Porażki Angeli Merkel cieszą z dwóch powodów. Po pierwsze są sygnałem dla wszystkich rządzących (i nie tylko rządzących) polityków w Europie, iż liberalno-szaleńcza polityka imigracyjna nie może być bezkarna i musi skończyć się klęską. I dobrze, bo taka przestroga wszystkim dobrze zrobi. Niech panie i panowie zejdą z obłoków „politycznej poprawności” na twardy grunt rzeczywistości, w której ludzie w uzasadniony sposób boją się islamskiej inwazji. Po drugie, słabnie kanclerz Republiki Federalnej, o czym świadczą spektakularne porażki CDU w Meklemburgii ‒ Przednim Pomorzu, a ostatnio w Berlinie, co powoduje wyraźną jej skłonność do rozmów z Polską i krajami naszego regionu już nie z pozycji arogancji i siły, jak dawniej. No, właśnie. Porażki Frau Kanzlerin cieszą, ale jej ostateczna klęska, jakby nie zabrzmiało to paradoksalnie w kontekście ostatnich wywodów, będzie złą wiadomością dla Polski. Lepszy bowiem rydz z CDU niż „nic” reszty klasy politycznej RFN.

Alternatywa dla Niemiec (AfD) wygrywając z chadekami w Meklemburg Vorpommern,utarła nosa głównej rządzącej partii i systematycznie, wyborczo i medialnie rozdaje jej żółte kartki. Można z tego powodu mieć, nie bezpodstawnie, „Schadenfreude”, ale AfD u władzy to wyraźne wzmocnienie bardzo prorosyjskiego nurtu i tak prorosyjskiej niemieckiej sceny politycznej. Frau Petry marzy o politycznym romansie z Herr Putinem, ale to nie są nasze marzenia.

Socjaldemokraci tradycyjnie wygrali w Meklemburgii, gdzie od lat ćwiczą miejscową ludność z „czerwono-czarną Grosse Koalition”, ale w skali Niemiec dołują i utrzymać władzę mogą bądź przez powtórkę z obecnej „Wielkiej Koalicji” w Bundestagu, bądź też przez utworzenie „tęczowego” aliansu ze wszystkimi partiami (poza AfD) na zasadzie anty-CDU. Tyle, że SPD, pomijając jeszcze bardziej lewicową Die Linke, jest najbardziej prorosyjską partią niemieckiego establishmentu. Dodajmy, że również najbardziej ideologicznie euroentuzjastyczną. Także dlatego, że nie ma naturalnego hamulca w postaci CSU, który posiadają chrześcijańscy demokraci.

Po zapowiedzianej rezygnacji Gaucka, Frank Walter Steinmeier z SPD myśli już tylko o jednym: prezydenturze, a jego ostatnie wypowiedzi jako kadencyjnego przewodniczącego OBWE i wcześniejsze o manewrach „Anakonda” w Polsce, świadczą o tym, że jego wybór będzie najlepszym prezentem dla Włodzimierza, syna Włodzimierza, Putina. Wicekanclerz i przewodniczący SPD, Siegmar Gabriel zmaga się z chorobą i kompletnym brakiem charyzmy, co , uwaga, może utorować drogę do fotela lidera SPD... Martinowi Schulzowi, gdy w styczniu 2017 europosłowie nie wybiorą go jednak po raz trzeci na szefa PE. A taki prestiżowy „wariant rezerwowy” ponoć poważnie bierze pod uwagę.

Stosunkowo komfortową pozycję mają Zieloni, którzy mogą współtworzyć zarówno koalicję „czerwono-zieloną”, jak również pierwszy raz w historii NRF – RFN, „czarno- zieloną”. Ten drugi wariant jest całkiem prawdopodobny, choć zależeć będzie od tego, czy partia Merkel nie zjedzie za nisko w sondażach i czy w związku z tym nie będzie miała zbyt mało szabel. Obojętnie od sytuacji, zawsze możemy liczyć na posłaZielonychVolkera Becka, od lat zaawansowanego obrońcę uciśnionych mniejszości seksualnych w Polsce.

Liberałowie czyli FDP mają dziś sytuację identyczną, jak polska... SLD: nie ma ich w parlamencie krajowym, są za to w Parlamencie Europejskim i poszczególnych landach. Mają szansę na krajowy powrót, tym bardziej, że niedługo przed wyborami do Bundestagu odbędą się wybory w największym niemieckim landzie Nadrenii - Północnej Westfalii, gdzie kandydatem na premiera w tym kraju związkowym ma być dość popularny Alexander Graf Lambsdorff, krytyczny wobec Polski, mniej krytyczny wobec Rosji. Jego dobry wynik w Nordrhein-Westfalen może wydźwignąć po paru miesiącach FDP do Bundestagu, a nawet spowodować utworzenie koalicji „czarno-zielono-żółtej” (ten ostatni to kolor liberałów).

Cóż, na bezrybiu i Merkel ryba.

Ryszard Czarnecki


tekst ukazał się w stałej rubryce miesięcznika "Nowe Państwo" (Czarnecko to widzę...) (10.2016)