Dzienniki Mieczysława Jałowieckiego dają bardzo ciekawe i na pewno oryginalne spojrzenie na rewolucję lutową oraz na przemiany w Imperium Rosyjskim pod koniec jego istnienia

Rewolucja lutowa i jej konsekwencje zarówno dla Rosji, jak i dla całego świata są nie do przecenienia. Interesujące może być spojrzenie na to wydarzenie nie podręcznikowo, przez pryzmat suchych faktów, ale z perspektywy naocznego świadka: Polaka, który jako jeden z wielu statystów tych wydarzeń śledził całe ich pasmo – od początku wojny aż do samej rewolucji. Takim świadkiem był Mieczysław Jałowiecki Perejasławski (1876–1962). Był to kniaź wywodzący się z Rurykowiczów, Polak z Litwy, który po I wojnie światowej ruszył do odradzającej się Polski, by od razu zostać mianowanym pierwszym przedstawicielem rządu Rzeczypospolitej w Wolnym Mieście Gdańsku. Dzięki jego staraniom zakupiono i przekazano rządowi RP Westerplatte. Wspomnienia Jałowieckiego mogą ukazać nam żywszą perspektywę oraz o wiele bardziej zaskakujące spojrzenie i ocenę rewolucji lutowej niż inne, jemu współczesne stanowiska.

Mieczysław Jałowiecki był człowiekiem, przed którym wraz z początkiem I wojny światowej otwierały się drzwi wielkiej kariery w Imperium Rosyjskim. Miał świetne wykształcenie, właśnie skończył praktykę w ambasadzie rosyjskiej w Berlinie, znał wiele najwybitniejszych postaci Imperium. Jego ojciec był właścicielem Rosyjsko-Belgijskiego Towarzystwa Metalurgicznego, jednych z największych zakładów przemysłowych w Rosji, oraz Towarzystwa Kolei Dojazdowych. Jałowiecki znał doskonale Imperium Rosyjskie, a od grudnia 1914 r. jego wiedza o sytuacji w Rosji stała się jeszcze większa: został wtedy wyznaczony na dyrektora Nord-Russ Co Ltd, spółki założonej przez rosyjski Komitet Wojenno-Przemysłowy oraz Towarzystwa Braci Noble (instytucji posiadającej większy budżet niż cała Szwecja). Firma ta miała za zadanie, pod przykrywką zwyczajnego handlu, przerzucać przez neutralną Szwecję sprzęt i materiały wojenne z Wielkiej Brytanii do Rosji. Będąc dyrektorem Nord-Russ, Jałowiecki regularnie kontaktował się z ambasadą i z wywiadem brytyjskim. Był też pod stałą ochroną tegoż wywiadu. Mając tak szeroko rozbudowane kontakty, mógł dokładnie obserwować, a przez to zrozumieć istotę tego, co tak naprawdę stało się w Rosji pomiędzy rokiem 1914 a końcem 1917.

Jałowiecki zdawał sobie sprawę z zacofania technicznego Rosji, jej problemów społecznych,  niewydolności systemu stworzonego przez carat, kontrastującej ze sprawną machiną państwową Cesarstwa Niemieckiego. Jednak według wspomnień naszego bohatera, Rosja carska nie przeszła podczas rewolucji lutowej, jakby się mogło wydawać, procesu transformacji od samodzierżawia do Rosji Republikańskiej sama, by następnie – jakby nieszczęśliwym zrządzeniem losu – przekształcić się w Rosję Bolszewicką. Według relacji bacznego obserwatora, jakim był Jałowiecki, ktoś ciężko pracował (wykorzystując słabości Rosji) nad upadkiem caratu, a później nad całkowitym spacyfikowaniem Rosji.

Początki kryzysu – droga do rewolucji

Już wraz z początkiem roku 1916 Rosja zaczynała wchodzić w poważny kryzys. Realne było pojawienie się głodu, w przypadku, gdy wojna trwałaby dłużej. Z każdym miesiącem trwania konfliktu to niebezpieczeństwo stawało się coraz bliższe. Z drugiej strony, coraz głośniej, nawet wśród przedstawicieli Dumy, mówiono o zdradzie najważniejszych oficjeli państwa z carową Aleksandrą Fiodorówną na czele i jej działaniu na korzyść Niemiec. Jednakże postacią, która budziła zdecydowanie największe oburzenie, nie tylko wśród elit, ale też wśród prostych ludzi, był Rasputin – rzekomy mnich, który dzięki swemu wpływowi na carową miał możliwość kształtowania, do pewnego stopnia, polityki państwa rosyjskiego, łącznie decyzjami dotyczącymi obsady stanowisk ministerialnych. Jałowiecki mógł się przekonać, skąd Rasputin miał ewentualne sugestie, czy nawet rozkazy, związane z jego wpływem na Aleksandrę Fiodorównę. Wraz z opiekującym się nim agentem wywiadu brytyjskiego, Szkotem Johnem B. Hallem, Jałowiecki widział na własne oczy, jak Rasputin wychodzi ze spotkania w towarzystwie dwóch bardziej energicznych agentów niemieckiego wywiadu w Petersburgu (którzy w pewnym czasie rozpracowywali samego Jałowieckiego i jego Nord-Russ). Agenci ci, po rozstaniu się z mnichem, udali się na spotkanie z Mitką Rubinsteinem, dyrektorem Banku Międzynarodowego, który zajmował się przelewaniem pieniędzy z Berlina na niemiecką dywersję w Rosji. Nie wiadomo, czy Rasputin był agentem niemieckim, na pewno jednak jego wpływ na to, co się dzieje w Rosji, był skrzętnie wykorzystywany przez niemiecki wywiad. Pewien ziemianin, znajomy Jałowieckiego, tak opisywał sytuację na prowincji w tym czasie: (…) Zaczynają krążyć po wioskach podejrzani agitatorzy, głoszą, że trzeba skończyć wojnę i podzielić grunta obywatelskie pomiędzy chłopów, a nawet palić dwory. Naród zaczyna się już burzyć, i to nie tylko z powodu wojny, ile z powodu historii o Rasputinie, o carowej (…) o zdradzie…

Jednak działania agitatorów nie ograniczały się do prowincji. Jałowiecki miał szczęście współpracować z Hallem, który jak na tamte czasy był postacią wyjątkową, nie tylko dlatego, że był agentem wywiadu, ale też dlatego, że obronił na Oxfordzie dyplom z marksizmu, co pozwalało mu rozumieć zmiany zachodzące w Rosji. Dzięki Hallowi nasz bohater mógł obserwować i zrozumieć działania oraz wpływ agitatorów bolszewickich w petersburskich zakładach, nawołujących głównie do dwóch rzeczy: do sabotowania działania fabryk, by zakończyć wojnę, i do braterstwa z robotnikami niemieckimi. Chwilę po tym wydarzeniu Hall przedstawił swoją opinię na temat tego, co się aktualnie dzieje w Rosji i co według niego się dopiero stanie: Marksizm jako opium podano rewolucjonistom. (…) Prawdziwi socjaliści odnieśli się do niego z rezerwą, natomiast bolszewicy przyjęli go jako dogmat. Czy pan wie, kto to bolszewicy? Nazwałbym ich hienami rewolucji. Nie nastawiają karku, jak socjaliści, w obalaniu tyranii. W większości siedzą wygodnie w Szwajcarii, polerują swoją doktrynę obalenia władzy i wprowadzania swojego chaosu. Niemiecki sztab, a głównie Ludendorff, dostrzegli w nich szansę dla wprowadzenia komunistycznej hegemonii, przynajmniej w Rosji… Sygnalizuje to nasz wywiad. Ktoś mógłby pomyśleć, że takie słowa –wypowiedziane w marcu 1916 roku – to bardziej proroctwo niż opis sprawnie wykonywanego planu. Na pewno w tym czasie niemal nikt w Rosji w coś takiego by nie uwierzył. Nie wierzył też Jałowiecki. Jedno było jednak faktem: całe społeczeństwo powoli zaczynało kwestionować politykę rosyjskich elit.

Tymczasem wywiad niemiecki nie próżnował, a na jego rzecz działał coraz słabszy autorytet rodziny carskiej oraz coraz gorszy stan rosyjskiej gospodarki. Rasputin i carowa, ciągle ingerując w politykę państwa, bynajmniej nie pomagali w złagodzeniu złych opinii na temat władzy. W wyniku konfliktu Rasputina z ministrem spraw zagranicznych Imperium Rosyjskiego, Siergiejem Sazonowem, ten ostatni podał się 22 lipca 1916 r. do dymisji. Po nim tekę objął Borys Strumer. Jałowiecki tak to opisywał: Carowa osiągnęła wreszcie to, do czego dążyła. Cała polityka Rosji, tak wewnętrzna, jak i zewnętrzna, skupiła się w rękach jej kliki. Sytuacja militarna również się pogarszała. Już od 25 sierpnia 1915 r. funkcję głównodowodzącego armią pełnił car Mikołaj II i wszystkie klęski szły bezpośrednio na jego konto. Gigantycznym ciosem dla Rosji i autorytetu cara była nieudana ofensywa Brusiłowa, która kosztowała około jednego miliona zabitych i wziętych do niewoli żołnierzy. Reakcja musiała nastąpić: z końcem grudnia Rasputin został potajemnie zabity. Odpowiedzią rodziny carskiej były rządy twardej ręki, bez jakiejkolwiek refleksji nad sytuacją w państwie. Tego było za wiele: wybuchła rewolucja lutowa.

Rewolucja lutowa: Rosja sama się obezwładnia

Od końca lutego przez Rosję przelewała się coraz większa fala protestów i niezadowolenia. Kluczowy był tu Petersburg – 23 lutego 1917 r. rozpoczął się protest Zakładów Putiłowskich, w którym tysiące robotników wyległo na ulice, rozpoczynając strajk. 27 lutego do protestujących robotników dołączyło rewolucjonizowane wojsko stacjonujące w Petersburgu, zatrzymywano oficerów, zdzierano im epolety, a stawiający opór byli zabijani. Tłum strajkujących zdobył więzienia i uwolnił przetrzymywanych: stolica zaroiła się do przestępców. Garnizony żandarmerii zostały zniszczone, a na ulicach zabijano policjantów. Również sąd okręgowy został zajęty, a większość archiwów sądowych spalono. W ten sam sposób postąpiono z archiwami głównej siedziby Ochrany. Rozbito arsenał, na ulice trafiły setki karabinów. Twierdza Pietropawłowska zostało zajęta, jej garnizon obezwładniony, na ulicach Petersburga pojawiły się uzbrojone grupy zrewolucjonizowanych marynarzy z Kronsztadu, którzy plądrowali mieszkania. Jak twierdził Hall: Wbrew pozorom spontaniczności, scenariusz rozruchów był przemyślany. (…) Pierwsze zarazki na ciele Rosji przeniesione zostały z Niemiec. (…) Czas zatrucia został doskonale wybrany. Choroba najlepiej atakuje osłabionego. Nie wiem, czy Rosji carskiej uda się ją przetrzymać.

Trzeba przyznać, że ten agent brytyjskiego wywiadu rzadko się mylił w ocenie sytuacji. Wszystko przebiegło bardzo szybko. Na wieść o wydarzeniach w stolicy car Mikołaj II, przebywający w tym czasie w kwaterze głównej w Mohylewie, podpisał 25 lutego dekret o rozwiązaniu Dumy. Odpowiedź była szybka. 27 lutego powstał Komitet tymczasowy Dumy (który 2 marca przekazał władzę Rządowi Tymczasowemu), pełniący de facto rolę rządu. Następnie, 28 lutego, z inicjatywy mienszewików, powstała Piotrogrodzka Rada Delegatów Robotniczych i Żołnierskich. Pociąg z jadącym do Petersburga carem został zatrzymany; nowe władze zażądały od cara abdykacji. Ten zrzekł się tronu na rzecz swego barat Michała, który jednak korony nie przyjął.

Próby budowy demokratycznej Rosji powodowały jeszcze większy chaos w państwie. 1 marca 1917 r. Piotrogrodzka Rada Delegatów Robotniczych i Żołnierskich wydała rozkaz dotyczący wyborów komitetów żołnierskich w jednostkach wojskowych. Postanowiono, że w sprawach politycznych wojsko ma podlegać PRDiŻ, faktycznie pozbawiając oficerów możliwości dowodzenia – hierarchia przestała istnieć. Następny krok doprowadził do całkowitego rozkładu dużej części rosyjskiej armii: zniesiono karę śmierci za dezercję – armia rosyjska była w rozsypce. Na prowincji było gorzej niż przedtem: ludność miejscowa i wracający z frontu dezerterzy napadali na majątki, grabiąc i zabijając ziemian. Kolej funkcjonowała coraz gorzej. Po kraju rozlewała się anarchia.

Carat teoretycznie istniał jeszcze parę miesięcy, do 1 września 1917 r., kiedy to dekretem Rządu Tymczasowego powołano w Rosji republikę – krok ten niósł ze sobą głębokie zmiany. Już wcześniej, w marcu 1917 r., nowe władze rosyjskie zadeklarowały niezależność Polski jako państwa suwerennego, połączonego z Rosją wolnym wojskowym sojuszem, oraz niezależność Finlandii w ramach federacji narodów. Przy sztabie głównym utworzono komisje do formowania oddziałów polskich. To postępowanie, wraz z późniejszym, ostatecznym zniesieniem caratu, tym bardziej osłabiło siły rosyjskie. Oto co sam Jałowiecki mówił oficerowi rosyjskiemu, gdy ten się dziwił, że porzuca mundur rosyjskiego oficera i chce wejść do oddziałów polskich: Panie pułkowniku, ja przysięgałem cesarzowi, a nie sowietowi sołdackich deputatów. (…) Co kto lubi, ja chamom wysługiwać się nie myślę. Postawa taka musiała być powszechna wśród nierosyjskich oficerów, ziemiaństwa i inteligencji. Skoro przysięga złożona carowi przestała obowiązywać, pozostawało jedynie na trupie Rosji budować własne państwa. Kroki takie mogłyby być uzasadnione jeszcze w czasie pokoju, ale nie w czasie wojny.

W kwietniu zaplanowanym pociągiem ze Szwajcarii przybyli – przewiezieni przez Niemców – m.in. Władimir Lenin oraz Lew Bronstein-Trocki. Najbardziej „zjadliwe zarazki choroby”, przepowiedzianej przez Halla, przybyły do Rosji. Jak referuje Jałowiecki, Rząd Tymczasowy miał możliwość zatrzymania na granicy bolszewików, ale tego nie zrobił. Nie podjął też innych, bardziej zasadniczych kroków, gdyż bał się wzrostu tendencji kontrrewolucyjnych. Zresztą w tym czasie, mimo swej wiedzy, sam Jałowiecki nie doceniał znaczenia przyjazdu bolszewików do Rosji, przyznawał bowiem: (…) nie rozumiałem jeszcze różnicy między socjalistą a bolszewikiem. Była to dla mnie ta sama swołocz i hołota. Pewne jest to, że przywódcy bolszewików dotarli do Petersburga i od razu zaczęli działać. W tym czasie zaczął się również, jak zauważa Jałowiecki, zmieniać język, jakim posługiwali się agitatorzy. Zauważył to w czasie przemówienia Lenina, powtarzającego w nim nieustannie słowo „burżuj” – W pierwszym okresie rewolucji nie używano jeszcze słowa „burżuj”, ale pod wpływem agitacji komunistycznej określenie to uzyskało prawo obywatelskie w żargonie rewolucyjnym. Każdy, kto był porządnie ubrany, umyty, uczesany, automatycznie zaliczany był do kategorii burżujów. Co ciekawe, określenie pojawiło się w ulotkach i przemówieniach, wraz ze zmasowanymi atakami propagandy bolszewickiej na Rząd Tymczasowy: do jego członków słowa „burżuje” jak najbardziej pasowały. Według bolszewików jedynie Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich były prawdziwą reprezentacją ludu.
Anarchia w państwie jeszcze się zwiększyła. W kwestii aprowizacji panował zupełny chaos. Wartość rubla dramatycznie spadła. 29 czerwca 1917 r. rozpoczęła się nowa ofensywa armii rosyjskiej, zwana ofensywą Kiereńskiego, która po 20 dniach się złamała, przynosząc 400 tysięcy zabitych, rannych i w niewoli. W tym czasie bolszewicy po raz pierwszy próbowali obalić rząd, wywołując rozruchy w Petersburgu. Tym razem akcja była nieudana. Konspiratorów aresztowano, Lenin zbiegł. I tym razem Rząd Tymczasowy nie podjął zdecydowanych kroków przeciw bolszewikom, znów obawiając się sił kontrrewolucyjnych. Z anarchii Rosja zaczynała wchodzić w stan wojny domowej. Na południu kraju oddziały kozaków dońskich wypowiedziały posłuszeństwo rządowi. Nie sposób w tym miejscu wymienić wszystkich wydarzeń.

W nocy 24 października 1917 r. wybuchła rewolucja październikowa i rozpoczęła się bezpardonowa walka o zdobycie pełni władzy oraz zmianę podstawowych zasad funkcjonowania społeczeństwa, przy nieznanym wcześniej metodycznym okrucieństwie, które da początek jednemu z najkrwawszych reżimów nowożytnej historii Europy. Kolejne wydarzenia doprowadziły do położenia, przed którym carat nie był w stanie się obronić i którego nie przewidywał. Aleksandr Guczkow, minister wojny w Rządzie Tymczasowym, tak opisał wybuch rewolucji: To była sztabowa operacja (…) nie do przeprowadzenia przez grupkę jakiś radykalnych ideologów. Listy aresztowanych, zasianie terroru, rozpracowanie, kto kim jest, zgranie czasu i wypadków, to nie żaden spontaniczny wybuch. To wypadki rozegrane według planu przygotowanego z niemiecką precyzją, której nasz Sztab Generalny mógłby pozazdrościć. Nie bądźcie naiwni panowie, to jest wojna między Anglią a Niemcami o podział świata. Anglicy dali Niemcom przykład, jak kolonizować Świat, ale zanim Niemcy się spostrzegli, niewiele już zostało do skolonizowania, tylko Rosja. Rosja to dla Niemców taki kontynent jak Indie. To wielka i ostateczna szansa kolonizacji.

Po pogrzebie

Dzienniki Mieczysława Jałowieckiego dają bardzo ciekawe i na pewno oryginalne spojrzenie na rewolucję lutową i – ogólnie – przemiany w Imperium Rosyjskim pod koniec jego istnienia. Są intrygującym zbiorem opinii, wygłaszanych przez nietuzinkowych ludzi otaczających Jałowieckiego – naocznych świadków upadku caratu i pierwszych miesięcy bolszewickiej władzy. Sam Jałowiecki w pierwszej połowie 1918 r. opuścił bolszewicki Petersburg. Udał się na Litwę, a następnie do odradzającej się Polski. Stracił matkę i ojca. Z Rosji udało mu się wywieźć złoty zegarek i pierścionek z brylantem, wszystkie inne dobra, łącznie z wielkimi firmami jego ojca, przepadły w odmętach „sprawiedliwości ludowej”.

Tak umarła stara Rosja…  

Mieczysław Jałowiecki, Na skraju imperium, Czytelnik, Warszawa 2000.

nowakonfederacja.pl