W Brukseli i w Kijowie, skąd wróciłem dopiero dziś, czuję to samo: zapach rosyjskiej siarki. Albo rosyjskiej ropy, albo rosyjskich pieniędzy ‒ jak kto chce. Lobby rosyjskie na Zachodzie aktywizuje się, widzę to na własne oczy, w USA ‒ jak słyszę od najbardziej wpływowych polityków ‒ to samo. Niestety, na Ukrainie sytuacja jest bardzo podobna. Nie chodzi nawet o to, że rośnie w siłę Opozycyjny Blok, gdzie tęsknoty za ugodą z Moskwą są większe niż w innych partiach Wierchownej Radyczyli ukraińskiego parlamentu. Rosyjski diabeł ogonem miesza w kijowskim kotle, bo niemal każdy tu powie, że za incydentami zbrojnymi wewnątrz tego kraju, np. na Zakarpaciu stoi Kreml. A one dramatycznie niszczą wizerunek Ukrainy ‒ i o to Rosjanom chodzi.

Moskwa gra też na zmęczenie ukraińskiego społeczeństwa, na jeszcze większy kryzys ekonomiczny, który może zaowocować nowym „Majdanem” ‒ ale teraz socjalnym ‒ i wynieść do władzy orientację prorosyjską. Kreml dawno już „zneutralizował” inne kraje, które kiedyś wybrały europejską opcję, jak Gruzja czy Armenia, teraz próbuje to samo zrobić wobec Kijowa. Europa, w tym może zwłaszcza największy unijny i NATO-wski sąsiad Ukrainy czyli Polska, musi widzieć tę grę. I nawet jeśli Ukraińcy reformują za wolno, nie poradzili sobie wciąż z korupcją, ich gospodarka ledwo zipie, a elity polityczne się kłócą ‒ trzeba im pomagać. Nawet nie z potrzeby serca, ale z politycznej kalkulacji: dzięki nim Rosja jest dalej od UE i Polski.

Ryszard Czarnecki

"Gazeta Polska Codziennie" 25 VII 2015