Rządy Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych w teorii sprzyjały Żydom, obawiały się jednak, że polityka agresywnie

prożydowska sprowokuje Hitlera do masowego wygnania Żydów. W tej sytuacji rządy byłyby moralnie zmuszone do przyjęcia uchodźców. Dla nazistów emigracja stanowiła zawsze jeden z elementów Ostatecznego Rozwiązania. Istniejące materiały zdają się świadczyć, że Hitler był zdecydowany raczej wymordować Żydów niż ich deportować, był jednak całkiem zdolny do zmiany polityki, gdyby sprzymierzeni stworzyli mu okazję postawienia ich w kłopotliwej sytuacji.

13 grudnia 1942 roku Goebbels zapisał w swoim dzienniku: „Wydaje mi się, że zarówno Brytyjczycy, jak Amerykanie są zupełnie zadowoleni, że eksterminujemy żydowski motłoch”.

To oczywiście było nieprawdą. Żadne z mocarstw nie było jednak gotowe do próby ocalenia Żydów poprzez przyjmowanie ogromnych liczb uciekinierów.

Ze wszystkich mocarstw europejskich Wielka Brytania była w latach trzydziestych w najmniejszym stopniu antysemicka. Założenie w roku 1932 przez sir Oswalda Mosleya ruchu Czarnych Koszul okazało się fiaskiem, głównie dlatego, że atakował on Żydów. Rząd obawiał się jednak, że efektem masowej imigracji żydowskiej byłoby ogromne rozpowszechnienie się antysemityzmu. Nie zamierzał też odejść od ograniczenia imigracji do Palestyny narzuconej przez „White Paper” z 1939 roku. Winston Churchill, którego stanowisko zawsze było prosyjonistyczne, chciał zwiększyć liczbę przyjmowanych Żydów. Jednakże jego minister spraw zagranicznych Anthony Eden dowodził, że otwarcie przed Żydami Palestyny doprowadzi do zerwania z Wielką Brytanią jej arabskich sojuszników i tym samym zniszczy jej pozycję strategiczną na Bliskim Wschodzie.

Kiedy jeden z przywódców amerykańskiej społeczności żydowskiej, rabin Stephen Wise, zwrócił się do niego w Waszyngtonie o poparcie anglo-amerykańskiego apelu do Niemiec o zezwolenie na opuszezenie przez Żydów okupowanej Europy, Eden oświadczył, iż idea ta jest „fantastycznie niemożliwa”. Prywatnie jednak wyznał: „Hitler mógłby nas doskonale przechytrzyć składając taką ofertę”.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych sprzeciwiało się przyjmowaniu żydowskich imigrantów, było nawet niechętne podaniom w tej sprawie: ”nieproporcjonalnie dużo czasu w tym urzędzie – zanotował jeden z wyższyeh urzędników – marnuje się na załatwianie spraw tych jęczących Zydów”.

 Stany Zjednoczone z pewnością były w stanie przyjąć ogromną ilość uchodźców żydowskich. W rzeczywistości w czasie wojny przyjęto ich tylko 21 tysięcy, co stanowiło 10 procent maksymalnej liczby dozwolonej przez prawo wprowadzające system kwot imigracyjnych.

Przyczyną była wrogość opinii publicznej. Wszystkie patriotyczne ugrupowania, od Legionu Amerykańskiego do Weteranów Wojen Zagranicznych, wołały o całkowity zakaz imigracji. W czasie wojny nastroje w Stanach były bardziej antysemickie niż w jakimkolwiek innym okresie ich historii. Badania opinii publicznej w latach1938-45 wykazały, że 35-40% społeczeństwa poparłoby wprowadzenia antyżydowskich przepisów prawnych. Według badań z roku 1942, Amerykanie uważali, że śydzi są jednąz najbardziej zagrażających im grup narodowych, ustępując w tym zakresie jedynie Niemcom i Japończykom.

W latach 1942-44 na Washington Heights w Nowym Jorku zbezczeszczono wszystkie synagogi.

Wiadomości o eksterminacji były dostępne począwszy od maja 1942 roku, kiedy Bundowi udało się dostarczyć sprawdzone raporty dwóm żydowskiego pochodzenia członkom polskiej Rady Narodowej w Londynie. Zawierały one pochodzące z Chełmna opisy ruchomych komór gazowych na ciężarówkach oraz podawały liczbę 700 tysięcy zamordowanych już Żydów.

„Boston Globe” opublikował tę wiadomość zaopatrzonąw tytuł „Masowe mordy Żydów w Polsce pochłonęły już ponad 700 000 ofiar”, ale umieścił ją na dwunastej stronie. „New York Times” napisał o „prawdopodobnie największym w historii masowym zabójstwie”, ale poświęcił mu tylko kilka linijek. Wiadomościom o Holocauscie poświęcano niewiele miejsca i ginęły one w wielkiej masie straszliwych historii wojennych.

Ponadto w Ameryce występował ogromny opór przed przyjęciem do wiadomości samego faktu Holocaustu, nawet kiedy armia amerykańska weszła do wyzwalanych obozów. Jeden z autorów piszących w „Nation”, James Agee, odmawiał oglądania filmów rejestrujących rzeczywistość obozów i zaklasyfikował je jako propagandę. Żołnierze wpadali we wściekłość, kiedy ludzie w Ameryce nie chcieli nie tylko dać wiary ich słowom, ale nawet oglądać przywiezionych przez nich fotografii.

Poważną przeszkodę na drodze podjęcia jakichkolwiek działań stanowił sam E D. Roosevelt. Był lekko antysemicki, a ponadto źle poinformowany.

Kiedy sprawa została poruszona na konfereneji w Casablance, zaczął mówić o „uzasadnionych pretensjach Niemców do Żydów, a dokładniej, że podczas gdy stanowili oni tylko niewielki procent społeczeństwa, Żydami było ponad pięćdziesiąt procent prawników, lekarzy, nauczycieli i profesorów” (rzeczywiste liczby wynosiły odpowiednio 16,3; 10,9; 2,6; 0,5 procent).

Wydaje się, że Roosevelt kierował się wyłącznie względami polityki wewnętrznej. Głosowało na niego ponad 90 procent Żydówamerykańskich i skoro ich głosy były bezwarunkowo pewne, nie odczuwał potrzeby działania. Nawet kiedy były już znane dokładne fakty na temat systematycznej eksterminacji, prezydent nie podjął żadnych działań przez czternaście miesięcy. Z dużym opóźnieniem zorganizowano w kwietniu 1943 roku dotyczącątej kwestii anglo-amerykańską konfereneję na Bermudach, jednak Roosevelt nie zainteresował się nią bliżej. Konferencja doszła do wniosku, że nie jest możliwe podjęcie jakichś bardziej zdecydowanych kroków. Ostrzegała nawet, że „nie powinno zwracać się do Hitlera o uwolnienie potencjalnych uchodźców”.

Stworzono jedynie Komitet Uchodźstwa Wojennego. Nie otrzymał on specjalnej pomocy od rządu, a 90 procent jego funduszy pochodziło ze źródeł żydowskich. Komitetowi udało się jednak przyczynić do ocalenia 200 tysięcy Żydów oraz 20 tysięcy osób innej narodowości.

Na początku lata 1944 roku, kiedy rozpoczęła się zagłada węgierskich Żydów, pojawiła się idea zbombardowania komór gazowych. Szczególnie przerażony wydarzeniami i skłonny do podjęcia działań był Churchill. Zabójstwa te, jak pisał, „są prawdopodobnie największą i najstraszniejszą zbrodnią popełnioną w ciągu całej historu świata”.

7 lipca 1944 roku wydał instrukcje Edenowi: „Zmuś Siły Lotnicze do czego tylko się da, a w razie potrzeby powołaj się na mnie”. 

Operacja rzeczywiście była możliwa do wykonania. Pomiędzy 7 lipca a 20 listopada 1944 roku zbombardowano co najmniej dziesięć razy rafinerię znajdującą się kilkadziesiąt kilometrów od Oświęcimia (w tym czasie Holocaust był już właściwie dokonany i Himmler nakazał zniszczenie maszynerii śmierci). 20 sierpnia 127 latających fortec zbombardowało dzielnicę przemysłową Oświęcimia położoną o mniej niż dziesięć kilometrów na wschód od komór gazowych.

Oczywiście nie można udowodnić, że zbombardowanie komór gazowych uratowałoby Żydów. SS zabijało Żydów z fanatycznym uporem, nie zważając na fizyczne i militarne przeszkody. Z pewnością próba taka była jednak sensowna. Churchill był jednak jej jedynym prawdziwym zwolennikiem w rządach mocarstw anglosaskich. Lotnictwo obu państw było niechętne akcjom wojskowym nie ukierunkowanym na zniszczenie wojsk nieprzyjaciela lub jego potencjału wojennego. Departament Wojny Stanów Zjednoczonych odrzucił plan, nie badając nawet realnych możliwości jego wykonania.

Tutaj dochodzimy do ważnej i trudnej kwestii. Odmowa oddelegowania sił do specjalnej akcji ratowania Żydów była zgodna z ogólną polityką wojenną. Oba rządy zajmowały – uzgodnione ze społecznościami żydowskimi ich krajów – stanowisko, że najlepszą drogą pomocy Żydom jest szybkie i całkowite pokonanie Hitlera. Była to jedna z przyczyn, z powodu których duża i wpływowa społeczność żydowska Stanów Zjednoczonych nie uważała kwestii bobmardowań za tak pilną. Kiedy jednak już raz uznało się zwycięstwo w wojnie za cel najważniejszy, w perspektywie tego celu zaczęto ujmować sam Holocaust.


Paul Johnson, fragment książki „Historia Żydów”