Jacek Ramotowski

Polska potrzebuje zagranicznego kapitału

Dopóki oszczędności krajowe nie będą tak duże, by podnieść stopę inwestycji, dopóty Polska będzie korzystać z inwestycji zagranicznych. Wbrew pozorom ich napływ może poprawiać ujemną międzynarodową pozycję inwestycyjną, bo bezpośrednie inwestycje zagraniczne mają duży wkład do polskiego eksportu.
 

Tymczasem o kapitał konkurują wszystkie kraje. Zwłaszcza o wysokiej jakości kapitał związany z inwestycjami bezpośrednimi, który trudno wycofać, a jeszcze bardziej o ten, który inwestuje w niezaoraną ziemię (greenfield investments). Polska ma szansę coraz więcej takich inwestycji przyciągać, bo postrzeganie jej atrakcyjności przez zagranicznych długoterminowych inwestorów od trzech lat nieprzerwanie rośnie.

Światowa mapa inwestycji

Inwestycje greenfield są najbardziej korzystne z punktu widzenia pozyskiwania stabilnego kapitału. Ostatni raport fDi Intelligence podaje, że Polska z liczbą 272 projektów zadeklarowanych w 2016 roku była w Europie na piątym miejscu. Nastąpił wzrost projektów w stosunku do poprzedniego roku aż o 36 proc. Pod względem wartości zadeklarowanych inwestycji kapitałowych – było to 9,9 mld dolarów – Polska zajmowała piąte miejsce za Wielką Brytanią, Francją, Rosją i Niemcami. Na świecie rynek inwestycji greenfield wzrósł o ponad 6 proc., do 776,2 mld dolarów.

Choć zeszłoroczny wzrost, po kilku latach pokryzysowej stagnacji, nie należał do imponujących, mapa inwestycji greenfield w Europie zmieniła się bardzo dynamicznie. I tak na przykład Łotwa odnotowała wzrost nowych projektów inwestycyjnych o 44 proc., a Estonia aż o 60 proc. Odzyskująca siły po długiej recesji gospodarka Hiszpanii zaabsorbowała 324 projekty inwestycyjne, co oznacza wzrost o 28 proc. rok do roku. Największym beneficjentem była Francja, gdzie wartość inwestycji kapitałowych wzrosła o 54 proc. Najwięcej straciła Wielka Brytania z powodu niepewności spowodowanej Brexitem.

Na ten rok – wraz z przyspieszeniem globalnego wzrostu i podniesieniem w kwietniu prognoz przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy – przewidywany jest wzrost transgranicznych inwestycji bezpośrednich greenfield o 10 proc.  – szacuje agenda ONZ – UNCTAD.

W ocenie zagranicznych inwestorów najbardziej atrakcyjnym regionem do lokowania inwestycji jest Europa Zachodnia (58 proc. wskazań). Europa Środkowo-Wschodnia zajmuje trzecie miejsce, ustępując tylko nieco Ameryce Północnej i idąc łeb w łeb z Chinami – pokazują badania EY przeprowadzone na próbie 505 decydentów w międzynarodowych firmach. W naszym regionie na Polskę pada najwięcej wskazań.

Co najbardziej cenią w Polsce zagraniczni inwestorzy? Wbrew pozorom nie niskie koszty pracy – jest to wymieniane dopiero na trzecim miejscu. Najbardziej (81 proc. wskazań) cenione są umiejętności lokalnej siły roboczej oraz potencjał wzrostu produktywności (78 proc.). Niemal połowa (48 proc.) badanych uważa, że atrakcyjność Polski jako miejsca do lokowania inwestycji w ciągu najbliższych trzech lat wzrośnie, a przeciwnego zdania jest zaledwie 20 proc.

Wyniki te oznaczają znaczną poprawę w stosunku do poprzedniego roku, kiedy to wzrost atrakcyjności inwestycyjnej Polski w horyzoncie trzech lat przewidywała niespełna jedna trzecia decydentów, a spadek – bez mała jedna czwarta.

Silna poprawa ocen to trend, za którym idą konkretne decyzje. W ostatnich trzech latach liczba ogłaszanych w Polsce inwestycji zagranicznych rosła bardzo szybko. W latach 2004-2013 inwestorzy zagraniczni ogłaszali w naszym kraju przeciętnie 142 projekty rocznie, a w latach 2014–2016 liczba ta wzrosła średnio do 200, co oznacza wzrost o 40 proc., największy w regionie.

Liczy się efektywność alokacji kapitału

W sumie atrakcyjność inwestycyjna Polski jest oceniana najwyżej z grupy kilku państw Unii, po Portugalii i Holandii, które przyciągnęły w ubiegłym roku najwięcej inwestycji zagranicznych. Nie same jednak inwestycje mają znaczenie, ale produktywność zainwestowanego kapitału.

– Jakość kapitału i jego zachowania są kluczowe dla rozwoju – mówił podczas Europejskiego Kongresu Finansowego w czerwcu w Sopocie wiceprezes Europejskiego Banku Inwestycyjnego Vazil Hudak.

Polskie społeczeństwo się starzeje, w szybkim tempie rośnie średni wiek zatrudnionego, a sytuacja demograficzna sprzyja kurczeniu się zasobów pracy. Dlatego czasy, kiedy Polska mogła przyciągać inwestycje wykorzystujące zasoby taniej siły roboczej się skończyły. Potrzebne są te znacznie bardziej kapitałochłonne – czyli jak najwyższej jakości.

Stopa inwestycji w polskiej gospodarce jest bardzo niska, nawet na tle regionu. Średnio w latach 2004-2016 było to 20,2 proc. PKB, podczas gdy w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej – 24,6 proc. Rządowa „Strategia odpowiedzialnego rozwoju” wyraża przekonanie, że aby doganiać bardziej rozwinięte gospodarki, Polska potrzebuje zwiększenia stopy inwestycji do 25 proc. PKB rocznie. Luka 5 proc. PKB rocznie to blisko 100 mld zł, a więc sporo.

„Strategia…” zwraca uwagę na ujemną MPI, czyli wieloletnią sumę deficytów na rachunku bieżącym, i stwierdza, że sposobem na to, żeby nie pogłębiała się jeszcze bardziej, jest budowa oszczędności krajowych. Jednak realistycznie patrząc, do tego, żeby oszczędności krajowe mogły zastąpić choć w części dotychczasowe korzyści wynikające z napływu kapitału zagranicznego, potrzeba wielu lat.

Dane NBP pokazują z kolei, że wprawdzie ujemna MPI Polski jest wysoka (na koniec 2015 roku było to 62,8 proc. PKB, gdy za „bezpieczny” uważany jest poziom do minus 35 proc. w relacji do PKB), ale korzystna jest jej struktura. To dlatego, że bezpośrednie inwestycje zagraniczne stanowią aż 43,2 proc. całych pasywów zagranicznych, wynoszących na koniec 2015 roku nieco ponad 2 bln złotych.

NBP podaje, że zadłużenie zagraniczne netto Polski stanowi 35,7 proc. PKB, a więc jest znacznie niższe niż relacja MPI do PKB. „Potwierdza to korzystną strukturę międzynarodowej pozycji inwestycyjnej dla Polski, w której po stronie pasywów istotny udział mają akcje i inne formy udziałów kapitałowych nabyte przez nierezydentów w ramach inwestycji bezpośrednich” – napisano w raporcie. Co więcej, dane pokazują, że w 2015 roku 31 mld zł, a więc 1,7 proc. PKB, z zysków zagranicznych inwestorów zostało reinwestowane.

– Poprawa MPI jest możliwa dzięki ekspansji handlowej firm i obniżaniu importochłonności – mówi Obserwatorowi Finansowemu Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao.

Co dają inwestycje zagraniczne

Nadwyżka w obrotach handlowych zmniejsza skutki innych pozycji składających się na ujemne saldo obrotów bieżących. W 2015 roku polska ujemna MPI zmniejszyła się o 5,5 pkt proc. Stało się to głównie za sprawą spadku wyceny akcji notowanych na giełdzie, a będących w posiadaniu zagranicznych inwestorów zagranicznych, ale nie tylko. Bo i w 2015 roku, i w 2016 roku polski handel zagraniczny odnotował nadwyżki – w ubiegłym roku było to już znaczące 4,8 mld euro, więc ponad 1 proc. PKB.

Rozwój Polski od początku transformacji polegał na dołączaniu, a następnie przesuwaniu się w górę w globalnym łańcuchu budowy wartości (global value chain, GVC) – pokazują badania NBP. Gospodarka importowała technologie i dzięki temu budowała eksport.

– Od wybuchu kryzysu aż 80 proc. wzrostu gospodarczego w Polsce jest związane właśnie z GVC – mówił Jan Hagemejer, naczelnik wydziału Analiz Strukturalnych w NBP.

Równocześnie przez cały okres transformacji rósł popyt z zagranicy na wartość dodaną wytwarzaną w Polsce. W 2016 roku popyt ten generował ok. 35 proc. wartości dodanej wytworzonej w naszym kraju, co oznacza wzrost o 15 punktów procentowych w ciągu ostatnich 16 lat – pokazują badania EY.

Zaspokajając rosnący popyt zagraniczny na wartość dodaną, polska gospodarka przesuwa się równocześnie w łańcuchu GVC, a staje się to dzięki eksportowi. Tymczasem właśnie o sile eksportu z Polski przesądza zainwestowany u nas kapitał zagraniczny, który odpowiedzialny jest za dwie trzecie całego polskiego eksportu. Co więcej, w eksporcie polskich firm z kapitałem zagranicznym udział wartości dodanej jest znacznie wyższy niż w eksporcie firm będących własnością polskiego kapitału.

– Eksport wartości dodanej i jej wytwarzanie w Polsce są bardzo wysokie. Jest wyższe niż w Niemczech, a drugie na świecie za Holandią. Wartość dodana w zagranicznych firmach jest o 50 proc. wyższa niż w krajowych – mówił główny ekonomista EY Marek Rozkrut.

Co więcej, fakt ten bezpośrednio przekładał się na zatrudnienie. Wzrost zatrudnienia przez ostatnie lata notowały te przedsiębiorstwa działające w kraju, które eksportowały. W przetwórstwie przemysłowym „obecność na rynkach zagranicznych przekłada się na rozwój i wzrost zatrudnienia, a ograniczona wyłącznie do sprzedaży krajowej działalność wiąże się obecnie z redukcją liczby pracowników i słabszymi wynikami finansowymi” – pisze NBP w raporcie o sytuacji przedsiębiorstw w III kwartale 2016 roku.

Tak więc FDI nie tylko wpływają korzystnie na strukturę MPI, ale – o ile są wysokiej jakości i przekładają się na eksport o dużej wartości dodanej – paradoksalnie zmniejszają jej ujemną wartość.

Otwarta licencja