Ministrowie spraw zagranicznych grupy G7 poparli ostatnie działania Stanów Zjednoczonych w Syrii. Konflikt w tym kraju był głównym tematem szczytu G7, który odbywa się we włoskim mieście Lucca. W spotkaniu bierze udział amerykański sekretarz stanu Rex Tillerson, który po zakończeniu szczytu udaje się do Moskwy.

Po wczorajszym spotkaniu G7 szef brytyjskiej dyplomacji Boris Johnson oświadczył, że w rozmowach z Rosją Rex Tillerson ma jednoznaczne poparcie zachodnich sojuszników: Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji, Włoch, Kanady i Japonii. Johnson, który dziś będzie mieć dwustronne spotkanie z Tillersonem dodał, że Kreml powinien zdać sobie sprawę, że Baszar al Asad psuje reputację Rosji i że Moskwa powinna go porzucić.

Szef amerykańskiej dyplomacji spotka się dziś także z ministrem spraw zagranicznych Niemiec Sigmarem Gabrielem. Później wystąpi na konferencji prasowej, po czym wieczorem odleci do Moskwy.

Już wiadomo, że w środę nie dojdzie do spotkania Rexa Tillersona z Władimirem Putinem. Szef amerykańskiej dyplomacji spotka się natomiast ze swoim odpowiednikiem Siergiejem Ławrowem.

Tymczasem rząd USA ostrzegł władze Syrii przed atakami na cywilów. Jak powiedział rzecznik Białego Domu Sean Spicer amerykański atak odwetowy może nastąpić również wtedy gdy wojska syryjskie użyją broni konwencjonalnej. "Zagazowanie dzieci albo użycie bomb kasetowych wobec niewinnych na pewno spotka się z odpowiedzią tego prezydenta" - ostrzegł rzecznik Białego Domu.

jsl/Polskie Radio