Hip-hip, hurra! Hip-hip, hurra!” - mało brakowało, a damski głos lektorki, obwieszczającej co przystanek, że „metro jeździ już na całej linii” piałby z zachwytu nad dokonaniem prezydent Warszawy. Chociaż właściwie, zasługa to niewielka, co by nie powiedzieć żadna (metro, po prawie dwóch miesiącach przerwy, zaczęło kursować normalnie), media kibicujące Hannie Gronkiewicz Waltz już od kilku dni krzyczały tytułami na jedynkach: „Metro znów wraca! I to przed czasem!”.

Na pasażerów, prócz dobrych nowin, czekało coś jeszcze. Niespodzianka, w postaci pani prezydent rozdającej w metrze kawę. Oczywiście, w blasku fleszy zaprzyjaźnionych mediów, przecież wiadomo, że happening nie był bezinteresowny. Gronkiewicz-Waltz i jej świcie chodzi tylko o jedno – tak kurczowo uczepiła się stołka (tudzież fotela w ratuszu), że trudno jest go oddać bez walki. A że czasu do referendum niewiele, to i wszelkie chwyty dozwolone – nawet te najbardziej żenujące, wyłącznie pod publiczkę.

Zresztą, propaganda sukcesu, a raczej sukcesiku to jedno z ulubionych zajęć platformerskich spin doctorów. Tym bardziej teraz, kiedy okazało się, że mieszkańcy stolicy naprawdę mają dosyć rządów pupilki Donalda Tuska i zagłosowali za przeprowadzeniem referendum w Warszawie. A skoro zagrożenie odbicia stolicy stało się realne, to wszystkie ręce na pokład.

Referendalnych cudów, jak drwią internauci, jest zresztą więcej. Wczoraj Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiedziała rewolucję biletową. Od stycznia 2014 znikną bilety jednorazowe. Podobnie stanie się z biletami trzydniowymi, 40- i 60-minutowymi. Według urzędu miasta, nie cieszyły się one popularnością. A to ciekawe, bo dziś tendencji zaprzeczyła sama pani prezydent, wyznając, że kupiła bilet... jednorazowy. „Na ogół jeżdżę na jednorazowym” -przekonywała, snując opowieści jak to jeździ metrem na Bielany, kiedy ma coś do załatwienia. I od Młocin po Kabaty. I w ogóle...

Kolejnym nadwiślańskim cudem A.D. 2013 jest wprowadzenie Karty Warszawiaka, która czekała na łaskę... siedem lat. Nawet Ruch Palikota nie daje się nabierać na takie zagrywki. „Zmianę cen biletów trzeba nazwać cudem referendalnym”. Wprowadzenie Karty Warszawiaka przez siedem lat było niemożliwe i teraz nagle staje się cud. To decyzja czysto polityczna” - oceniał Marcin Rzońca, radny RP.

Tak właściwie można ocenić większość podejmowanych teraz przez Gronkiewicz-Waltz decycji, która drży o stanowisko. Ba, nawet więcej, bo i przecież nie o sam fotel prezydent stolicy tu chodzi, ale o wizerunek, o który tak zabiega platformerska świta. Warszawa była strategicznym miastem w zdobywaniu władzy przez PO, teraz może być równie strategiczna przy jej traceniu. Na Gronkiewicz-Waltz spoczywa więc duża odpowiedzialność, dlatego nie dziwi, że na pomoc przyszli jej najlepsi platformerscy spin doctorzy.

Co to wszystko oznacza dla mieszkańców Warszawy? Właściwie nic, bo jeśli jednak nie uda się odwołać Gronkiewicz-Waltz, to podejrzewam, że jej „referendalne cuda” będą bardzo krótkotrwałe. A Warszawiakom zostanie po nich tylko wspomnienie. Tymczasem, do 13 października wielki festiwal twórczości prezydent i jej urzędników. „A od poniedziałku w Wiśle ma płynąć oranżada!” - skomentował na swoim Facebooku Wojciech Stanisławski z „Rz”. Naprawdę, wszystko jest możliwe. Przed referendum.

Marta Brzezińska-Waleszczyk