Odwiedził mnie w Parlamencie Europejskim w Brukseli znajomy z Charleroi. Miasto znane Polakom z dwóch powodów: po pierwsze historycznie, bo niegdyś były tam kopalnie węgla, w których pracowali nasi rodacy ( ostatnią zamknięto w latach 1990...) i wciąż jest polska „kolonia”. Po drugie jest tu lotnisko, które obsługuje tanie linie lotnicze latające z Warszawy. Stąd raptem tylko godzinę drogi autobusem, jest stolica Belgii. Znajomy mieszka w dzielnicy Marchienne-au-Pont i mówi, że chrześcijanie są tam już w mniejszości, a coraz więcej mieszkańców podąża do funkcjonujących tam dwóch meczetów. Opowiadał też, że coraz więcej kościołów w Królestwie Belgii, zwłaszcza francuskojęzycznej Walonii, jest zamykanych, bo nie ma księży i nie ma wiernych. Cóż, taka jest fotografia rzeczywistości. Bynajmniej nie kolorowa, a czarno-biała. Z przewagą czerni.

Uśmiecham się czasem, gdy słucham i oglądam polskie media relacjonujące to, co dzieje się w Brukseli – tej nieformalnej unijnej „stolicy”. Środki masowego przekazu w naszej ojczyźnie i to, uwaga, obojętnie od sympatii politycznych, skupiają się na pokazaniu tego, co doprawdy jest wcale nie tak ważne, a wręcz mało istotne. Pominę już natomiast czy informują więcej powściągliwie o wydarzeniach naprawdę znaczących. To spektakularne pomieszanie rzeczy nieistotnych z kluczowymi nastąpiło na początku zeszłego tygodnia. Wszystkie media nad Wisłą, Wartą, Odrą i Bugiem (niestety nie nad Wilejką, Dnieprem czy Zbruczem...) trąbią z zachwytem lub pukają się w czoło – w zależności od opcji politycznej – o kolejnej odsłonie antypolskiego euroszaleństwa na posiedzeniu jednej z komisji Parlamentu Europejskiego, gdzie po raz trzeci tamże, a siódmy w ogóle w PE postawiono kwestię Polski – tym razem w kontekście „praworządności”. Tymczasem pies z kulawą nogą (no, prawie...) nie zająknął się o bardzo znaczącym zaproszeniu, jakie po raz pierwszy w historii skierowała eurogrupa do polskiego polityka. Eurogrupa to struktura zrzeszająca ministrów finansów krajów strefy euro. Dotychczas ministrowie finansów Rzeczpospolitej brali udział w posiedzeniach ECOFIN-u czyli organu, który skupiał szefów tych resortów z 28 krajów członkowskich UE. Elitarna eurogrupa nie zapraszała do swojego grona outsiderów. Tym razem jednak uznano, że Polska jest na tyle ważnym gospodarczo i istotnym politycznie krajem, że w interesie eurozony trzeba to zrobić.

Tak, to była rzeczywiście rażąca dysproporcja w zalewie informacji o 357. odcinku europejskiej „Isaury” czyli po raz n-ty międleniu tych samych bzdur, jaka ta Polska jest „be”, a niemal całkowitym pominięciem „newsa” o tym, że nawet te kraje, które Polskę krytykują, jak Francja i Niemcy, muszą się z nami jednak liczyć. Cóż, taką to właśnie mamy „izolację” Polski!

Wpisuję to do sztambucha, zwłaszcza naszym, niepodległościowym mediom, bo te kosmopolityczne ‒ trącał je pies, łagodząc powiedzenie Piłsudskiego...

Ryszard Czarnecki

*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej" (15.11.2017)