Rozpoczęta 13 kwietnia operacja antyterrorystyczna (w nomenklaturze ukraińskiej i rosyjskiej ATO) na wschodzie Ukrainy nie przyniosła stronie rządowej - jak dotąd – większych sukcesów, za to obfitowała w porażki i ukazała zupełne nieprzygotowanie resortów siłowych państwa do skutecznego prowadzenia tego typu operacji. 

(...) Na klęski strony rządowej – zarówno realne (w sile żywej i sprzęcie wojskowym) jak i w sferze medialno-propagandowej – złożył się cały wachlarz elementów, które generalnie pokazały (przynajmniej jak dotąd) słabość ukraińskich sił zbrojnych i organów bezpieczeństwa, które nagle stanęły w obliczu nowego - początkowo niezdefiniowanego, a potem lawinowo narastającego - zagrożenia.

1. Przełamanie bariery mentalnej na wszystkich szczeblach – od żołnierzy z poboru, aż do dowódców sztabowych. Generalicja - i rzecz jasna mobilizowani żołnierze - nie są przygotowani do prowadzenia konfliktu o charakterze wewnętrznym, gdzie wróg nie jest agresorem zewnętrznym, jasnym do wskazania i zidentyfikowania. Skład osobowy wyższych dowództw albo nie rozumie, albo nie chce zrozumieć charakteru wojny asymetrycznej (część kadry w resortach siłowych i lokalnej administracji jawnie sabotuje prowadzone działania), co prowadzi do patologii już na etapie planowania operacyjnego, a potem wykonania taktycznego. Także żołnierze i funkcjonariusze, początkowo zdezorientowani, potrzebowali czasu, żeby odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Wielu z nich musiało odpowiedzieć sobie na pytanie, o co toczy się konflikt i po czyjej stronie się opowiedzieć. Dziś odpowiedzi na te pytania wydają się oczywiste, ale niekoniecznie były takie w kwietniu, czy jeszcze na początku maja. Stąd notowane przechodzenie na stronę separatystów całych oddziałów milicji i organów bezpieczeństwa, a także dezercje w armii, które jednakże nie przybrały jak się wydaje masowych rozmiarów.

2. Opieranie się na poborowych, którzy przez długi czas nie czuli się stroną konfliktu i nie byli w stanie sprostać presji działań bojowych o znamionach akcji policyjnej, czy potem wojny domowej. Początkowo działali w trudnych warunkach, w niechętnym środowisku lokalnym (występujące przeciwko nim tłumy mieszkańców), potem nagle – co było szokiem – stanęli w obliczu doskonale przygotowanego do walki partyzanckiej przeciwnika. Klęski w zasadzkach pod  Oktriabskie  - 20 km od Kramatorska (13 maja, pododdział z 95 Brygady Aeromobilnej) i Wołnowachą (22 maja, pododdział z 51 Brygady Zmechanizowanej) z jednej strony były bolesną lekcją dla armii, z drugiej ukazały prawdziwe oblicze rebelii. W chwili obecnej sytuacja zmienia się o tyle, że armia wspierana jest w coraz większym stopniu przez siły ochotnicze, wysoko zmotywowane do walki.

(...)

3. Podstawowe braki w wyposażeniu indywidualnym oraz zaawansowanym technicznie uzbrojeniu – w chwili rozpoczęcia ATO niedoinwestowanej armii i siłom bezpieczeństwa brakowało dosłownie wszystkiego. Do tego dochodzi długotrwałe przemęczenie działaniami bojowymi w trudnych warunkach polowych (spanie pod gołym niebem, kłopoty z dostawami wody i picia), przy braku możliwości rotacji pododdziałów. Dość powiedzieć, że rotację stosuje się od niedawna – 1 batalion Gwardii Narodowej złożony z ludzi ideowych (samoobrona Majdanu) została wycofana na tyły po... 45 dniach! W takich warunkach przeciętny żołnierz nie jest w stanie skutecznie wykonywać rozkazów, tym bardziej, gdy nie ma na wyposażeniu kamizelki balistycznej i kewlarowego hełmu oraz wielu innych, podstawowych wydawałoby się w XXI wieku, elementów wyposażenia: lornetek, namiotów, celowników optycznych, noktowizorów itd.

(...)

4. Stosowanie przez przeciwnika taktyki wojny asymetrycznej, nieregularnej, bez reguł, z zaangażowaniem ludności cywilnej. Przeciwnik posiada inicjatywę i narzuca nie tylko dynamikę działań, ale także charakter działań bojowych, które odbiegają od klasycznych reguł wojennych, gdzie zaznaczona jest wyraźnie granica między kombatantami a ludnością cywilną. Dopiero niedawno strona rządowa, z inicjatywy oddolnej (społecznej), zaczęła dostosowywać się do nowych reguł konfliktu – w odpowiedzi na niezidentyfikowanych, zamaskowanych „zielonych ludzików”, pojawiły się „czarne ludziki” - zamaskowani członkowie ochotniczych oddziałów (np. batalion Azow, formalnie w strukturach MSW, de facto niezależny, w rejonie Mariupola). W skali taktycznej niemal wszystkie klęski sił ATO to dobrze przygotowane zasadzki separatystów charakterystyczne dla działania specnazu (strona rebeliancka oficjalnie używa sformułowania grupy rozpoznawczo-dywersyjne w odniesieniu do swoich oddziałów uderzeniowych (rajdowych), przy zupełnej indolencji rozpoznawczej strony rządowej.

5. Podstawowe błędy taktyczne prowadzące do klęsk, wynikające z impotencji kadry oficerskiej, błędów praktycznych, braku rozpoznania, złego wyszkolenia i wyposażenia żołnierzy itp. Kulminacja błędów na wszystkich szczeblach uwidoczniła się np. przy rozbiciu kolumny zmechanizowanej pod Wołnowachą, co doprowadziło do ciężkich strat w sile żywej i technice bojowej. Z punktu widzenia taktycznego zabrakło skutecznego rozpoznania i współpracy z ludnością miejscową i z innymi oddziałami w okolicy, co wskazywało na zupełne nieprzygotowanie do wykonywania zadań bojowych, zwłaszcza w nocy (nie wystawiono posterunków obserwacyjnych, nie było noktowizorów, zlekceważono potencjalne zagrożenie atakiem itd.)

6. Utrata kontroli nad wschodnią granicą – wyłom w ochronie granicy spowodowany przez ataki na posterunki Państwowej Służby Granicznej, wymuszona dyslokacja pograniczników (czyli opuszczenie wielu posterunków i przejść granicznych), nieudolna koordynacja działań bojowych straży granicznej i wojska, zbyt późne wprowadzenie do walki sił ciężkich, w tym mobilnych pogranicznych grup zmotoryzowanych etc. skutkuje utratą kontroli nad setkami kilometrów granicy ukraińsko-rosyjskiej. W tej chwili notuje się nieskrępowany przepływ przez granice sił i środków z terytorium FR.

7. Beton w generalicji i biurokracja – brak procedur i przepisów wykonawczych, biurokracja w zakresie tworzenia i wyposażenia batalionów ochotniczych, niechęć generałów przed zmianą nawyków charakterystycznych dla zimnowojennej strategii, problemy logistyczne i niejasne, korupcjogenne procedury zakupów uzbrojenia i wyposażenia etc. Niezrozumienie specyfiki współczesnych konfliktów asymetrycznych w dowództwach resortów siłowych (zwłaszcza w ich pionach logistycznych i materiałowych) prowadzi do tego, że ogłoszono pobór, chociaż armii nie brakuje siły żywej, ale oddziałów o charakterze specjalnym, elitarnym, o wysokim morale. Tworzenie batalionów ochotniczych (obrony terytorialnej) trwa długo i nie wynika z procedur/schematów, ale z dobrej woli decydentów.

8. Obawa przed interwencją zbrojną FR – skupia nie tylko uwagę ukraińskich sztabów, ale odciąga realnie żołnierzy od operacji antyterrorystycznej oraz wymusza konkretne rozmieszczenie jednostek w terenie. W chwili kiedy groźba interwencji rosyjskiej nieco zmalała obserwuje się wzmacnianie sił ATO jednostkami wojskowymi. Przykładowo od niedawna posterunki (błok-posty) wokół Słowiańska wzmacniane są przez czołgi, czego jeszcze w maju nie notowano. Nie było i nadal nie jest jednak możliwe zaangażowanie całych sił armii w operację antyterrorystyczną w Donbasie. Należy zgodzić się z opinią ekspertów Ośrodka Studiów Wschodnich, którzy piszą w jednej z analiz, że: „Operacja [antyterrorystyczna – przyp. MG] nie była prowadzona w sposób kompleksowy – siły ukraińskie były wykorzystywane punktowo, co umożliwiało separatystom prowadzenie w tym samym czasie aktywnych działań na innym obszarze”. Jednocześnie trzeba dodać, że taka sytuacja wynikała m.in. właśnie z tego faktu, że znaczna część armii „odciągnięta” została od udziału w ATO poprzez zagrożenie interwencją rosyjską.

(...)

9. Unikanie za wszelką cenę ofiar wśród ludności cywilnej – brak postępów ATO w terenie zabudowanym (np. w rejonie blokowanego od dawna Słowiańska) wynika z obawy przed powtórką wariantu „czeczeńskiego” - szturmów na obszary miejskie, które mogą zakończyć się dużymi stratami strony szturmującej oraz zniszczeniem znacznej części miasta oraz dużymi stratami wśród ludności cywilnej. Mimo, że strona rosyjska mówi o czystkach etnicznych, niszczeniu miast, strumieniach uchodźców itd. (co jest ironią, jeśli przypomnimy sobie casus Czeczenii), dogłębna analiza wydarzeń wskazuje na to, że siły ATO używają lotnictwa i artylerii bardzo selektywnie. Chęć jak największego ograniczenia ofiar wśród ludności cywilnej (czego oczywiście nie da się uniknąć całkowicie) nie tylko spowalnia działania bojowe, ale w wielu przypadkach stawia separatystów w lepszej sytuacji taktycznej. Ograniczmy się do jednego przykładu zanotowanego przez korespondenta wojennego: żołnierze na ostrzeliwanym z broni wyborowej i moździerzy posterunku nie mogą odpowiedzieć ogniem z moździerzy (mają zakaz strzelania w kierunku miasta), a jedynie z broni strzeleckiej, wyborowej i granatników (ogień kontrolowany, czasami prewencyjny). Strona ukraińska utrzymuje, że separatyści prowadzą ogień (np. moździerzowy) z obszarów zabudowanych i często podejmują akcje intencjonalnie narażając ludność cywilną. Wydaje się uzasadnionym stwierdzenie, że za straty w ludności cywilnej odpowiadają obie strony, przy czym ten element jest istotnym orężem w wojnie propagandowej (szczególnie widocznym w retoryce Kremla, który ATO przedstawia jako wojnę junty z Kijowa z własnym narodem).

Niektóre z wymienionych błędów/patologii zostały już zauważone i podjęto próby ich usunięcia. Obserwujemy niejako nową fazę operacji antyterrorystycznej (strona ukraińska mówi o resecie i przeformatowaniu w odniesieniu do prowadzenia operacji) jednakże konflikt nabrał nowej dynamiki i trudno teraz będzie stronie rządowej przejąć inicjatywę i skutecznie gasić ogniska rebelii. Szacuje się obecnie, że ok. 15-20% ludności Donbasu w różnym stopniu wspiera separatystów (w tym ok. 5% chce walczyć), a siły zbrojne samozwańczej Noworosji mogą liczyć nawet 15-20 tys. ludzi. (...)

Marcin Gawęda

Cały tekst przeczytaj na stronie www.defence24.pl