Kerry podczas posiedzenia Konferencji Bezpieczeństwa w sobotę w Monachium ostrzegł Izrael, że coraz bardziej nasila się kampania nawoływania do bojkotu Izraela, jeśli nadal będzie sprzeciwiał się powstaniu państwa palestyńskiego. Kerry oznajmił: "Coraz częściej i coraz głośniej słychać nawoływania do bojkotu Izraela.  Izrael musi mieć świadomość, że także gra o wysoką stawkę. Czy władze Izraela naprawdę chcą reakcji rozczarowanych i zawiedzionych Palestyńczyków i społeczności arabskiej?". Kolejne rozmowy pokojowe nic na razie nie dają. 

Na słowa sekretarza stanu USA ostro zareagował Premier Izraela i inni ministrowie rządu izraelskiego. Netanjahu "zarzucił Kerry'emu, że groźby bojkotu powodują, że Palestyńczycy "okopują się" na swoich pozycjach i nie są skłonni do uelastyczniania swojego stanowiska. Dla Izraela zaś sprawą podstawowej wagi jest bezpieczeństwo jego obywateli". Uznał również, że próba nawoływania do bojkotu państwa Izrael jest niemoralna i nieuzasadniona.

Ostrzej na słowa Kerryego zareagował minister do spraw strategicznych i wywiadu, Juwal Szteinic, który powiedział: "Nie będziemy prowadzić rozmów nazywanych pokojowymi z pistoletem przystawionym do skroni. Przemówienie Kerry'ego na temat bojkotu Izraela jest szkodliwe. Nikt nas nie zmusi do negocjacji pod przymusem, gdy mamy do czynienia z kwestiami najbardziej znaczącymi dla naszych interesów".

Czy faktycznie słowa Johna Kerry`ego stanowiły powód takiego wybuchu wściekłości u izraelskiej wladzy? Z drugiej strony trzeba przyznać, ale politycy z Izraela potrafią bronić własnego terytorium jak nikt.

mod/Rzeczpospolita