Właśnie wróciłem z Kijowa. Gdy jadę przez centrum stolicy Ukrainy, zawsze przed oczyma stają mi obrazy z Majdanu, gdzie byłem sześc razy ‒ od końca listopada 2013 do lutego 2014. Kijów wtedy i Kijów teraz to dwa różne miasta. Także, gdy chodzi o trudną do opisania atmosferę, która wtedy budziła ducha solidarności ludzi stojących ramię w ramię i pod kulami „Berkutu” Janukowycza, a teraz jest atmosfera opanowana przez duch totalnego skłócenia tych samych ludzi.

Powtórka ze swarów

Słuchając publicznej debaty, podczas międzynarodowej konferencji YES (Yalta European Strategy) z udziałem skądinąd byłego sekretarza generalnego NATO Duńczyka Andersa Fogha Rasmussena (2009-2014) i byłego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Irlandczyka Pata Coxa (2002-2004), słuchałem wystąpienia prokuratora generalnego Ukrainy Jurija Łucenki, byłego więźnia z okresu prorosyjskiej dyktatury Janukowycza, który zawzięcie ciął się z byłym prezydentem Gruzji, obecnie gubernatorem Odessy Micheilem Saakaszwilim oraz swoim kolegą, wiceprzewodniczącym bloku Petra Poroszenki Mustafą Najemem. Uważam, że w strategicznym polskim interesie jest popieranie Ukrainy jako niezawisłego państwa między nami a Rosją, ale byłem głęboko zażenowany słysząc te połajanki. Szanuję życiorysy uczestników tej debaty i ich zasługi, ale publiczna ‒ wśród zagranicznej publiczności złożonej z dziennikarzy i ekspertów z Europy i Ameryki ‒ niezdolność do wspólnej, choćby po części udawanej, „na eksport”, solidarności narodowej jest czymś nie tylko zawstydzającym, ale również fatalnie psującym wizerunek tego państwa na arenie międzynarodowej. Także dlatego, że przypomina to nam wszystkim nieszczęsne zakończenie Pomarańczowej Rewolucji z grudnia 2004, której owoce utopiono w swarach, niesnaskach, a w końcu nawet w uciekaniu się po pomoc do wroga czyli Rosji. Wydawało się, że nasi wschodni sąsiedzi wyciągnęli wnioski z doświadczeń politycznej wojny domowej z udziałem prezydenta Wiktora Juszczenki i premier Julii Tymoszenko – ale okazało się, że są to płonne nadzieje.

Ukrainy obraz własny

Poza specyficzną atmosferą, której nadzieje zwesternizowanej młodzieży przeplatają się z szansami zaprzepaszczanymi przez klasę polityczną, odnotowuję charakterystyczne dla obrazu całości fakty. Oto ukraiński wicepremier Pawło Rozenko poinformował, że w kraju jest 1 milion 800 tysięcy bezrobotnych – ale jedynie niewiele ponad 20% z nich (sic!), bo 400 tys zarejestrowanych jest w urzędach pracy. Inny wicepremier (Wiaczesław Kiryłenko) zapowiedział, że w najbliższym czasie Wierchowna Rada czyli jednoizbowy ukraiński parlament wprowadzi zakaz importu książek z Rosji i Krymu zawierających „treści antyukraińskie”. Projekt ustawy złożyła miejscowa krajowa rada radia i telewizji.

Od połowy przyszłego roku rząd zamierza wprowadzić zasadę swobodnego wyboru lekarza oraz uzależnienia płacy lekarzy od ilości przyjętych pacjentów. Cóż, czas najwyższy, choć akurat ze służbą zdrowia ma problem wiele państw europejskich od Ukrainy znacznie zamożniejszych. Pomysłem, żeby nawiązać do tego, co na Zachodzie jest niedawna zapowiedź prezydenta Poroszenki o pilnym wprowadzeniu w życie systemu e-deklaracji.

Sceny jak z westernu oglądała jedna z kijowskich budów. Konflikt, który miał miejsce został „rozwiązany” poprzez użycie przez ministra spraw wewnętrznych Arsenija Awakowa … batalionu „Azow” czyli bohaterów Majdanu, a potem bohaterów faktycznej wojny z Rosjanami na wschodzie kraju. Szef MSW to ten sam, który podczas transmitowanej przez telewizję propagandowej narady-pokazówki z udziałem prezydenta Petra Poroszenki oskarżony został przez gubernatora eksprezydent Saakaszwilego o korupcję, aby w odpowiedzi zbluzgać go od najgorszych. Niewiele brakowałoby, aby doszło do publicznego mordobicia. Telewidzowie zapamiętali prezydenta Ukrainy, który słysząc to wszystko ukrył twarz w dłoniach. Awakow jest Ormianinem z pochodzenia, a swoim zastępcą uczynił kuzyna o nazwisku Awakian (Awakow to zruszczona forma nazwiska spotykanego w Armenii). Ale jego dymisji nie należy się spodziewać, bo murem stoi za nim partia Front Narodowy (Ludowy) byłego premiera Arsenija Jaceniuka oraz „Batkiwszczyna” Julii Tymoszenko („Ojczyzna”). Jeden z jej deputowanych Serhij Wasenko uznał, że odwołanie szefa MSW jest „niemożliwe. Jeśli ministra odwołają – koalicja się rozpadnie, groził ów poseł publicznie. Pewnie wie, co mówi.

Rosyjska ruletka z niemiecką kulką?

Niemcy mają swojego nowego ambasadora w Kijowie Ernsta Reichela. W swym pierwszym wywiadzie zabawił się on w sowiecką agencję prasową TASS z dowcipu, że „agencja TASS zaprzecza...” czyli potwierdza ‒ mówiąc, że nie ma żadnych rozbieżności w kwestii sytuacji w Donbasie i sankcji wobec Rosji między kanclerz Merkel a szefem MSZ Frankiem Walterem Steinmeierem. Niemiecki ambasador przyjechał tu z jasną misją, którą zapowiedział w wywiadzie dla jednego z portali internetowych: domagał się ustępstw od Kijowa w relacjach z Rosją i tego, aby Ukraina „nie broniła w 100% swoich interesów”. Prawda leży, jak wiadomo, pośrodku i pewnie dlatego rezydent z Berlina oznajmia, że oczekuje od obu (!) stron „konfliktu” (tak w języku dyplomatycznym nazywa się regularna wojna) pewnego zawieszenia ognia i wycofania ciężkiego uzbrojenia. Jakoś sobie nie wyobrażam, aby tak samo mówił, ustawiając się w roli neutralnego, „bezstronnego” obserwatora relacji Moskwa-Kijów, ambasador Rzeczpospolitej na Ukrainie.

Wielka polityka polityką, ale pamiętając zeszłoroczną srogą zimę (też ją tam pamiętam!), Ukraińcy gromadzą zapasy gazu w podziemnych magazynach. Rząd chce mieć ich 17 miliardów metrów sześciennych, ale przed dwoma tygodniami miał ich dopiero 13 miliardów. Póki co Rosja wstrzymała eksport paliwa diesla na Ukrainę (Moskwa dostarcza przeszło jedną trzecią importowanego takiego paliwa). To stały numer Rosjan, którzy w ten sposób, grając straszakiem energetycznym, wpływali czy wpływają na politykę takich państw jak Ukraina właśnie, Białoruś czy kraje Kaukazu Południowego. Pozostając w tematach energetycznych, to naprawiono już po awarii gazociąg w obwodzie lwowskim i znów można importować gaz z Polski (4,25 miliona metrów sześciennych na dobę). Skądinąd ów gazociąg wykorzystywany jest aż w 99%.

W swoim czasie najbogatszym człowiekiem we Lwowie był tamtejszy funkcjonariusz policji, stojący na czele jednostki... do zwalczania przestępczości gospodarczej. Klimaty rodem z amerykańskich filmów o mafii można łatwo odnaleźć w ukraińskiej rzeczywistości. Ściągnięta z Gruzji szefowa ukraińskiej policji Chatia Dekanoidze (Kijów chciał powtórzyć sukcesy w walce z przestępcami, które odniosła ekipa Saakaszwilego właśnie, między innymi, dzięki zasadniczej reformie policji) oświadczyła, że część firm ochroniarskich zajmuje się rejderstwem – jak po ukraińsku określa się bezprawne przejmowanie majątków. Scenariusz jest prosty: firma „od ochrony” zatrudnia na krótki czas, czasem dosłownie „na akcję” pracowników, można rzec, „zadaniowych”.

Granica między Unią a Ukrainą przebiega na wschodniej granicy Polski. Kolejki aut na tej granicy to norma. Przed moim wjazdem do Kijowa tylko na przejściu granicznym Krakowiec-Korczowa czekało, bagatela, 720 takich samochodów. Spore bywają też na przejściu Jagodzin-Dorohusk oraz Rawa Ruska-Hrebenne. A przecież to nie z tej strony cokolwiek Ukraińcom grozi.

W Kijowie zakończył się proces o szpiegostwo na rzecz separatystów. Zastępca dowódcy eskadry lotniczej Gwardii Narodowej przez jeden tydzień w kwietniu 2015 roku zebrał i przekazał szereg tajnych informacji dotyczących lokalizacji jednostek wojskowych i składów oddziałów ATO czyli ukraińskich antyterrorystów. Dostał pięć lat. Czy to dużo dla szpiega? Czy taka, relatywnie niska, kara odstraszy naśladowców? Warto pamiętać, że szef ukraińskiej marynarki wojennej i to mianowany już po Majdanie, ogłosił, że przechodzi na stronę Rosji...

Socjotechnika i zachodnie kroplówki

W dalszym ciągu Ukrainę po cichu „zbawia” tandem premierów: Miklosza (Słowacja) i Balcerowicza. Przygotowali „pakiet reform”. Tyle, że już w tej chwili Ukraina jest w stanie totalnej zapaści gospodarczej, ma gorszą sytuację ekonomiczna niż Białoruś i „terapii szokowej” Balcerowicza nie przeżyje. Pytanie tylko czy obaj panowie będą mieli jakikolwiek wpływ na gospodarkę nad Dnieprem? Szereg obserwatorów uważa, że powołanie takiego międzynarodowego zespołu ekspertów było dla Petra Poroszenki czysto socjotechnicznym zadaniem, którego efektem miało być poprawienie wizerunku Kijowa w oczach świata. Cóż, może rzeczywiście propaganda lepsza niż takie reformy, zwłaszcza jeżeli miałyby być kopią tego, co w Polsce.

Odnotowuję wzmożoną aktywność międzynarodową Kijowa. Wizyta prezydenta Poroszenki w Nowym Jorku na sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ jest tego jednym z wielu przejawów. Kijowowi z jednej strony zależy na wsparciu dyplomatycznym i temu służyły peregrynacje w ostatnim czasie do stolicy szefów MSZ Niemiec, Francji, Danii czy Polski, ale z drugiej ‒ o gospodarcze konkrety. W tym kontekście ważna była decyzja USA o udzieleniu 1 miliarda USD gwarancji kredytowych. Dzięki temu ukraiński rząd wypuści kolejne tzw. euroobligacje. Nieco inny charakter miało uruchomienie nowego projektu wsparcia dla walki z korupcją na Ukrainie. Sygnowała go misja doradcza Unii Europejskiej (EUAM) oraz Duńska Agencja ds. wsparcia rozwojowego (DANIDA). Czy te 16 milionów euro rzeczywiście pomoże zwalczyć korupcję w kraju, który z niej słynie?

Niektórzy zachodni dyplomaci mówią mi, że problemem jednak jest fakt, że niektórzy ważni i bardzo ważni ludzie w rządzie i kancelarii prezydenta są etnicznymi Rosjanami. Co z tego, że naprawdę są lojalni wobec państwa ukraińskiego, ba, wyłącznie z tym państwem wiążą swoje kariery? Czy rzeczywiście podświadomie nie szukają – jako przedstawiciele władzy! ‒ takich rozwiązań, które byłyby „do przełknięcia” dla ich macierzystej nacji?

Ostatni szczyt Rosja ‒ Turcja w Soczi i ocieplenie relacji między Moskwą a Ankarą zaniepokoiło Kijów. Wizyta tureckiego wicepremiera Mehmeta Simseka te obawy uśmierzyła. Polityk z Ankary podkreślił, że Turcja uważa Krym za „nieodłączną część Ukrainy” i de facto zakwestionował przeprowadzenie tam wyborów do Rosyjskiej Dumy Państwowej. To ważna deklaracja, choć będzie bardziej zrozumiała, gdy przypomni się, jak bardzo Turcja inwestowała w ukraiński Krym, równo w sensie stricte ekonomicznym, jak i także wspierania kultury i zabytków tamtejszych Tatarów. Aneksja Krymu przez Rosję te tureckie inwestycje gospodarcze i parapolityczne przekreśliła.

Unio, popatrz w oczy ludziom z Donbasu

Trzynasta konferencja YES tym razem odbywała się pod hasłem „The World, Europe and Ukraine: storms of changes”. Unię reprezentował austriacki komisarz Johannes Hahn, odpowiedzialny za negocjacje dotyczące rozszerzenia UE i „politykę sąsiedztwa”, wiceprzewodniczący KE Valdis Dombrovskis były premier Łotwy, a także niżej podpisany . Ale był też były szef Komisji Europejskiej (2004-2014) Jose Manuel Durrao Barroso, wcześniej premier swojego kraju (2002-2004) oraz przewodnicząca frakcji Zielonych w PE, zaangażowana w sprawy zbliżania Kijowa do Brukseli Rebecca Harms, a także wpływowy polityk CDU – europoseł Michael Gahler. Silną reprezentację przysłały USA, od Majdanu coraz bardziej obecne na Ukrainie. Były sekretarz obrony (22 w historii USA) Robert Gates (2006-2012), wcześniej będący szefem CIA (1991-1993), ale też Newt Gingrich, przewodniczący Izby Reprezentantów (1995-1999, 50-ty w historii); a także strateg kampanii i jeden najbliższych doradców J.W. Busha ‒ Carl Rowe. Warto podkreślić udział wicepremiera Turcji Mehmeta Simseka, szefa MSZ Danii Kristiana Jensena, byłego premiera Szwecji Carla Bildta. Występował prezydent Poroszenko, premier Wołodymyr Hrojsman, były premier Arsenij Jaceniuk, obecna wicepremier odpowiedzialna za integrację europejską, euroatlantycką Iwanna Kłympusz-Cyncadze. Do tego grona dodajmy prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który w swoim czasie z Patem Coxem reprezentowali Unię Europejską, lawirując między Janukowyczem a opozycją.

Janukowycza dziś nie ma, opozycja jest władzą i zdążyła się podzielić jeszcze szybciej niż po Pomarańczowej Rewolucji. A Arsenału, gdzie odbywała się trzydniowa konferencja, strzegły służby specjalne niewiele mniej niż Pentagonu. Ażeby goście z Zachodu pamiętali, że na wschodzie tego kraju cały czas toczy się wojna, to w środku tego konferencyjnego budynku kilkunastu mężczyzn w różnym wieku siedziało za podłużnym stołem w cywilnych ubraniach, mając przed sobą rozłożone na części karabiny. Co jakiś czas, na znak, zakładali na oczy czarną opaskę i nie patrząc na broń składali ją i rozkładali. W tym czasie, na froncie ich koledzy nie zajmowali się takimi demonstracjami, ale po prostu walczyli.

Unio, co powiesz tym ludziom, gdy 1 stycznia 2017 roku zniesiesz sankcje wobec Rosji?

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (26.09.2016)

Ryszard Czarnecki/GPC