Po cyrku refundacyjnym i hucpie z ACTA młodzi, wykształceni, nowocześni odwrócili się od swojego idola (a co najmniej stanęli do niego bokiem), słupki sondażowe poleciały w dół, dziennikarze zaczęli zadawać niewygodne pytania i (co najgorsze!) skończyły się wczasy w dolomitach. W dodatku jest zbyt zimno żeby można spokojnie poharatać w gałę.

 

Przy tej okazji premier udzielił wywiadu (ciekawe, czy ekskluzywnego?) dwóm Tomaszom – Lisowi i Machale. Najbardziej spodobało mi się jedno zdanie, które pozwolę sobie zacytować: „W sprawie ACTA i złości tych młodych ludzi, boleśnie przeżywam to, że powstał fałszywy obraz: że z jednej strony są młodzi użytkownicy internetu, a z drugiej strony jest władza”. Cóż, moim zdaniem to faktycznie fałszywy obraz, nie cały przecież Naród korzysta z internetu. A cały, bez najmniejszego wyjątku, jest po przeciwnej stronie niż władza. Co prawda niektórzy jego członkowie jeszcze nie zdają sobie z tego sprawy, to jednak ostatnie wydarzenia ściągnęły klapki z wielu par oczu. Nic zatem dziwnego, że uczynny gwiazdor dziennikarstwa wziął się za ratowanie wizerunku przygasającej gwiazdy rodzimej polityki.

 

Obawiam się jednakowoż, że efekt może być całkowicie odwrotny od oczekiwanego. Hanna Suchocka, Jerzy Buzek, Leszek Miller, Jarosław Kaczyński też jako premierzy rządu RP zostali wyróżnieni tytułem „Człowiek roku” i na tym kończyła się ich kariera na stanowisku prezesa rady ministrów – kolejne wybory ich ugrupowania przegrywały z kretesem. Co prawda Donald Tusk już raz tę tradycję złamał, możemy jednakowoż mieć nadzieję, że był to tylko wyjątek potwierdzający regułę. Przecież jak pisała Wisława Szymborska, skądinąd miłośniczka Platformy Obywatelskiej, „nic dwa razy się nie zdarza”...


Alexander Degrejt