Przy Rue Wiertz w stolicy Królestwa Belgii znajduje się siedziba Parlamentu Europejskiego. A mówiąc (pisząc!) precyzyjnie: jedna z trzech siedzib, bo przecież Francuzi wydrapaliby mi oczy, gdym nie wspomniał o Strasburgu, a oczy są mi bardzo potrzebne, żeby oglądać zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości 25 października. Zapewne też mieszkańcy Wielkiego Księstwa Luksemburgu nie byliby zadowoleni, gdybym nie wspomniał o trzeciej siedzibie PE, właśnie w stolicy ich najbogatszego w Unii (obok Niemiec) państwa. Co prawda, do Luksemburga posłowie nie jeżdżą, pracują tam europarlamentarne służby finansowe i personalne, ale oficjalnie Parlament Europejski ma siedzibę w trzech miastach i trzech krajach.

Ostatnio pewna urocza dama zażądała ode mnie, abym – skoro tytuł tej rubryki to „Widziane z Brukseli” ‒ pisał więcej o instytucji, w której pracuję od 11 lat. Ma chyba rację, skoro wiedza o tym największym – obok komunistycznego Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych – parlamencie świata jest wciąż w naszym społeczeństwie mocno średnia. I to mimo, że Polska jest w UE od ponad dekady. Skądinąd w innych państwach członkowskich, także tej tzw. „starej Unii” też wiedza o nim nie jest najwyższa. Świadczy o tym frekwencja w wyborach europejskich, która w każdym (!) państwie jest niższa lub znacznie niższa od tej w wyborach samorządowych, parlamentarnych i prezydenckich (tam, gdzie te ostatnie się odbywają, bo przecież siedem krajów UE to królestwa lub księstwa).

W Parlamencie Europejskim jest 751 posłów. Pisząc ten tekst zdałem sobie sprawę, że cyfry które składają się na tę liczbę w sumie tworzą... trzynastkę. Czy to zła wróżba dla europarlamentu? Nie jestem przesądny, choć nie lubię, jak czarny kot śmiga przede mną. Mam wrażenie, mówiąc żartobliwie, że jeśli nawet UE w końcu upadnie, to Parlament Europejski rozwiąże się wiele lat po unijnym zgonie – bo trwał będzie siłą inercji. Kiedyś, jako poseł na Sejm RP, reprezentowałem nasz kraj w zapomnianej już dziś instytucji „Unia Zachodnioeuropejska” (UZE). Była to struktura na pograniczu UE i NATO, która początkowo miała swoją wagę, bo poruszała sprawy bezpieczeństwa w czasie „zimnej wojny”, a potem swój renesans zawdzięczała akcesowi wielu nowych państw po upadku „obozu socjalistycznego”. Kompletnie straciła na znaczeniu, gdy ci nowi członkowie zasilili najpierw Pakt Północnoatlantycki, a potem Unię. Ale wtedy śmieliśmy się, że UZE może kiedyś ogłosi plajtę, ale Zgromadzenie Parlamentarne UZE z okazałą siedzibą w centrum Paryża w pobliżu wieży Eiffla – nigdy.

W PE są 22 komisje. Dla porównania w polskim Sejmie – 28. Prawdę mówiąc komisji w Brukseli jest 20, ale bardzo ważną Podkomisję Bezpieczeństwa i Obrony ‒ kierowaną przez Polkę, byłą szefową MSZ w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, Annę Fotygę – uznaje się za komisję, podobnie jak Podkomisję Praw Człowieka. Każda z tej „22” ma swoje czarodziejskie skróty. I tak: Spraw Zagranicznych – AFET, Praw Człowieka ‏‒ DROI, Bezpieczeństwa i Obrony – SEDE, Rozwoju ‒ DEVE, Handlu Międzynarodowego – INTA, Budżetu – BUDG, Kontroli Budżetowej – CONT, Spraw Gospodarczych i Monetarnych – ECON, Zatrudnienia i Spraw Socjalnych – EMPL, Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności – ENVI, Przemysłu, Badań Naukowych i Energii ‒ ITRE, Rynku Wewnętrznego i Ochrony Konsumentów ‒ IMCO, Transportu i Turystyki – TRAN, Rozwoju Regionalnego – REGI, Rolnictwa i Rozwoju Wsi – AGRI, Rybołówstwa – PECH, Kultury i Edukacji – CULT, Prawa – JURI, Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych – LIBE, Spraw Konstytucyjnych – AFCO, Praw Kobiet i Równouprawnienia – FEMM oraz Petycji – PETI.

Ale to tylko wstęp do „Podstawowego Kursu Wiedzy o PE”, żeby strawestować książeczkę o pewnej totalitarnej partii z dawnego ustroju...

Ryszard Czarnecki

"Gazeta Polska" 10 IX 2015