Prawo i Sprawiedliwość,partia Jarosława Kaczyńskiego, której pierwszym prezesem, a następnie honorowym prezesem był Lech Kaczyński, wygrała wybory parlamentarneAnno Domini2015. Po ośmiu latach PiS stał się ugrupowaniem „pierwszego wyboru” Polek i Polaków.

Obóz niepodległościowy – to chyba lepsze określenie niż prawica – był w opozycji przez osiem lat. Teraz to się zmieni. To, że wygramy wybory do Parlamentu zaczęło być prawdopodobne już na przełomie 2013-2014 roku. Wtedy sondaże PiS-u poszybowały wyraźnie w górę i zdobyliśmy spektakularną przewagę nad partią Donalda Tuska. Strach zajrzał w oczy obozowi władzy i stąd kuriozalna, bo strachliwa i zaprzeczająca istocie demokracji wypowiedź prezydenta Bronisława Komorowskiego, który stwierdził, że nie jest wcale przesądzone, że powierzy misję tworzenia rządu liderowi partii z najlepszym wynikiem wyborczym. W tłumaczeniu na język zwykłych ludzi: choćby PiS wygrało wybory przy urnach, to i tak nigdy do władzy nie dojdzie, bo ja jako „głowa państwa” na to nie pozwolę... Cóż, „myślał indyk o niedzieli, a w sobotę łeb ucięli”.... Komorowski jest w Budzie Ruskiej albo w wynajętym mieszkaniu (swoje też wynajął), a w Pałacu Prezydenckim funkcjonuje Andrzej Duda. To w wielkiej mierze dzięki jego zwycięstwu, a wcześniej dzięki pomysłowi prezesa Kaczyńskiego na taką kandydaturę, po 25 maja 2015 mieliśmy już „z górki”. Mimo to był to ciężki, polityczny mecz z przeciwnikiem, który do perfekcji opanował nie tyle sztukę politycznej szermierki, co raczej permanentnego faulowania. Gdyby dziś ktoś chciał „majstrować” przy tworzeniu rządu i grać na jego niepowstanie, to właśnie Pierwszy Obywatel RP będzie gwarantem stabilności Polskiego Państwa i uszanowania demokratycznych wyników wyborów, i demokratycznych reguł gry.

Ale skoro wygraliśmy wybory, to p o  c o ś. Nie dla odwetu, nie dla taniego rewanżu, nie dla zaspokojenia własnych ambicji, ale  p o   c o ś  właśnie.

Co zatem powinniśmy robić w pierwszej kolejności? Od czego mamy zacząć? Na czym mamy się skupić? Jakie mamy polityczne i gospodarcze narodowe priorytety? Warto o tym powiedzieć „one day after”.Zmiany, czy raczej „dobre zmiany”, mające być znakiem firmowym nowej, centroprawicowej władzy odbywać się powinny w trzech sferach. Wymieńmy je: 1. styl uprawiania polityki, 2. gospodarka, 3. polityka międzynarodowa.

Styl uprawiania polityki

Platforma Obywatelska oraz PSL (nie zapominajmy, że przez 8 lat PO nie rządziła sama, tylko w koalicji z partią Pawlaka i Piechocińskiego) przegrali wybory także dlatego, że prezentowali niepohamowaną pychę, arogancję władzy, byli bezczelni i w gruncie rzeczy mieli w nosie, co obywatele o nich sądzą – byle ci sami obywatele odpowiednio zagłosowali w wyborach. To właśnie okazało się ważniejsze niż „orliki” czy przepłacone stadiony i najdroższe w Europie autostrady. A podatnicy-wyborcy coraz bardziej czuli niechęć, wręcz obcość do tych nowych „onych”. Pycha i lekceważenie ludzi zostały ukarane.

Gospodarka

PO przedstawiała się w 2007 roku jako partia z „długą ławką” zawodników-ekonomistów. PiS miał być od ideologii i awantur, a Platforma od gospodarki i spokoju. Tymczasem „bank kadr” PO okazał się kompletnym mitem. Dług publiczny rośnie w szybkim tempie. Małe i średnie firmy (w tym rodzinne) i obywatele łupione są podatkami, wobec przedsiębiorców prowadzone są polowania z nagonką ze strony Urzędów Skarbowych oraz Urzędów Kontroli Skarbowej, wzrasta kilkusettysięczna emigracja tych, którzy nie mogą w Rzeczpospolitej znaleźć pracy, awansu, perspektyw, kariery, a nawet choćby zwykłego bezpieczeństwa socjalnego na podstawowym poziomie. Właśnie w sferze gospodarki, choć to trudna płaszczyzna i w pewnym stopniu uzależniona od sytuacji ekonomicznej wewnętrznej, można zrobić bodaj najwięcej i najszybciej. Choćby zaimportować z Wysp Brytyjskich proste metody rozliczania się firm z fiskusem, a także uprościć i przyspieszyć rejestrowanie nowych podmiotów gospodarczych. To właśnie w kontekście ludzi młodych ma decydujące znaczenie: to też może ograniczy emigrację z Polski. Uproszczenie systemu podatkowego, podzielenie się obciążeniami z wielkimi sieciami handlowymi i bankami – to tylko niektóre z pierwszych kroków, które czyniąc władza łatwo może udowodnić, że oto właśnie dokonuje się „dobra zmiana”.

Polityka międzynarodowa

Tu też jest i to szybko pole do popisu. Kilka pierwszych wizyt w instytucjach międzynarodowych nowego Prezydenta RP doktora Andrzeja Dudy pokazało, że - mówiąc Wyspiańskim - „ino tylko trzeba chcieć”, aby wprowadzić do polityki zagranicznej Rzeczpospolitej godnościowy charakter i godnościowy język. A przecież właśnie polityka międzynarodowa składa się w niemałej części z takich właśnie symboli, gestów, odwołań. Rząd PiS-u też może, powinien, musi tak czynić. Tego oczekują nie tylko wyborcy – tego wymaga polska racja stanu w świecie, w którym patrzą czy dane państwo okazuje szacunek samo sobie i czy wymaga od innych partnerskiego traktowania.

Ale nie tylko gesty i symbolika to powinność nowej Rady Ministrów. Wyborcy oczekują nie tylko zmian werbalnych czy symbolicznych, ale też realnych. Reanimowanie „Grupy Wyszehradzkiej”, nadanie bardziej partnerskich relacji Trójkątowi Weimarskiemu czy bilateralnym stosunkom Warszawa-Berlin, realne wzmocnienie pozycji Polski w Unii Europejskiej, zbliżenie z USA – i militarne i polityczne, ochrona Polaków poza granicami kraju, zwłaszcza na Wschodzie i w RFN – to kierunki działania najbardziej pożądane przez tych, którzy swoimi głosami spowodowali, że formacja Jarosława Kaczyńskiego wygrała te wybory.

Polacy chcą naprawdę silnej pozycji Polski w UE, a nie tylko deklamacji w tym obszarze. Eksperci od polityki zagranicznej słuchający poniedziałkowej debaty Kopacz-Szydło i stwierdzeń wciąż urzędującej Prezes Rady Ministrów o silnej pozycji Rzeczpospolitej w Unii mogli się tylko sarkastycznie uśmiechnąć: pięć dni przed tą debatą PE przegłosował wybór władz tzw. „Funduszu Junckera”. Znaleźli się tam przedstawiciele „nowej” i „starej” Unii – prezesem został Austriak Wilhelm Molterer ‒ były wiceprezes Europejskiego Banku Inwestycyjnego w Luksemburgu, a wiceprezesem przedstawicielka nowej „Trzynastki”… Bułgarka Iljana Canowa. Wybór właśnie Bułgarki, a nie Polaka czy Polki (była wiceminister finansów Matra Gajęcka była na „short list” w tej rozgrywce) świadczy nie o silnej, tylko żadnej pozycji obecnego rządu na poziomie unijnym, zwłaszcza, gdy rozgrywka toczy się o miliardy euro – tak jest, gdy chodzi o finanse z „Funduszu Junckera”.

To wpisuję do sztambucha rządu, który, mam nadzieję, szybko utworzymy. Bo Polacy oczekują nie tylko zwycięstwa PiS-u, ale i – jak najszybciej – jego owoców.

*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (26.10.2015)