"Wszystkie wojewódzkie Izby Skarbowe przyznają, że liczba nadsyłanych donosów z roku na rok rośnie. W 2012 r. rekord padł na Śląsku, gdzie złożono ponad 6,3 tys. donosów. Ranking zamykają Podkarpacie i Świętokrzyskie - w tych regionach liczba zawiadomień wynosi około 1 tys" - podaje "Newsweek".

Co najśmieszniejsze, donosy roją się od grafomani. Oto przykład: "Na czarno z synem i zięciem dorabiają przy remoncie. Teściowa też pracuje na dziko…" – to tylko fragment jednego ze zgłoszeń, które dotarło do urzędu.

Dziwne jest to, że Polacy nie donoszą osobiści, ale przez pocztę tradycyjną i elektroniczną. Poprzez nie wysyłane są zawiadomienia o popełnionym wykroczeniu wraz z wszelkimi dowodami (np. nagraniem).
 
Jak tłumaczy prof. Janusz Czapiński, "donosicielstwo jest wpisane w naszą kulturę i mentalność". – Nie mamy szczególnych więzi z innymi, wszystkich podejrzewamy o oszustwa i złe intencje. Czy to w sprawie rent, czy to w sprawie zasiłków dla bezrobotnych, czy podatków. Potrzebę zawiści zaspokajamy w imię szczytnego celu, jakim jest przywracanie społecznej sprawiedliwości – mówi psycholog społeczny z Uniwersytetu Warszawskiego.

Nic nie wskazuje na to, aby w najbliższych latach trend w liczbie donosów się odwrócił. – Polacy musieliby zacząć ufać innym, przestać podejrzewać, że ciągle coś kombinują za naszymi plecami – zauważa prof. Czapiński. Jak zaznacza, nauka zaufania społecznego to proces czasochłonny.

Czytaj więcej na stronach Newsweek.pl.

sm/Newsweek.pl