Sformułowanie takie nie pada wprost w wypowiedziach patriarchy, ale są w nich inne określenia, które trudno interpretować inaczej niż jako próbę usprawiedliwienia i uzasadnienia napaści Rosji na suwerenne państwo ukraińskie. Wypowiedzi te są także dowodem na to, że antykatolicka i antyunicka obsesja rosyjskiego prawosławia nigdy nie ustała, i że dla Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej i jej wiernych wkroczenie Rosji na tereny jej działania może być naprawdę niebezpieczne.

Najlepiej widać to w posłaniu skierowanym do hierarchów lokalnych Cerkwi Prawosławnych na świecie, jakie wystosował patriarcha Cyryl. 14 sierpnia znalazło się ono na stronach internetowych patriarchatu moskiewskiego, i choć błyskawicznie z niego znikło, to nadal znaleźć je można na stronach choćby metropolity Iłariona. Dokument ten zawiera zupełnie jasno wyrażoną sugestię, że konflikt na Ukrainie ma „religijne tło”, a taki język jest przez Cerkiew stosowany, by uzasadnić i usakralinić wojnę, uznać ją już nie tylko za wojnę sprawiedliwa, ale wręcz religijną.

„Nie możemy nie dostrzegać tego, że konflikt na Ukrainie ma jednoznacznie religijny charakter. Uniaci i schizmatycy, którzy do nich przystali starają się zwyciężyć kanoniczne prawosławie na Ukrainie. Od początków zaś działań militarnych uniaci i schizmatycy, chwyciwszy w ręce broń, pod pozorem operacji antyterrorystycznej, zaczęli urzeczywistniać agresję przeciwko duchowieństwu kanonicznej Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej na wschodzie kraju” - napisał patriarcha. A jeśli tak spoglądać na ten problem, to rzeczywiście nie ma innego wyjścia, jak wspieranie kanonicznego (czyli moskiewskiego) prawosławia na Ukrainie oddziałami komandosów, najemnikami i transportami z bronią. Terroryści zaś, którzy walczą z legalną władzą mogą zostać uznani za bojowników za wiarę.

Tak daleko, trzeba przyznać, patriarcha się nie posuwa. Ale jego słowa pokazują, że w odbudowie imperium Putin będzie stosował także argumenty religijne, a Rosyjska Cerkiew Prawosławna uznała, że na takiej „symfonii” może tylko zyskać. Taka postawa, zarówno patriarchy jak i jego współpracowników, pokazuje zaś, że na współpracę ekumeniczną, na wspólne głoszenie etycznego wymiaru chrześcijaństwa z rosyjskim prawosławiem nie ma i nie może być miejsca. W tej kwestii myliłem się głęboko, gdy broniłem wspólnego oświadczenia biskupów polskich i rosyjskich, uznając je za ważny element wspólnego świadectwa. Takiej wspólnoty nie ma, bowiem samo istnienie Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej jest dla Moskwy punktem spornym, a do tego wykorzystuje ona swój religijny autorytet do wspierania wojny. A to niezmiernie utrudnia, by nie powiedzieć, uniemożliwia dialog z nią. Warto, by także Stolica Apostolska to dostrzegła.

Tomasz P. Terlikowski