuchni kancelarii premiera. Donald Tusk bardzo szybko uznał, że to okazja, by zaatakować Kaczyńskiego i pochwalić się skromnością.

„Jem w pracy obiady z kancelaryjnej kuchni od 7 lat. Są skromne, ale bardzo dobre. Domowe. Najlepsze są kotlety mielone, ziemniaki i mizeria” – napisał premier na Twitterze. Rzeczywiście bardzo cieszy, że Donald Tusk nie wybrzydza. Wiele wskazuje jednak na to, że skromne obiady… rekompensuje sobie kosztownymi dodatkami.

Dzięki taśmom dowiedzieliśmy się, co to jest dokładnie. Radosław Sikorski żalił się Jackowi Rostowskiego, że „cała ambasada na Kubie dwoi się i troi, żeby zdobyć najlepsze cygara dla Tuska”. Narzekał ponadto, że ma trudności ze zdobyciem armaniaku rocznik 1957 na prezent dla premiera. Tymczasem koszt jednej butelki takiego trunku może wynieść nawet 3 tys. złotych.

Co więcej cała partia Tuska nie oszczędza na podobnych przyjemnościach. Ogromne kwoty wydano na cygara, wina, drogie ubrania, stylistów, a nawet na „catering” z klubu nocnego.

Newsweek opublikował swego czasu analizę wydatków PO za lata 2010 – 2013. Wiadomo, że w ciągu trzech lat wydano na luksusowe ubrania prawie 250 tysięcy złotych! Co więcej opłacono specjalistów wizerunku i ubioru za 80 tysięcy…

Z kolei na kosztowne wina i cygara PO przeznaczyła kolejne 100 tys. złotych. Najciekawszym wydatkiem jest jednak 2,5 tys. zł. na „catering” z dyskoteki „Rich and Pretty”. „Newsweek” poinformował, że klub ten reklamował się półnagimi i nagimi kobietami i trudno uznać go za typową firmę cateringową.  

Tak wlaśnie w praktyce wygląda "skromność" Tuska i jego świty. Oszczędność na mielonych i mizerii to w tym kontekście naprawdę żaden powód do chluby...

bjad/niezalezna.pl