Według informacji podanych przez portal Wirtualna Polska, podczas serii spotkań z Jarosławem Kaczyńskim, bądź innymi politykami rządzącej koalicji amerykański ambasador w Polsce Paul Wayne, a także były ambasador Dan Fried mieli mówić o "działaniach rządu RP wobec Trybunału Konstytucyjnego RP, [...]komunikować swoje zaniepokojenie panującym kryzysem konstytucyjnym i naciskać, by rząd zastosował się do rekomendacji Komisji Weneckiej." Nagłówek portalu głosi wręcz, że "O sprawie TK w Polsce zdecyduje administracja Obamy"

Informacje te budzą głębokie zaniepokojenie. Jeśli miałyby być prawdziwe, oznaczałoby to brutalną ingerencję Stanów Zjednoczonych w wewnętrzne sprawy Polski. Jak wiadomo, jest to postępowanie niedopuszczalne w relacjach między suwerennymi państwami. Można tu czynić wyjątki dla jakichś wyższych celów, np. w przypadku popełnianych przez władze państwowe zbrodni, ale tu w ogóle nie ma czymś takim mowy. Faktem jest przy tym, że aż nadto liczne są przypadki ignorowania takich zbrodni w relacjach politycznych między suwerennymi państwami - także przez Stany Zjednoczone.  

W tym wypadku powodem dla uzurpowania sobie prawa do ingerencji w sprawy Polski ma być rzekome łamanie przez polski rząd demokracji. Trzeba jasno powiedzieć, że propagandowe pokrzykiwania przeciwników obecnej władzy (w kraju i za granicą), że w Polsce demokracja jest w jakikolwiek sposób zagrożona są całkowicie pozbawione podstaw. To z czym mamy do czynienia to wyłącznie spór o sposób stosowania (bądź nie stosowania) prawa oraz o zakres kompetencji i władzy między demokratycznymi instytucjami - parlamentem, rządem i Trybunałem Konstytucyjnym. Niezależnie od tego po której stronie tego sporu się opowiadamy, uczestniczymy w sporze w ramach demokratycznych instytucji. Warto dodać, że konflikty między władzą wykonawczą a sądowniczą są wpisane w demokrację, także amerykańską. W spór z Sądem Najwyższym wchodziło wielu amerykańskich prezydentów, jak Thomas Jefferson, Abraham Lincoln, Franklin D. Roosevelt, a także Barak Obama. W taki wewnętrzny, demokratyczny spór nie mają prawa mieszać się władze żadnego innego kraju. Jeśli to czynią, naruszają suwerenność demokratycznych instytucji w Polsce.

Innym przejawem ingerencji w ten spór jest niedawny list trzech amerykańskich senatorów, którzy kwestionują " szacunek dla demokracji i rządów prawa" ze strony polskiego rządu oraz oskarżają go o "naruszenie wzorca przemian demokratycznych". Niestety, finansowe powiązanie wszystkich autorów listu z firmą Raytheon, której niedoszły kontrakt z polskim MON właśnie zostaje  poddany rewizji, stawia pod znakiem zapytania prawdziwe intencje autorów listu. Nie sposób bowiem oprzeć się wrażeniu, że pod pretekstem zabiegów o rzekomo zagrożoną polską demokrację,  usiłują oni nieuczciwie załatwiać interesy firmy, która finansowała ich kampanie wyborcze. Jednak ważniejszy od tych powiązań jest brak podstaw do stawianych polskim władzom zarzutów.

Przypomnijmy, że spór będący konsekwencją poważnego naruszenia Konstytucji przez poprzedni rząd,  parlament i prezydenta, na obecnym etapie sprowadza się do naruszenia Konstytucji przez Trybunał Konstytucyjny, który odmawia stosowania się zarówno do Konstytucji jak i do ustawy regulującej tryb jego pracy. Rzekome naruszenie demokracji przez rząd sprowadza się do zakwestionowania orzeczeń wydanych z naruszeniem prawa przez ciało, które faktycznie nie spełnia wymogów prawa by mogło być uważane za Trybunał Konstytucyjny. Na wszystkie te naruszenia demokracji i prawa polscy i zagraniczni krytycy rządu są ślepi, opowiadając się jednoznacznie nie tylko przeciw rządowi ("rząd narusza demokrację"), ale też przeciw parlamentowi.  Opowiadają się natomiast po stronie TK, który nie uznaje ustaw owego demokratycznie wybranego parlamentu. Tą ślepotą wykazała się także Komisja Wenecka (sic!), co poważnie nadszarpnęło jej autorytet.

Tak więc to TK (jeśli w ogóle można go tak nazywać) i opowiadający się po jego stronie, gwałcą polską demokrację i lekceważą prawo odmawiając (bezspornie demokratycznie wybranemu) parlamentowi jego konstytucyjnego prawa (i obowiązku) stanowienia ustaw oraz narzucając (bezspornie demokratycznie wybranemu rządowi) respektowanie uchwał Trybunału, którego skład jest na różne sposoby kwestionowany, aż do podważenia tego czy w ogóle jest ciałem, za które się podaje, Trybunału który nie respektuje Konstytucji i ustaw, Trybunałowi, na którym ciążą poważne zarzuty stronniczości i przygotowywania uchwał wraz z sojuszniczymi parlamentarzystami, a także zarzut przygotowania "dla siebie" wadliwej konstytucyjnie ustawy o TK, wreszcie Trybunałowi, który na domiar złego w tych wątpliwych okolicznościach wydaje werdykty we własnej sprawie, naruszając jedną z fundamentalnych zasad prawnych naszej cywilizacji. Oznacza to, że to właśnie ci, którzy tak łatwo i pochopnie krytykują rząd i parlament broniąc TK niszczą w Polsce fundamenty demokracji i państwa prawa, głosząc fałszywie, że ich bronią. Jeśli na domiar złego czynią to nie będąc polskimi obywatelami, niszczą Polską wolność i suwerenność.

Polacy bardzo sobie cenią i wolność, i suwerenność, i demokrację. Jest to jeden z powodów tradycyjnej sympatii jaką cieszą się w Polsce Stany Zjednoczone, w których również szanuje się te wartości. Dlatego informacje o naruszaniu Polskiej wolności, suwerenności i demokracji ze strony urzędników administracji amerykańskiej (oby nieprawdziwe) są w najwyższym stopniu niepokojące.

Środowiska patriotyczne w Polsce, tradycyjnie najbardziej przyjazne Stanom Zjednoczonym, chciałyby mieć pewność, że te medialne doniesienia są jedynie medialnymi projekcjami rodzimej Targowicy, ludzi którzy próbując odwrócić demokratyczny werdykt wyborców chcieliby wewnętrzne polskie sprawy załatwiać w niegodny sposób cudzymi rękami. Mamy taką nadzieję, ponieważ faktyczne pogwałcenie polskiej suwerenności i demokracji ze strony jakichkolwiek urzędników amerykańskich byłoby niezmiernie szkodliwe dla opinii Polaków o Ameryce, a w konsekwencji dla polsko-amerykańskiej przyjaźni, którą Polacy tak bardzo sobie cenią. Niezależnie od tego, czy Ameryka załatwi w ten sposób jakikolwiek polityczny interes z obecnym rządem czy też nie, taki sposób jego załatwienia odbije się na nastawieniu Polaków do Ameryki i to w środowiskach tradycyjnie najbardziej jej przyjaznych. Zaszkodzi polsko-amerykańskiej przyjaźni. Dlatego zdecydowane dementi ze strony Departamentu Stanu USA byłoby najlepszym sposobem rozwiązania tej drażliwej sprawy.

Grzegorz Strzemecki