Wydaje się, że sumienie wpierw i przede wszystkim powinno działać w momencie określania celów i środków ich realizacji. Jest to zgodne z wyżej podanym określeniem sumienia moralnego w KKK 1778. W praktyce cele i środki do ich realizacji wyznacza kierownictwo określonej grupy politycznej, czy to partii, czy innej struktury np. rządu, urzędu państwowego lub samorządu lokalnego. Następnie inni uczestnicy całego przedsięwzięcia są wykonawcami całego planu. I tutaj pojawia się pierwsze istotne zagadnienie związane z sumieniem: Jak pogodzić wymóg dyscypliny wykonawczej z własnym odczuciem sumienia? Jeżeli nasze sumienie niczego nam nie wyrzuca, jeżeli zgadzamy się z przyjętym celem i środkami, to nie ma żadnego problemu. Nasze uczestnictwo w politycznej realizacji jest zgodne z naszym sumieniem. Problem pojawia się wówczas, gdy nie w pełni zgadzamy się z celem lub środkami realizacji celu. Co wówczas?

Katechizm daje nam jednoznaczne wskazanie:

Człowiek powinien być zawsze posłuszny pewnemu sądowi swojego sumienia. Gdyby dobrowolnie działał przeciw takiemu sumieniu, potępiałby sam siebie (KKK 1790).

Z tego wynika, że uczestnictwo w działaniu złym moralnie, według naszego sumienia, prowadzi do „potępienia siebie samego”, czyli do tworzenia w sobie rozdarcia, utraty wewnętrznej jedności, a tym samym do niszczenia siebie samego. Powstaje wówczas w nas schizofreniczna struktura, która w skrajnej postaci przyjmuje postać rozdwojenia jaźni. W takim przypadku mamy do czynienia jak gdyby z dwoma osobowościami w jednym człowieku. Tak np. było w przypadku oświęcimskich katów, którzy byli bestiami w stosunku do więźniów, natomiast we własnym domu kochającymi mężami i ojcami. To jest przerażające, a jednocześnie jest wielkim ostrzeżeniem dla nas. Powolny proces odcinania się od własnego sumienia prowadzi w konsekwencji do takich monstrualnych postaci. Najczęściej ten proces zatrzymuje się na etapie pośrednim, kiedy to drugie „ja”, „ja polityczne”, jest kimś, kto godzi się na zawieszenie własnej oceny sumienia dla tego, aby być uczestnikiem rozgrywki politycznej i nie wypaść z zespołu.

Mówi się czasem, że polityka jest sztuką zawierania kompromisów. Oczywiście w żadnej grupie nie da się uzgodnić idealnie wszystkich poglądów i ocen. Zawsze istnieją różnice. Kiedy chcemy uczestniczyć we wspólnocie politycznej, musimy„iść na kompromis”. Trzeba jednak wiedzieć kiedy na taki kompromis można pójść, a kiedy nie, bo staje się to samobójstwem duchowym. Granicą niewątpliwą są podstawowe zasady, jakie wyznajemy. Nie możemy im zaprzeczać w imię kompromisu. Natomiast w sprawach praktycznych, do których nie jesteśmy w pełni przekonani, możemy, a nawet powinniśmy przyjąć inną, choć może nie najlepszą propozycję w imię zasady: lepsza jest decyzja, choćby nie najdoskonalsza, niż żadna, czy lepszy jest porządek nawet mniej doskonały od braku jakiegokolwiek porządku. Kompromis w takiej sytuacji warto przyjąć, a nawet trzeba i byłoby głupotą go nie podjąć, bo nasz upór były większą szkodą. Ponadto nie jesteśmy żadną absolutną wyrocznią i może się okazać, że racja jest po stronie tych, którzy przeforsowali swoje idee. Kompromisy są konieczne.

Najtrudniejsze są sytuacje pośrednie na granicy moralnej uczciwości. W tym względzie każdy podejmuje sam decyzję i musi to w sumieniu ocenić.

 

Sytuacje są na tyle złożone i każda inna, że trudno dawać jakiekolwiek ogólnekryteria wyboru. Wydaje się jednak, że w tym momencie ważne, aby być sobą i być w prawdzie. Jeżeli podejmujemy kompromis, to niech to będzie prawdziwie kompromis. Nie stawajmy się nagle gorącymi zwolennikami tego, w co sami wątpimy. Trzeba wiedzieć, że do uczciwości należy bycie sobą, a ponadto zdolność przyznania się do błędu, jeżeli się taki popełniło. Niestety w naszej polityce ta cnota jest prawie zupełnie nieobecna.

W przypadku pójścia na kompromis trzeba sobie zdawać sprawę z istniejącej w nas ogromnej sile samousprawiedliwienia. Staramy się wytłumaczyć przed sobą i innymi: „musieliśmy”, „nie mieliśmy innego wyjścia”, „oni nas zmuszają”… Ten mechanizm jest w nas mocniejszy niż sobie z niego zdajemy sprawę. Potrafi nawet w nas stworzyć struktury imitujące sumienie, które wręcz nam nakazują działanie zgodne z wytycznymi. Przykładem takiego fałszywego sumienia była np. decyzja pewnego robotnika, który w imię solidarności ze swoimi klasowymi towarzyszami został ateistą, chociaż wewnętrznie wierzył w Boga. Ze względu na ten mechanizm trzeba mocno pilnować własnej autentyczności w przypadku ambiwalentnych zachowań. Trzeba mieć pewien dystans do samej sprawy i nie dać się wciągnąć w aktywne, wbrew sumieniu, aktywne popieranie. Można wówczas uczciwie podawać argumenty, które były podstawą podjęcia takiego celu. Natomiast udawanie, że się jest do tego przekonanym powoduje powstania w nas zakłamania. Mądra matka powiedziała kiedyś synowi:

Widzę synu, że zaczynasz kłamać. To bardzo złe. Pamiętaj jednak, że kiedy starasz się okłamać mnie lub tatę, to jeszcze istnieje możliwość wyjścia z tego kłamstwa. Kiedy jednak zaczynasz okłamywać siebie samego, to nie wiadomo, gdzie to kłamstwo się skończy. To jest prawdziwa tragedia. Pamiętaj, nigdy nie okłamuj siebie!

Niezmiernie ważne jest zdecydowanie, aby żyć w prawdzie. To jest podstawowe wezwanie głosu sumienia. Przy czym „w prawdzie” odnosi się do prawdy w wymiarze egzystencjalnym, a nie jedynie intelektualnym. Czyli trzeba żyć w prawdzie, a nie tylko pielęgnować w sobie prawdziwe pojęcia i idee. Sumienie zawsze odnosi się do prawdy egzystencjalnej, a nie jedynie intelektualnej. Ksiądz Tischnerpisał, że sumienie nie tyle mówi nam, co mamy zrobić lub czego zaniechać, ile mówi nam kim się stajemy robiąc to, czy tamto. Jeżeli ukradnę, to staję się złodziejem. Jeżeli skłamię, staję się kłamcą… Prawdziwy dramat polega na tym, że robiąc coś złego, sami siebie pogrążamy stając się kimś niegodnym. Sami tracimy siebie. Cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie? (Łk 9,25).

 

Włodzimierz Zatorski OSB | Droga duchowa/www.ps-po.pl


<<< OTO SPOSÓB NA TO, JAK POKONAĆ ZŁEGO DUCHA! PRZECZYTAJ! >>>