Prezentacja tzw. Planu Morawieckiego wywołała spore dyskusje wśród ekonomistów. Po raz pierwszy od dawna, spór o gospodarkę ma charakter poważnej dyskusji a nie populistycznych przepychanek. Minister Rozwoju poważnie wziął sobie do serca zadanie postawione mu przez Beatę Szydło. Ale czy rzeczywiście w Polsce dokona się rewolucja?

Koniec paliwa

Coraz większa liczba ekonomistów jest przekonana, że model ekonomiczny, na którym została oparta gospodarka III Rzeczypospolitej, powoli się wyczerpuje. Już chyba nie ma poważnego analityka, który broniłby oparcia przewagi konkurencyjnej, na niskich kosztach pracy. Z krytyką zaczyna się też spotykać polityka prywatyzacyjna lat 90-tych i szybkie otwarcie polskich rynków na konkurencje z zagranicy. Tuż po terapii szokowej Leszek Balcerowicz wprawdzie spotykał się z krytyką, jednak żadna siła polityczna nie stworzyła alternatywnej wizji polityki gospodarczej. Każda ekipa, mimo różnych deklaracji, rządziła z grubsza tak samo, jak pierwszy minister finansów wolnej Polski.

Dzisiaj, po 25 latach od transformacji ustrojowej, możemy zauważyć także negatywne jej efekty. Podstawową bolączką Polaków wydają się niskie płace. To dlatego tak wielu naszych rodaków, w tym wielu najbardziej przedsiębiorczych, wyjeżdża do pracy za granicę. Wysoki wzrost gospodarczy wydaje się słabo odczuwalny dla przeciętnego obywatela. Jednocześnie istnieje olbrzymia luka podatkowa, a duża część zysków firm jest transferowana za granicę. Mimo wysokich obciążeń podatkowych, w społecznym odczuciu obszary strefy budżetowej, takie jak służba zdrowia czy edukacja, nie funkcjonują poprawnie. To właśnie ten dysonans pomiędzy społecznymi odczuciami, a opiniami o „najlepszym okresie w historii Polski” mógł wynieść PiS do władzy.

Zmiana na nowszy model

Mało który z komentatorów zauważył rzeczywiste powody zdobycia władzy przez PiS. Wielu z nich skupiło się na przypisywaniu Polakom naiwnej podatności na populistyczne obietnice. Jednak Polacy są naprawdę mądrym Narodem, i długo przed poważnymi analitykami zauważyli wyczerpanie się dotychczasowego systemu rozwoju. Platforma mogła jeszcze utrzymywać III Rzeczpospolitą dzięki funduszom europejskim i zaciąganiu pożyczek. Ale w końcu problemy wynikające z niedomagań modelu lat 90-tych musiały dać o sobie znać. Oparcie się na inwestycjach zagranicznych i przyciąganie ich głównie za pomocą niskich płac i dumpingowych korzyści podatkowych, a także uzależnienie polskiej gospodarki od niemieckiej, nie mogło być długo podstawowym sposobem działania.

Władzę PiSowi dali młodzi ludzie. To oni właśnie najpierw dali zwycięstwo Andrzejowi Dudzie, a później poszerzyli twardy elektorat prawicy do rozmiarów dających samodzielne rządy Beacie Szydło. Platformę, a przede wszystkim Bronisława Komorowskiego, zgubiło poczucie sukcesu, nie 8 lat rządów, ale całego okresu III RP. Tak bardzo poczuli się częścią dziedzictwa polskiej transformacji, że nie zauważyli, że odchodzą do przeszłości. Jarosław Kaczyński pierwszy zrozumiał procesy zachodzące w polskiej gospodarce. Kiedy jego oponenci zachwycali się „Złotym Wiekiem”, on postawił dobrą diagnozę stanu naszego Państwa, i co więcej, zaproponował też dobrą receptę. A realizatorem jego recepty jest właśnie minister Morawiecki.

Nadzieja na rozwój w Ministerstwie Rozwoju

Plan Morawieckiego wymyka się prostej dychotomii liberalizm-etatyzm. Trwająca od pewnego czasu po lewej stronie sceny politycznej spór o transformację gospodarczą nie daje żadnych odpowiedzi na pytanie o jej ocenę. Model zaproponowany w latach 90-tych, wbrew rozpowszechnionej opinii, nie był wcale stricte liberalny. Opierał się raczej na paradygmacie integracji ekonomicznej z zachodem. Głównym zadaniem polityków miało być dostosowanie polskiej gospodarki do zachodnich standardów (wcale nie tak liberalnych) a pomóc w tym miały inwestycje zagraniczne przyciągane wizją taniej siły roboczą i możliwościami swobodnego transferu zysków. I plan Ministra Rozwoju temu paradygmatowi właśnie zaprzecza.

Propozycje Mateusza Morawieckiego nie są stricte liberalne, ani etatystyczne. Zakładają one pewną rolę państwa, ale to nie zwiększanie jego roli jest głównym celem. Celem tym, jak się wydaje, jest oparcie rozwoju polskiej gospodarki na własnych siłach, nie zaś na wsparciu Zachodu. Znamiennym są plany przekierowania środków unijnych. Zamiast na rozbudowę infrastruktury, częstą punktową i chaotyczną, środki mają być przeznaczone na budowę polskiego potencjału przemysłowego. I w tym sensie, program ten można nazwać narodowym. Zwrot, który dokonał się w umysłach wielu młodych ludzi, miał miejsce nie tylko w obszarze historii czy kultury, ale też myślenia o gospodarce. Minister Morawiecki jest realizatorem zmiany, która jest efektem tego zwrotu. I w tym sensie, jest nowym Balcerowiczem, tylko a rebours.

Bartosz Bartczak