Abp Marek Jędraszewski w rozmowie z ks. Henrykiem Zielińskim, redaktorem naczelnym tygodnika "Idziemy" mówi o nadchodzącym końcu neopogaństwa.

Na ostatnim posiedzeniu Konferencji Episkopatu Polski przedstawił Ksiądz Arcybiskup diagnozę sytuacji, w której znajduje się Kościół w naszej Ojczyźnie. Po diagnozie czas na receptę…

Nie była to pełna diagnoza, tylko rodzaj szkicu, który jest potrzebny, aby sobie zarysować przestrzeń, w której przychodzi nam działać. Trzeba zobaczyć, jaki jest świat, następnie go właściwie ocenić, aby – w konsekwencji – zrozumieć, co znaczy nowa ewangelizacja jako zadanie, przed którym obecnie stoi Kościół w Polsce.

Pamiętam sformułowanie abp. Jerzego Stroby, który po spotkaniu z Ojcem Świętym – a było to na początku lat 90. XX wieku – mówił: „Nowa ewangelizacja, czyli robić to samo, ale bardziej intensywnie”. Być może nie chciał dopuścić do siebie myśli, że nie tylko Europa Zachodnia poganieje, ale że typowe dla Zachodu procesy sekularyzacyjne dotykają także Polskę. Na szczęście, sytuacja w naszym kraju nie jest taka, jak na Zachodzie. Miejmy też nadzieję, że taką również się nie stanie, i że nie będziemy musieli zaczynać ewangelizacji Polski niemal od zera. Niemniej jednak także u nas – i to w czasie, kiedy zbliża się 1050. rocznica Chrztu Polski – presja pogańskiego sposobu myślenia jest ogromna. Odciska się ona w życiu bardzo wielu ludzi, szczególnie dzieci i młodzieży. W związku z tym trzeba ich ewangelizować, czyli głosić im zupełnie inną wizję człowieka i świata, niż ta, którą otrzymują w mediach, w szkole czy już nawet w edukacji przedszkolnej. Współczesnej Polsce trzeba pilnie przywrócić blask prawdy, o którym mówił Jan Paweł II, gdyż duchowe zagrożenia są ogromne. Coraz bardziej mamy do czynienia z przemyślnie wprowadzaną edukacją pogańską, nastawioną na panseksualizm, deprawację osobowości i utratę tożsamości. Wszystko zostaje podważone: nawet to, co znaczy być kobietą lub mężczyzną, co znaczy małżeństwo i rodzina. Za tym kryje się styl myślenia i życia, „jakby Boga nie było”. Trudno się jednak temu dziwić: kiedy odrzuca się Boga, w konsekwencji uderza się w człowieka. Obecny kryzys antropologiczny jest skutkiem świadomego lub przynajmniej praktycznego ateizmu.


Jak zatem chrześcijanom żyjącym w świecie relatywizmu przywrócić blask prawdy i poczucie tożsamości?


Niedawno sięgnąłem po raz kolejny do pism Ojców Kościoła. Czytając niektóre z nich, byłem zdumiony, jak ogromną świadomość swojej tożsamości mieli pierwsi chrześcijanie. I nie chodzi tylko o apostołów, ale także o chrześcijan drugiego, trzeciego czy czwartego pokolenia. Ich postawę niezwykle wymownie ujmuje List do Diogneta, którego nieznany nam autor z końca II wieku z dumą stwierdzał: „Czym dusza jest w ciele, tym chrześcijanie w świecie”. Tę tezę starał się potwierdzić całą serią paradoksów, ukazujących, z jednej strony, że chrześcijanie są pełnymi obywatelami ówczesnego świata, a z drugiej, swym stylem myślenia i postępowania zdecydowanie się różnią od pogan. Stąd pisał: chrześcijanie „dzielą jeden stół, lecz nie jedno łoże. Są w ciele, lecz żyją nie według ciała. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba. Słuchają ustalonych praw, a własnym życiem zwyciężają prawa”. Są więc chrześcijanie nie tylko pewną innością, ale innością, która jest wyraźnym znakiem sprzeciwu wobec pogańskiego świata. To sprawia, że są prześladowani. „Kochają wszystkich ludzi, a wszyscy ich prześladują. Są zapoznani i potępiani, a skazani na śmierć zyskują życie. Są ubodzy, a wzbogacają wielu. Wszystkiego im nie dostaje, a opływają we wszystko. Pogardzają nimi, a oni w pogardzie tej znajdują chwałę. Spotwarzają ich, a są usprawiedliwieni. Ubliżają im, a oni błogosławią. Obrażają ich, a oni okazują wszystkim szacunek. Czynią dobrze, a karani są jak zbrodniarze. Karani radują się jak ci, co budzą się do życia. Żydzi walczą z nimi jak z obcymi, Hellenowie ich prześladują, a ci, którzy ich nienawidzą, nie umieją powiedzieć, jaka jest przyczyna tej nienawiści”.

Więcej w najnowszym numerze tygodnika "Idziemy"