Gdzie leży pies pogrzebany? W zgodzie pani Kopacz na przyjęcie do Polski prawie 12 tysięcy imigrantów spoza Europy, głównie muzułmańskich. Nastąpiło to w ostatnich dniach 8-letniego panowania koalicji PO-PSL na szczycie UE w Brukseli w październiku 2015. Tusk przyznał się publicznie, że namawiał do tego swoją następczynię na fotelu szefa PO.

Jeśli teraz goszczący w Warszawie grecki komisarz Dimitris Awramopulos stwierdza, że kraje które zobowiązały się do przyjęcia imigrantów muszą dotrzymać obietnicy, to „pije” też do Polski i katastrofalnej decyzji bezrefleksyjnej „premierki” z Platformy. Nasi sąsiedzi z Grupy Wyszehradzkiej: Czechy i Słowacja, ale i Węgry, a także siódmy co do wielkości kraj UE czyli Rumunia zagłosowały przeciwko przymusowym kwotom dla imigrantów i dzisiaj są w dużo lepszej sytuacji niż Polska. Państwo, które się wtedy jako jedyne wstrzymało – czyli Finlandia – również jest w korzystniejszym położeniu niż my.

Ponieważ nie w ciemię bite kraje członkowskie Unii jakoś opieszale procedowały w kwestii przyjęcia tychże uchodźców (imigrantów) spoza Europy, Bruksela wyjęła kija bejsbolowego i postraszyła. Najpierw nastąpiło to niemal równo przed rokiem, w kwietniu 2016 roku, gdy Komisja Europejska przyjęła kuriozalny dokument, który wprowadzał... horrendalne kary finansowe dla państw członkowskich UE, które nie chcą wpuścić (nieproszonych) gości spoza Europy. Każdego nieprzyjętego imigranta wyceniono na bajońską kwotę 250 tysięcy euro. Te ćwierć miliona „eurasów” per capita daje, w kontekście Polski, haracz w wysokości 3 miliardów euro czyli niespełna 13 miliardów złotych. Tę propozycję KE poparł wkrótce nadgorliwy Donald Tusk, ten prymus integracji europejskiej, który dla berlińskich pieszczot gotów byłby na wszystko.

Wprowadzenie kar zostało zamrożone na blisko rok. Dlaczego? Po pierwsze, bo propozycja wzbudziła jednak powszechny sprzeciw. Po drugie, ważniejsze, bo mogła ona uderzyć także w niektóre kraje dawnej „Piętnastki” czyli „starej” Unii, które kombinowały żeby przyjąć jednak trochę mniej Afgańczyków, Irakijczyków, Syryjczyków niż się na to wcześniej bezmyślnie zgodziły. Stąd teraz Komisja Europejska dokonała oficjalnej korekty i ów kij bejsbolowy skierowany został przede wszystkim na kraje „nowej Unii”. Ukaranie niepokornych państw, gdzie zdrowy rozsądek zwycięża nad proimigracyjnym pędem na oślep zrealizowane może być najłatwiej przez zabranie przyrzeczonych wcześniej funduszy unijnych. Tego „stara Unia” nie odczuje lub prawie nie odczuje, bo biedniejsze kraje „15” z Europy Południowej i tak duszą się od imigrantów, a więc nie będą z tego tytułu karane, a bogate państwa Europy Północnej i Zachodniej w mniejszym stopniu korzystają ze skarbonki w Brukseli.

A my i tak możemy im pokazać „gest Kozakiewicza”.

Ryszard Czarnecki/salon24.pl

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (29.03.2017)