W Zanzibarze 19 mieszkańców na 20 to muzułmanie. Ta wyspa na Ocenie Indyjskim, tuż przy wybrzeżu Wschodniej Afryki, jest częścią Tanzanii, ale też tzw. „Czarnej Afryki” (zawieśmy na kołku idiotyczną polityczną poprawność).

Właśnie wróciłem z tego islamskiego kraju. Kraju – bo choć Zanzibar wchodzi w skład Zjednoczonej Republiki Tanzanii‒ma własny parlament (przeszło dziewięć razy mniejszy niż Sejm RP), a także własnego premiera i prezydenta.

Ciekawe, że wspólna wiara w proroka Mahometa wcale nie wyeliminowała antagonizmu murzyńsko-arabskiego. Zachodni eksperci mówią wręcz o murzyńskim rasizmie skierowanym przeciwko arabskim „braciom w wierze”. Jest faktem, że władzę wykonawczą dzierżą muzułmanie – Murzyni, obsadzając w zasadzie w stu procentach armię i wojsko. A władza ekonomiczna (cały handel!) należy do Arabów-muzułmanów.

Postępowa, kiedyś wspierana przez ZSRR, ale też Chiny i Kubę (do dzisiaj pracuje tu wielu lekarzy różnych specjalności przysłanych prze Fidela Castro) Tanzania oraz socjalistyczny Zanzibar mają do spuścizny po sułtanach stosunek niewiele lepszy niż radykalni islamiści w Iraku czy Syrii. Co prawda nie wysadzają nic w powietrze, ale jednocześnie pozwalają niszczeć wspaniałym zabytkom, nawet w samym centrum zanzibarskiej stolicy.

Kierowca obdrapanej taksówki Saleh Abdullah ma 42 lata i czworo dzieci. Gdy za 10 dolarów zawozi mnie z centrum miasta do hotelu na jego obrzeżach, pokazuje mi w pewnym momencie z dumą „to jest dom Freddiego Mercury”. Zmarły na AIDS biseksualny piosenkarz jest dla Zachodu symbolem Zanzibaru. Dla Saleha może też, choć raczej nie mówi o tym w gronie kolegów z meczetu. Przecież przed dziewięcioma laty pod wpływem islamskich radykałów musiano odwołać na wyspie obchody 60. rocznicy urodzin tej gwiazdy zespołu „Queen”. Pytam o to taksówkarza. Nagle przestaje być rozmowny. Mówi, że nic o tym nie wie. Skądinąd od 2004 roku zakazany jest tu homoseksualizm.

W Zanzibarze, stolicy Zanzibaru, funkcjonują trzy chrześcijańskie kościoły, choć od kilku lat naszym braciom jest coraz trudniej wyznawać wiarę w Chrystusa. Podobno to władzy zależny na dzieleniu społeczeństwa...

Nawoływanie muezzinów do wieczornych modłów można usłyszeć siedząc w hotelowej restauracji i pijąc lokalne piwo. Piwa nie uświadczysz w żadnej miejscowej knajpie, ale jest tam, gdzie zatrzymują się cudzoziemcy. Na Zanzibarze go nie produkują, ale z Dar es Salaam w Tanzanii przysyłają tu „Kilimandżaro”, „Safari” i „Castle” („The Premium African Lager”). Allah króluje tu niepodzielnie, ale turystom daje się jeszcze napić. Póki co.

Ryszard Czarnecki

*felieton ukazał się w październikowym numerze „w Sieci Historii”