Daniel Pipes

Wielu wykształconym Europejczykom ich cywilizacja kojarzy się mniej z osiągnięciami nauki, bezprecedensowym poziomem dobrobytu czy osiągnięciem wyjątkowych swobód obywatelskich, a bardziej z kolonializmem, rasizmem i faszyzmem.
* * *
Spacerując po zdominowanych przez muzułmanów przedmieściach Sztokholmu nasuwa się jedno pytanie: jak to możliwe, że najbogatszy, najłagodniejszy, najlepiej wykształcony, najbardziej zeświecczony i homogeniczny naród na świecie dobrowolnie otworzył drzwi przed praktycznie każdym imigrantem z najbiedniejszych, najbardziej religijnych, najmniej nowoczesnych i stabilnych krajów świata?

Pojawia się też drugie pytanie: dlaczego kraje chrześcijańskie zdecydowały się przyjąć imigrantów głównie muzułmańskich? Dlaczego tak wielu polityków rządzących, z Angelą Merkel na czele, ignoruje i piętnuje tych, którzy coraz bardziej się obawiają, że taka imigracja trwale zmieni oblicze Europy? Dlaczego to słabsze państwa Grupy Wyszehradzkiej muszą wyrażać patriotyczne odrzucenie tego zjawiska? Dokąd prowadzi taka polityka imigracyjna?

Nie ma jednej odpowiedzi dla wszystkich krajów, których dotyczy ten problem; jednak z wielu czynników stojących za bezprecedensowym przyjęciem tak wielkiej liczby obcych ludzi, jeden wydaje się być decydujący: zachodnioeuropejskie poczucie winy.

Wielu wykształconym Europejczykom z Zachodu ich cywilizacja kojarzy się mniej z osiągnięciami nauki, bezprecedensowym poziomem dobrobytu oraz osiągnięciem wyjątkowych swobód obywatelskich, a bardziej z kolonializmem, rasizmem i faszyzmem. Brutalny podbój Algierii przez Francuzów, wyjątkowo okrutne ludobójstwo Żydów dokonane przez Niemców oraz spuścizna skrajnego nacjonalizmu – to wszystko powoduje, że wielu Europejczyków, zdaniem francuskiego intelektualisty Pascala Brucknera, widzi siebie jako „chorych ludzi planety”. Mają być odpowiedzialni za każdy problem, od ubóstwa po chciwe zużywanie zasobów naturalnych. „Biały człowiek zostawił po sobie żal i ruiny, gdziekolwiek był”. Dobrobyt wskazuje na rabunek, a jasna skóra to przejaw grzeszności.

„Napływ nieintegrujących się muzułmanów podniósł ważką kwestię: czy cywilizacja europejska z poprzednich tysiącleci może przetrwać?”
Bruckner nazywa to „tyranią poczucia winy”. Podczas ostatnich podróży napotkałem wiele barwnych przejawów tej nienawiści do siebie. Francuski ksiądz wyraził skruchę za działania Kościoła. Konserwatywny niemiecki intelektualista wolał Syryjczyków i Irakijczyków od innych Niemców. Szwedzki przewodnik wycieczek poniżał innych Szwedów w nadziei, że nie zostanie uznany za jednego z nich.

To prawda, dla wielu Europejczyków ich poczucie winy czyni ich lepszymi. Im bardziej będą nie lubić siebie, tym bardziej się usprawiedliwią – inspirując dziwaczną mieszankę samonienawiści i poczucia wyższości moralnej, która między innymi sprawia, że są niechętni poświęcić czas i pieniądze potrzebne na wychowywanie dzieci. „Europa traci wiarę w siebie, a przyrost naturalny upadł” – oznajmia irlandzki naukowiec, William Reville.

Katastroficznie ujemny przyrost naturalny doprowadził do kryzysu demograficznego. Kobiety w Unii Europejskiej rodzą tylko 1,58 dziecka od 2014 roku, wobec czego kontynentowi brakuje potomstwa. Z czasem ten bardzo ujemny przyrost będzie oznaczać nagły spadek liczby etnicznych Portugalczyków, Greków i innych. Utrzymanie państwa opiekuńczego i machin emerytalnych będzie wymagać sprowadzenia obcokrajowców.

Niż demograficzny w EU. Współczynnik dzietność vs wiek kobiet po raz pierwszy zachodzących w ciążę. (Warto zwrócić uwagę, że Polska przy niskiej dzietności, ma relatywnie niski wskaźnik wieku kobiety, co może wskazywać na kwestie ekonomiczne a nie kulturowe niskiej dzietności – przyp. red.)

Te dwa czynniki – pokutujące poczucie winy i zastępowanie kimś nieistniejących dzieci – skutkują zachęcaniem do napływu wielkiej liczby ludzi z kultur niezachodnich. Francuski pisarz Renaud Camus nazywa to „wielkim zastępstwem”. Ludzie z Południowo-Wschodniej Azji w Wielkiej Brytanii, z Afryki Północnej we Francji, Turcy w Niemczech plus Somalijczycy, Palestyńczycy, Kurdowie i Afgańczycy w całej Europie, mogą głosić uniewinnienie od historycznych grzechów Europy, wraz z perspektywą zupełnienia braków osobowych w gospodzarce. Amerykański pisarz Mark Steyn ujmuje to następująco: „Islam jest obecnie głównym dostawcą nowych Europejczyków”.

Establishment – albo ci, których nazywam 6P (politycy, policja, prokuratorzy, prasa, profesorowie i proboszcze) – ogólnie rzecz biorąc powtarza, że wszystko skończy się dobrze: Kurdowie staną się produktywnymi pracownikami, Somalijczycy dobrymi obywatelami, a problem islamizmu się rozpuści.

Taka jest teoria i czasami tak to działa. Niestety, zbyt często imigranci muzułmańscy stronią od kultury ich nowego europejskiego domu albo ją odrzucają. Najmocniej wyraża się to relacjach płci; niektórzy wręcz brutalnie atakują niemuzułmanów. Zdecydowanie zbyt często brakuje im umiejętności lub motywacji do ciężkiej pracy i kończą jako obciążenie dla gospodarki.

Napływ nieintegrujących się muzułmanów podniósł ważką kwestię: czy cywilizacja europejska z poprzednich tysiącleci może przetrwać? Czy Anglia stanie się Londonistanem, a Francja republiką islamską? Władza gani, odrzuca, odsuwa na bok, bojkotuje, tłumi, a nawet aresztuje tych, którzy zadają takie pytania, wyzywając ich od prawicowych ekstremistów, rasistów i neofaszystów.
Mimo to wizja islamizacji popycha rosnącą liczbę Europejczyków do walki o ich tradycyjny styl życia. Do ich przywódców należą tacy intelektualiści jak Oriana Fallaci i pisarz Michel Houellebecq; politycy, jak na przykład premier Węgier Viktor Orbán i Geert Wilders, lider najpopularniejszej partii Holandii.

Antyimigracyjne partie polityczne dostają w wyborach zazwyczaj około dwudziestu procent głosów. Chociaż większość się zgadza, że ich popularność pozostanie na tym poziomie albo sięgnie góra trzydziestu procent, odsetek ich zwolenników może również wzrosnąć. Według sondaży znaczna większość wyborców obawia się islamu oraz chce powstrzymania, a nawet odwrócenia skutków imigracji, szczególnie muzułmańskiej. W tym świetle uzyskanie przez Norberta Hofera połowy głosów w wyborach prezydenckich w Austrii jest wielkim przełomem.

Największym wyzwaniem stojącym przed Europą jest to, kto – establishment czy lud – będzie sterować przyszłością kontynentu. Islamistyczna przemoc polityczna najprawdopodobniej o tym zdecyduje: grad masowych morderstw (takich jak te dokonywane we Francji od stycznia 2015 roku) skłania do przekonania, że będzie to lud; z kolei nieobecność przemocy pozwoli pozostać przy władzy establishmentowi. Przewrotnie więc, działania imigrantów w dużej mierze pokierują losem Europy.

Daniel Pipes (DanielPipes.org, @DanielPipes) jest przewodniczącym Middle East Forum
Veronica Franco, na podstawie: Middle East Forum

TEKST POCHODZI Z PORTALU EUROISLAM.PL