Fronda.pl: Pierwsza tura wyborów we Francji już 23 kwietnia. Te wybory mogą zadecydować o przyszłości nie tylko Francji ale i Unii Europejskiej?

Prof. Kazimierz Kik: Te wybory tylko w pewnym sensie mogą zadecydować o przyszłości Unii Europejskiej. Wiele bowiem wskazuje na to, że urząd prezydenta we Francji zostanie jednak w rękach liberalnych. Mimo, że Marine Le Pen uzyska dobry wynik, to prawdopodobnie w drugiej turze antypopulistyczny mainstream polityczny weźmie się pod rękę i w sumie kandydatka Frontu Narodowego nie osiągnie w niej sukcesu. Pewnie zmiany mogą nastąpić też, jeśli wybory wygra Francois Fillon, który jest kandydatem prorosyjskim. Natomiast ważny jest inny aspekt tych wyborów.

Jaki mianowicie?

Otóż ważniejsza rzecz nastąpi po samych wyborach prezydenckich. Jeśli Le Pen zwycięży w pierwszej turze – co jest możliwe – a przegra w drugiej, wyłącznie dzięki połączeniu sił mainstreamu politycznego, to skutkiem może być swoiste odreagowanie poprzez późniejsze wybory parlamentarne. Może dojść w konsekwencji do sytuacji, w której Francja będzie sparaliżowana, a więc rząd będzie tworzony w większości przez Front Narodowy, a prezydentem będzie przedstawiciel głównego nurtu politycznego.

A jeśli przed drugą turą wydarzyłoby się coś nieprzewidzianego, na przykład kolejny zamach, to szanse liderki Frontu Narodowego na zwycięstwo w wyborach prezydenckich mogą wzrosnąć?

Le Pen nie wygra tych wyborów, nawet gdyby doszło do jakiegokolwiek tragicznego zamachu. Nie byłoby to wydarzenie, które mogłoby przezwyciężyć głosy wszystkich ugrupowań, które w drugiej turze przerzucą swoje głosy na kontrkandydata Le Pen. Nie przewiduję spektakularnego wydarzenia, które by nagle zmieniło układ sił we francuskiej polityce.

Obecnie głównym konkurentem Le Pen według sondaży jest Emmanuel Macron – minister gospodarki w latach 2014-2016. Zwycięstwo tego kandydata byłoby gwarantem pewnej kontynuacji obecnej polityki Hollande’a?

Emmanuel Macron to neoliberał pierwszej maści, zapewniałby kontynuację, nawet nie tyle polityki Hollande’a, ale raczej Sarkozy’ego. Macron jako prezydent na pewno nie byłby rewolucją we francuskiej polityce.

Czyli we Francji nie mamy się co spodziewać większych zmian? A jak będzie w Niemczech, gdzie w tym roku także odbędą się wybory?

Wybory w Niemczech są oczywiście bardzo ważne, ale raczej niewiele zmienią. Zarówno jeśli chodzi o Berlin jak i Paryż, spodziewam się niepowodzenia lewicy. W tej chwili we Francji startuje trzech kandydatów lewicy. W Niemczech na lewicy także istnieją podziały, a wydaje mi się, że efekt Schulza już minął. Angela Merkel będzie prawdopodobnie odzyskiwała teren różnego rodzaju postulatami, ustępując ze swych dotychczasowych stanowisk chociażby w kwestii imigrantów.

Czy po tych rozstrzygnięciach, które Pan przewiduje, można twierdzić, że UE pozostanie w takim samym kształcie jak do tej pory?

Niekoniecznie. Unia Europejska instytucjonalnie pozostanie w tym kształcie, ale w sensie świadomości politycznej zmieni się. Nawet jeżeli Le Pen przegra wybory prezydenckie, to prawdopodobnie wygra wybory parlamentarne. Jeżeli Angela Merkel w Niemczech wygra, to jednak „Alternatywa dla Niemiec” wejdzie do Bundestagu. Po tych wyborach niby wszystko zostanie po staremu, ale będzie się to opierało na innej bazie społecznej. Od dołu będzie wymuszana korekta polityki przez nowy układ sił, który zrodzi się w obu państwach.

Nowy układ sił, o którym Pan mówi, mógłby wpłynąć na zmianę podejścia do podstawowych problemów, chociażby kwestii imigrantów?

Jak najbardziej, będzie się to działo pod wpływem ciśnienia oddolnego, czyli sił, które chociaż nie wygrają, to uzyskają większą argumentację w postaci wzrostu znaczenia politycznego. Polityczny mainstream, o którym wspominałem, będzie zmuszony korygować dotychczasową politykę wobec imigrantów. Fala antyimigrancka idzie od dołu w Europie Zachodniej. Rządy, które tego nie zrozumieją i nie skorygują swojego podejścia, prędzej czy później przegrają.

Dziękuję za rozmowę.