Wydawałoby się, że wobec prawdziwego koszmaru ujawnianego przez ekshumacje ofiar katastrofy smoleńskiej, nawet politycy Platformy Obywatelskiej posypią głowy popiołem i z minimalną choćby dozą pokory przyznają się do błędu. Tego wymaga zwykła ludzka przyzwoitość. Ale nie... Choćby dla Janusza Lewandowskiego to wszystko jest nieważne - czy w trumnie leży ten, czy inny kawałek "zmasakrowanego" ciała...

"Do większości Polaków, którzy nie dają się nabrać na kłamstwo smoleńskie, czyli bzdury o trotylach, wybuchach, dociera prawda, bardzo okrutna prawda" - powiedział europoseł PO Janusz Lewandowski w rozmowie z korespondentką Interii.pl w Brukseli.

"Uczestniczyłem w pogrzebie Arama Rybickiego. Dla mnie to był człowiek, przyjaciel. Niespecjalnie mnie interesowało, czy w trumnie jest dokładnie odwzorowana jego zmasakrowana postać" - stwierdził Lewandowski.

Mówiąc o rzekomych przyczynach katastrofy, Lewandowski wskazał na problem lądowania.

"Złamano wszystkie zasady bezpieczeństwa. To była praprzyczyna" - powiedział. Jak dodał cynicznie, dziś "liczba osób wierzących w zamach smoleński odpowiada liczbie Amerykanów, którzy ciągle spotykają żywego Elvisa Presleya".

Dalej obrażają... Lewandowski kolejny raz pokazał, że on i jego partyjni koledzy to ludzie z całkowicie innego kręgu kulturowego, niż normalni Polacy. Dla nas godność ludzka, szacunek dla zmarłych, śmierć przywódców państwa - to coś świętego. A dla nich...

mod/interia.pl