Bł. Jan Paweł II ponad dwadzieścia lat temu przestrzegał, że demokracja bez wartości przekształca się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm. I niestety te jego słowa realizują się na naszych oczach. Lewaccy totalitaryści, w imię wymyślonych przez siebie pseudowartości, wprowadzają niszczące rodzinę rozwiązania, nie kierując się w najmniejszym stopniu opinią własnych obywateli. Ci ostatni mają milczeć i podporządkować się, a jeśli głosują przeciw, to i tak zostaną do pewnych rozwiązań zmuszeni.

Demokracja, i to już widać, nie jest więc dla homototalitarystów, niczym istotnym. Jeśli tylko przeszkadza ona w osiąganiu swoich celów, można ją zawiesić na kołku. Nie są też wartościami wolność obywatelska, wolność słowa czy opinii. Te wartości obejmują bowiem tylko tych, którzy prezentują opinie słuszne, czyli politycznie poprawne, lewicowe. Każda inna opinia musi zostać zestygmatyzowana i z debaty wykluczona („tolerancyjni” lewicowcy mogą się co najwyżej zgodzić, żeby prezentowano ją w kościołach, ale twardzi bolszewicy wyśledzą wykłady politycznie niepoprawne także w budynkach kościelnych i będą domagać się wyjaśnień).

Lewaccy totalitaryści odmawiają także rodzicom prawa do wychowania własnych dzieci. I nie chodzi bynajmniej o rozstrzyganie o możliwych karach, ale także o karanie więzieniem rodziców, którzy odmawiają posyłania dzieci na lekcje, na których promuje się homoseksualizm czy masturbację. W Niemczech regularnie wsadza się za to do więzień odważnych, chrześcijańskich rodziców, a jeśli – co gorsza – wpadną oni na pomysł, że chcą sami, w domu edukować swoje dzieci, to odbiera się im dzieci. Czasem z oddziałem policyjnym i wyważaniem drzwi. Wielokrotnie opisywaliśmy takie sytuacje na portalu Fronda.pl

Prawo własności też już nie obowiązuje. Cukiernicy, właściciele hoteli muszą gościć u siebie pary homoseksualne lub przygotowywać dla nich torty. I na nic się zdają zapewnienia, że nie pozwala im na to światopogląd czy religia. Taki drobiazg jak wolność sumienia nie obchodzi homototalitarystów. Oni chcą wymusić zmiany i robią to, posługując się narzędziami dostarczanymi im przez prawodawców. Brak wolności wyznania dotyka już zresztą nie tylko jednostki, ale całe wspólnoty wyznaniowe. Brytyjski Kościół został zmuszony do wycofania się z systemu adopcyjnego, bo odmówił krzywdzenia dzieci i przekazywania ich do par gejowskich. W USA system stworzony przez Baracka Obamę wymusza na instytucjach kościelnych finansowanie zabijania nienarodzonych osób.

Udawanie, że żyjemy w systemie demokratycznym, jest więc fikcją. Trzeba sobie powiedzieć zupełnie otwarcie, że my chrześcijanie XXI wieku żyjemy w pluszowym, bo pluszowym, ale jednak coraz mniej zakamuflowanym totalitaryzmie. I choć na razie nie skazuje on jeszcze zachodnich chrześcijan na śmierć (najwyraźniej totalitaryści nauczyli się, że krew męczenników buduje Kościół, a nie Go osłabia), to powoli trafiają oni do więzień (jak matka dziewięciu dzieci, która nie chciała posłać jednego z nich na lekcje edukacji seksualnej, czy jak Mary Wagner z Kanady) albo odbiera się im własność.

A będzie tylko, jeśli nie zaczniemy realnej politycznej, społecznej, kulturowej i religijnej, rewolty, tylko gorzej. Homototalitaryści nie przerwą swojego marszu przez instytucje, dopóki nie postawimy wyraźnej tamy ich postulatom. Nie będzie to proste, ale jeśli tak się nie stanie, to nasza cywilizacja zwyczajnie przestanie istnień. Mamy jeszcze szanse zatrzymać ten proces, ale żeby to zrobić musimy uświadomić sobie, że z demokracją, państwem prawa czy wolnością nasz system niewiele ma wspólnego. To zwyczajna dyktatura agresywnej, i nie reprezentującej nawet większości homoseksualistów, mniejszości. Neobolszewików, którzy na swoje sztandary wciągnęli homoseksualistów, tak jak niegdyś starzy bolszewicy wzięli na sztandar rewolucji robotników. I wtedy robotnikom i teraz homoseksualistom się to nie opłaca, ale wielu jeszcze tego nie zauważa.

Tomasz P. Terlikowski