Polscy politycy doby ponowoczesnej "są raczej ideologami" niż makiawelistami - mówi w rozmowie z "Teologią Polityczną" prof. Jacek Bartyzel.

Dlaczego? "Machiavelli celów ideologicznych nigdy nie stawiałby na pierwszym planie, nigdy nie byłyby one dla niego motywacją działania. Machiavelli, choć faktycznie odrzuca etykę chrześcijańską w życiu zbiorowym, to nigdy nie stawiał sobie za cel zastąpienie jej inną. To wychodzi siłą rzeczy, jeśli stawia polityce inne – pogańskie – cele. Natomiast na pewno, zresztą byłoby to sprzeczne z zaleceniem hipokryzji religijnej, nie stawiałby księciu za cel obalenie chrześcijaństwa" - wyjaśnia toruński uczony.

Bartyzel mówił szerzej o obecności makiawelizmu w dzisiejszej polityce polskiej. Jak wyjaśniał, Machiavelli zakładal, że najwyższym celem jest ocalenie państwa.

"Machiavelli był głęboko przekonany, że ten cel – ocalenie państwa – jest wyznacznikiem postępowania i cnoty politycznej. To nie jest tylko jakiś interes osobisty, zwłaszcza materialny, polityka, lecz to właśnie kontekst republikański – powrotu do pogańskiej zasady prymatu dobra republiki. Ocalenie republiki jest dobrem najwyższym. Ja myślę jednak, że w naszej sytuacji to wszystko rozgrywa się na znacznie niższym pułapie – żadnych, że tak powiem, ocalaczy republiki nie widzę." - mówił Bartyzel.

A zatem czy w Polsce są makiaweliści? "Można się zastanawiać, czy politycy III RP są makiawelistami w tym sensie, że kierują się tymi samymi zasadami czy pobudkami, które Machiavelli sam wyznawał. Ja sądzę – wbrew narzucającemu się przekonaniu – że niewiele jest u nich tego makiawelizmu. Właściwie możemy przyjąć jako coś bezdyskusyjnego, że Machiavelli obniża – jak to Leo Strauss pisał – standardy etyczne polityki, sprowadzając pojęcie cnoty (virtù) do ambicji oraz sztuki uzyskiwania i utrzymywania władzy, co u Machiavellego ma jakieś uzasadnienie, albowiem kontekstem tego jest idea racji stanu, choć oczywiście tego słowa u Machiavellego jeszcze nie ma, dopiero Giovanni Botero użył pojęcia ragione di Stato. Celem działania księcia jest ocalenie republiki, który w imię tego może, a nawet musi – zdaniem Machiavellego – nieuchronnie, podejmować działania moralnie naganne" - przekonywał Bartyzel.

"Mnie, o ile oczywiście widzę u współczesnych polityków w Polsce wiele działań moralnie nagannych, wydaje się mocno wątpliwe, żeby one były podejmowane z tego punktu widzenia, żeby tutaj w grę wchodził dylemat: ocalić państwo czy zgubić rzeczpospolitą, w zależności od tego czy się będzie postępowało dobrze czy źle. Co więcej u Machiavellego jest budzący metafizyczną grozę dylemat pomiędzy ocaleniem republiki a zbawieniem duszy. Dla mnie to jest esencja makiawelizmu – postawienie na ostrzu miecza tej straszliwej kwestii: ocalić swoją duszę czy ocalić państwo. Nie chcę oczywiście wchodzić w to, czy ten dylemat jest autentyczny, ale niewątpliwie u Machiavellego on się znajduje. Nie mam wglądu w dusze polityków III RP, ale mocno wątpię, żeby mieli oni rzeczywiście takie dylematy. Poziom dokonywanych przez nich wyborów, jest kilka pięter niżej od Machiavellego. Nie umiałbym wskazać przekonującego przykładu, dla którego te niegodziwości, które dzieją się we współczesnej polityce, rzeczywiście rozgrywałyby się na tym poziomie dylematów duchowych – ocalić państwo czy ocalić duszę" - dodawał.

Całą rozmowę z prof. Jackiem Bartyzelem można przeczytać na stronach "Teologii Politycznej"