To był fatalny dzień dla totalnej opozycji w Polsce. Wypróbowany towarzysz, zawsze niezawodny w próbach obalenia dyktatury w Polsce, tym razem wbił jej nóż w plecy. Ba, żeby tylko w plecy! W samo serce. Frans Timmermans Człowiek Roku „Gazety Wyborczej” A.D. 2016 (przepraszam, Agoro, za ten Rok Pański, ale żem trochę złośliwy) w czasie płomiennego, jak zwykle, wystąpienia na sesji Parlamentu Europejskiego zezwolił na pałowanie opozycji w Polsce. Oto dowód, oto cytat: „Utrzymywanie rządów prawa czasem wymaga proporcjonalnego użycia siły”. Opozycja wpadła w sidła, które sama zastawiła: skoro bowiem twierdzi, że jest taka wielka i ma wielkie poparcie społeczne (nie widać po sondażach, może je kot Prezesa pisze?) , to i użycie siły musi być proporcjonalnie wielkie.

Piszę to z przykrością, bom przejęty naukami Mohadasa Mahatmy Gandhiego o walce „non violence” („bez przemocy” właśnie), ale skoro Unia rzecze , ze trza pałować – to trza Unii słuchać! Skądinąd od 2 lat totalsi nad Wisłą, Warta, Odrą, Bugiem (i Nysą Łużycką) głoszą, ze „UE locuta, causa finita”, no, to w końcu żem w to uwierzył. Jak Frans Towarzysz Timmermans mówi, że trzeba brać za kudły i lać wodą (albo gazrurką), no to trzeba Unii słuchać i już. Bo wszak sama opozycja udowadnia już dobrze ponad 20 miesięcy, ze Unia jest jak Matka, może czasem surowa, ale zawsze sprawiedliwa i dziatki-narody słuchać jej powinny. No, to mnie w końcu opozycja przekonała. Zatem jak pierwszy wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej mówi, że trzeba lać – proporcjonalnie, ale lać ‒ to lejemy. Do tej pory owszem laliśmy, ale w gardło nasze zdrowie Wasze – teraz przejdziemy na wyższy, europejski, komisyjny, Timmermansowski, Fransowski (nie mylić z francą!) poziom lania. I myślę, że nie będzie to lanie tylko na Śmigus-Dyngus.

Kiedyś popularne było mówienie o mordach rytualnych, dziś mordy ‒ od nazwy zabójstwa ,a nie facjaty – zostały zastąpione rytualnym bełkotem na temat Polski. Wpisała się w to kolejna nudziara, rodaczka Macrona – swoją drogą, urodzaj mają tego roku … ‒ minister do spraw europejskich Nathalie Loiseau. Wydała z siebie twierdzenie, że z Polską jest problem i nie wolno tego ukrywać, że jest. „Minister” ‒ po łacinie znaczy sługa, ale Madame Loiseau, co jak co, ale rozumowi na pewno nie służy. Na pewno natomiast dobrze by się poczuła w jakimś maglu albo wśród przekupek – mentalność ma podobną.

Na miejscu Francuzów nie wkurzałbym jednak Antoniego, bo choć minister obrony narodowej, zdaje się nie przepada za Niemcami, ale jak go (i nas) Galowie będą wkurzać, to w końcu te łodzie podwodne, co mamy je kupić, kupi od Teutonów. I Francuzi obliżą się smakiem. Skądinąd ów zakup łodzi podwodnych (niekoniecznie żółtych, drodzy „Beatlesi” ) u Niemca może być formą naszych reparacji wobec Niemców za spalenie im Hamburga w 983 roku, 17 lat po chrzcie Polski.

Początki Państwa Polskiego były burzliwe – ale bardzo fajne.

Ryszard Czarnecki

Gazeta Polska Codziennie