"OUN przed wojną była małą formacją, nie cieszącą się wśród ukraińskiej społeczności dużym poparciem. Ponadto polskie władze potrafiły ją kontrolować i ograniczać jej działalność do pewnego minimum. Nie była ona wówczas zdolna do przeprowadzenia jakichkolwiek większych działań zbrojnych" - mówi prof. Grzegorz Motyka w rozmowie z PAP.

Uczony tłumaczy następnie, że OUN dzielił się na dwie frakcje - Andrija Melnyka (melnykowcy) i Stepana Bandery (banderowcy). "To w środowisku banderowców pojawił się pomysł rozwiązania problemów polsko-ukraińskich za pomocą czystki etnicznej. W sposób bezwzględny wprowadzili ten pomysł, ku konsternacji wielu melnykowców. Oddziały melnykowskie na Wołyniu brały udział w napadach na niektóre polskie miejscowości, jednocześnie jednak działacze OUN-M uważali, że generalna rozprawa z Polakami jest bezsensowna i odnosili się do niej z dystansem" - mówi historyk pracujący w PAN.

"Mitem jest więc przekonanie, że wszyscy Ukraińcy wystąpili przeciwko Polakom. W rzeczywistości inicjatywa i organizacja czystek spoczywała od początku do końca w rękach kierownictwa OUN-B"- dodaje Motyka, zaznaczając, że nie brakuje świadectw mówiących o ukraińskich chłopach, którzy na mordowanie Polaków patrzyli z dużym dystansem.

Motyka wyjaśnia następnie, jaka była rzeczywista skala poparcia dla działań UPA. Według jego wyliczeń w napadach na Polaków wzięlo udział od 35 do 45 tysięcy Ukraińców. Tymczasem całą tzw. zachodnią Ukrainę zamieszkiwało 5 mln Ukraińców.

Historyk przypomina też, że nie brakowało tzw. ukraińskich sprawiedliwych. "Na samym tylko Wołyniu, według bardzo wstępnych szacunków, było 800 Ukraińców, którzy uratowali prawie 2000 Polaków" - zaznacza, dodając, że podobnych przypadków było wiele, choć Ukraińcom za pomoc Polakom groziły poważne represje, z groźbą śmierci włącznie.

Cały wywiad z prof. Grzegorzem Motyką, w którym poruszono też szereg innych problemów ważnych dla zrozumienia Rzezi Wołyńskiej, przeczytacie Państwo na stronie Dzieje.pl.

ol/Dzieje.pl