Poniżej publikujemy fragment tekstu o czerwonych ludzikach, czyli tych, którzy wspierają terrorystyczną politykę Władimira Putina. Czy to tylko pożyteczni idioci czy ....

"Do polityków popierających Wielkiego Brata ze Wschodu historia mogła nas przyzwyczaić, ale po 1989 r. niektórym wcale nie przeszło. Dużym i małym: Donald Tusk jako szef PO mówił o Putinie „nasz człowiek w Moskwie", a prezes Ruchu Narodowego Robert Winnicki uważa, że „powinniśmy drogo sprzedać Rosji naszą neutralność". Janusz Korwin-Mikke, kandydat w wyborach prezydenckich, narzeka na sankcje gospodarcze wymierzone w Kreml, bo „biją w obie strony". A jego rywalka Magdalena Ogórek podczas konwencji inaugurującej kampanię oceniła stanowisko Polski wobec sąsiada jako „wrogie" i zamierzała nawet dzwonić do Władimira Putina! „Jeżeli pani Ogórek chce zostać księżniczką, to mam nadzieję, że nie pomyli Pałacu Prezydenckiego z Pałacem Zimowym" – docinała jej nawet Monika Olejnik. Podobna jest analiza Wojciecha Cejrowskiego, który uważa, że „Ogórek jest kandydatem Putina". Ale czemu się dziwić, skoro forsuje ją Leszek Miller, o którym od lat się mówi, że jeździł po pieniądze do Moskwy, by mieć za co założyć nową partię powstałą po upadku PZPR.



Tymczasem SLD ma godną następczynię. Nazwa zobowiązuje: kongres założycielski Zmiany miał się odbyć w siedzibie OPZZ, ale o wyznaczonej godzinie wokół budynku pusto, a znudzony ochroniarz znad talerza pomidorowej (kolor czerwony!) mówi, że sala nie została wynajęta i nic nie wie o żadnej zmianie. Telefon kontaktowy do partii nie opowiada, ale na Facebooku pojawia się ogłoszenie: „Wbrew działaniom zielonych faszystów wspieranych przez liberalne propagandówki – właśnie rozpoczynamy I Zgromadzenie Krajowe »Zmiany« w budynku Związku Nauczycielstwa Polskiego". Jadę.

NATO? Wychodzimy!


Na miejscu, po przedarciu się przez iście rewolucyjne kłęby dymu papierosowego akurat przerwa i rozgardiasz. Na sali ponad 100 osób, ale sprawne oko wyczuwa ciało obce. – Pan do kogo? – Do was, towarzysze. – Zapraszamy na 16, bo zaraz zaczynają się głosowania – mówi chłopak w skórzanej kurtce i arafatce, po czym stanowczo wyprasza za drzwi. – A skąd zmiana miejsca kongresu? – dopytuję. – Siły antydemokratyczne – odpowiada. Nowe lokum w ZNP, również o czerwonych tradycjach, udało się znaleźć w ostatniej chwili.

Mariusz Piskorski – były poseł Samoobrony, teraz przewodniczący Zmiany – osobiście zapraszał na zjazd Aleksandra Kofmana, samozwańczego ministra spraw zagranicznych Donieckiej Republiki Ludowej (a także Mieczysława Łysego, szefa Związku Polaków na Białorusi). Na konferencji prasowej ubolewał jednak, że przedstawiciel Noworosji nie został wpuszczony do Polski „z uwagi na politykę władz", choć to „postać zasłużona: zadeklarowany antyfaszysta i jeden z liderów społeczności żydowskiej w Donbasie".

Wojnę na Ukrainie Piskorski uparcie określa jako domową, bo toczy się tam „walka z faszyzmem", a jej władze nazywa krwawym reżimem. Takie słowa nie dziwią, skoro polityk znany jest z obrony separatystów, wizytowania i rozgrzeszania referendum krymskiego, a także kariery w rosyjskich mediach, gdzie chwali Putina. – Jak to się ma do praw pracowniczych, w których obronie występuje partia? – dociekał niemiecki dziennikarz i było to jedyne pytanie na konferencji. Piskorski opowiedział o antyfaszystowskiej postawie niemieckich komunistów i solidarności ze światem pracy nie tylko na Ukrainie.

(...)

Deklaracja na stronie internetowej o Rosji nie wspomina: „Zmiana to partia pokoju, bo tylko w warunkach współpracy i przyjaźni z sąsiadami oraz wszystkimi narodami Europy od Atlantyku do Władywostoku można budować bezpieczne jutro dla naszego kraju", ale podkreśla antyamerykańskość: „Zmiana ma polegać na natychmiastowym opuszczeniu przez Polskę struktur NATO, by odbudować nasze siły zbrojne i przemysł obronny". Czemu? – ZSRR już nie istnieje i nie mamy się przed czym bronić, więc NATO straciło rację bytu – tłumaczy Piskorski.

Pewnie dlatego minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna zapowiedział, że będzie się przyglądał Zmianie. Dla Piskorskiego nie brzmi to jak groźba, lecz powód do dumy.

(...)

Pozdro od Striełkowa

Zielone ludziki" – nie chodzi o przybyszy z kosmosu, lecz uzbrojonych żołnierzy rosyjskich, których rzekomo nie ma na terytorium Ukrainy – w Polsce występują nie w mundurach, lecz w tradycyjnych strojach: ubrani byle jak. Uzbrojeni w propagandę: polityczną, historyczną, kulturalną, słowem – hybrydową. Główne pole działania to internet. Modus operandi – komentarze, mniej lub bardziej obraźliwie, czasem nawet wyzwiska i groźby, także administrowanie zaangażowanych stron lub profili na portalach społecznościowych.

Do soft power należą też organizacje orbitujące – bliżej lub dalej – wokół ambasady Rosji. Przede wszystkim Europejskie Centrum Analiz Geopolitycznych (ECAG) wraz portalem Geopolityka.org, którego czołowym ekspertem jest Mateusz Piskorski – częsty gość w reżimowej prokremlowskiej telewizji. Oraz wspomniany Komitet Ukraiński z siedzibą przy Stowarzyszeniu Współpracy Polska–Rosja (w czasach PRL znanym pod nazwą Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej). Dyrektorem biura Komitetu Ukraińskiego jest dla odmiany sekretarz partii Zmiana Tomasz Jankowski.

[koniec_strony]

Do hard power należą twórcy strony „Polacy za rosyjskim Donbasem", którzy podpowiadają, jak dostać się do separatystów w republikach ludowych: donieckiej i ługańskiej – podają stosowne adresy, sposoby dojazdu, punkty kontaktowe. Ponoć znaleźli się już Polacy, którzy wybrali walkę o wolność „nie naszą", więc strona się przydaje.

Działalność prorosyjskiego lobby przeniosła się już zresztą do realu, co się wiąże z fizycznym zastraszaniem przeciwników. Dziennikarzowi „Gazety Polskiej" Samuelowi Pereirze prorosyjscy wandale zniszczyli drzwi mieszkania, malując na nich napis: „Pozdro od Striełkowa natowska k..." (Igor Striełkow to jeden przywódców separatystów). Jego koledze Dawidowi Wildsteinowi (którego reportaż z wojny na Ukrainie publikujemy parę stron dalej) na jednym z warszawskich cmentarzy „nieznani sprawcy" ustawili „grób", a wieszczące śmierć e-maile liczone są w setki („To takie podszczekiwania. Specjalnie się nie przejmuję" – mówi Wildstein).

Zastraszana była też dziennikarka TV Republika i ukraińskiej Espreso TV Bianka Zalewska, której również grożono utratą życia, a podczas pobytu na Ukrainie jej samochód został ostrzelany. Również Małgorzata Gosiewska, posłanka PiS, zaangażowana w pomoc humanitarną na rzecz Ukrainy, odbierała pogróżki e-mailem i przez telefon.

Dotkliwy jest zwłaszcza przypadek Marcina Reya, znanego publicysty i tłumacza, który bez ogródek pisał o powiązaniach rosyjskich stronników w Polsce. Zaczął odbierać wiadomości z groźbami pod adresem swoim i rodziny, a jego wieś – Dobczyce pod Krakowem – została wręcz zasypana ulotkami, w których oskarżono go o pedofilię: miał być rzekomo skazany we Francji za gwałt na dziewczynkach: Eurze (6 lat) i Asji (8 lat) w mieście Giwi, o czym informowała „straż sąsiedzka". Wszystko bzdury, którym prawdziwi sąsiedzi nie dali wiary, bo takowa straż nie istnieje; miasta Giwi we Francji też nie ma, choć to nawiązanie do znanego z brutalności separatysty Giviego; wreszcie imiona dziewczynek łączą się w znamienne słowo „Eurazja".

Rey ułatwił zadanie „czerwonym ludzikom", bo swój adres podaje w internecie i nie zamierza się ukrywać – wrócił z emigracji właśnie po to, by działać z odsłoniętą przyłbicą. W Fundacji Republikańskiej był prelegentem podczas lutowego spotkania „Rosyjska agentura wpływu w Polsce", przed którym reklamowano go jako działacza prześladowanego przez tzw. gawnojedy (gównojady – określenie Suworowa). Może dlatego bezpieczeństwa w lokalu przy Nowym Świecie pilnowało dwóch policjantów w pełnym rynsztunku?

(...)

Potwór połknął Ukrainę

Zdaniem Reya, gdy już udało się przejść do konkretów, agentura rosyjska występuje na całym świecie jako element wojny totalnej, nie ma się więc co dziwić, że aktywna jest i u nas. Choć agentem – z łaciny: to ten, który działa – nie można nazwać każdego. Wręcz przeciwnie – agentów jest niewielu, a prorosyjskie stronnictwo niekoniecznie pracuje zawodowo, bo wielu to pożyteczni idioci lub tacy, którzy po prostu błądzą i szkodzą nieświadomie.

To właśnie na rzecz tych ostatnich pracują zastępy internetowych trolli, bo nieprawda powtórzona wiele razy może się wydać prawdą. – Na Onet.pl potrafi być kilkadziesiąt prorosyjskich komentarzy, ale w „Guardianie" zdarzyło się ich nawet 40 tysięcy, co knebluje dyskusję. Farmy trolli istnieją ponoć w Ogilnie pod Moskwą. Rosja w wielu dziedzinach jest zapóźniona, ale w socjotechnice i wykorzystaniu internetu może być nawet silniejsza niż USA – mówi Rey. Czasem jednak trudno o dokładną diagnozę: tylko idiota czy aż pożyteczny?

No bo jak zakwalifikować Konrada Rękasa, byłego członka Prawicy Narodowej, Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego i Samoobrony, który został wiceprzewodniczącym Zmiany i jest związany z centrum ECAG? Zdaniem znawców tematu to „łącznik między prorosyjską prawicą (środowiska »Myśli Polskiej« czy Konserwatyzm.pl) a prorosyjską lewicą, czyli Zmianą". Niedawno startował w wyborach na prezydenta Chełma, ale w kampanii wytoczono przeciwko niemu zarzuty o lobbowanie na rzecz Rosji: krytyczny artykuł o polskiej polityce energetycznej miał być inspirowany (jak napisała ABW w akcie oskarżenia) przez człowieka oskarżonego o szpiegostwo i wydalonego z Polski. Rękas protestował, ale sympatie ujawniał w rosyjskich mediach: na antenie Radia Voice of Russia oraz w agencji RIA Novosti, gdzie zresztą był przedstawiany jako „wybitny polski politolog".

(...)

Piąta kolumna

Sputnik to także radio w języku polskim, które wcześniej istniało jako Głos Rosji. Całodobowo można go słuchać w sieci, ale nadaje też godzinną audycję na częstotliwościach Radia Hobby z podwarszawskiego Legionowa. Czemu mała rozgłośnia obejmująca swoim zasięgiem część stolicy Polski udostępnia swoje pasmo kremlowskim agitatorom i jaki ma w tym interes?

Na antenie tłumaczył to prezes Piotr Fogler (były członek UW i PO, który zniknął z partii po aferze mostowej): wprawdzie nie ma wątpliwości, kto jest odpowiedzialny za wojnę na Ukrainie, lecz radio podpisało komercyjną umowę i nikt nie przewidział, że Rosjanie „zrobią to, co zrobili", a zerwać jej nie można. Poza tym warto znać punkt widzenia Kremla.

Polacy się bronią, choć marnie, czym bowiem jest w zalewie rosyjskiej propagandy skromny facebookowy profil „Rosyjska V kolumna w Polsce" (ponad 4600 fanów), znakomicie punktujący koleje akcje „czerwonych ludzików", którzy znów coś napisali albo powiedzieli w przestrzeni publicznej?

To oni napisali (choć też asekurując się słowami „być może"), że publicysta Cyprian Darczewski, znany ze Sputnika, nie istnieje. Wraz z pojawieniem się tej postaci na łamach portalu zniknął z nich Dariusz Cychol, absolwent dziennikarstwa Państwowego Uniwersytetu Moskiewskiego (MGU) i były zastępca Jerzego Urbana w tygodniku „Nie". Cychol piastuje dziś bowiem zacną funkcję głównego specjalisty w Redakcji Mediów Interaktywnych TVP. Jego dawne wypowiedzi na łamach Głosu Rosji w porównaniu z napastliwym Darczewskim były nader łagodne. Intrygująca jest nie tylko wymiana jednego publicysty na drugiego, ale też zbitka sylab w imionach i nazwiskach obu panów: DAriusz CYchol i CYprian DArczewski – zauważa „Rosyjska V kolumna w Polsce".

Cóż, najwyraźniej tak się mnożą w Polsce „czerwone ludziki".

Całość TUTAJ

Trzeba dodać, że portal Fronda.pl jako piewrwsze podało informację o "czerwonych ludzikach" w Polsce. I cieszy nas fakt, że coraz więcej mediów o tym pisze i przygląda się polskiemu zapleczu Putina. Zapraszamy również do naszego Facebooka poświęconego Klakierom Putina. TUTAJ

mm

Źródło: Plus i Minus - Rzeczpospolita