- Jestem przekonany, że nawet kiedy młodzi ludzie dojrzewając, nie tylko biologicznie, ale i osobowościowo będą przechodzili czas kryzysu i buntu, co jest dość naturalne, to wrócą, bo to co otrzymali w swoich domach i rodzinach jest czymś tak wielkim i wspaniałym, że w pewnym momencie uznają, że bez tego nie można normalnie żyć – mówił abp Marek Jędraszewski podczas dialogów w parafii św. Maksymiliana Marii Kolbego w Mistrzejowicach.

 

Ks. Andrzej Kopicz, proboszcz parafii, przywitał metropolitę i podziękował za wyróżnienie ich świątyni.

Spotkanie tradycyjnie rozpoczęło się od prezentacji sondy ulicznej, podczas której krakowianie odpowiadali na tytułowe pytanie.

W wygłoszonej katechezie abp Marek Jędraszewski zaznaczył, że jest zaskoczony usłyszanymi w sondzie odpowiedziami po pierwsze dlatego, że wybrzmiało w nich, iż problem niechodzenia do kościoła dotyczy głównie małych dzieci – a tak nie jest. Po drugie odpowiedzi wskazywały na odchodzenie od wiary po przyjęciu sakramentu bierzmowania, który przecież do niej ma uzdalniać. Po trzecie nie można powiedzieć, że chodzimy do kościoła tylko po to, żeby być dobrym człowiekiem, bo jest wiele osób niewierzących, którzy mają wysoki poziom życia etycznego, a samo chodzenie do kościoła nie gwarantuje bycia dobrym.
– Istotą życia chrześcijańskiego jest to, żeby żyć w przyjaźni z Panem Bogiem, bo się jest Jego dzieckiem. (…) Całe życie jest pojmowane jako droga do spotkania z Ojcem bogatym w miłosierdzie, droga którą pokonujemy, idąc za Panem Jezusem, droga, która staje się naszą drogą z Chrystusem dzięki otwarciu się na łaski Ducha Świętego – to jest życie chrześcijańskie.

Arcybiskup tym samym podkreślił, że bycie dobrym człowiekiem jest jedynie konsekwencją życia w bliskości z Bogiem a nie celem samym w sobie.

Metropolita przypomniał dalej, że Sobór Watykański II mówi, że Eucharystia jest źródłem i szczytem chrześcijańskiego życia i w związku z tym pojawia się pytanie jak do tego szczytu przygotowujemy się przez cały tydzień.
– To jest pytanie o to, jak wygląda moja codzienna modlitwa, zwłaszcza ta rano i wieczorem, jak wygląda to, że staram się w ciągu całego tygodnia podążać za inspiracjami Ducha Świętego, jakie jest we mnie pragnienie, żeby móc spotkać się właśnie w takim wymiarze z Panem Jezusem a jednocześnie z Kościołem.

Metropolita pochwalił praktykę uczenia najmłodszych chodzenia w niedzielę do kościoła. Jednocześnie przypomniał, że w czasach komuny przed południem w niedzielę emitowany był „Teleranek” właśnie po to żeby dzieci na Eucharystię iść nie chciały.

Podkreślił jednocześnie, że dziś problem odchodzenia od niedzielnej Mszy św. jest złożony szczególnie w przypadku młodzieży, która coraz częściej chce przeżywać niedzielę wyłącznie jako dzień wolny.
– Tymczasem niedziela jest Dniem Pańskim, w którym przeżywamy całą tajemnicę Trójcy Świętej, która nam się objawia i która z nami jest. Najpierw wielbimy Boga, Stwórcę całego świata. Dalej jest to Dzień Pański Pana naszego Jezusa Chrystusa, bo wspominamy Jego zwycięstwo nad grzechem, piekłem i szatanem poprzez zmartwychwstanie i na koniec jest to dzień Ducha Świętego, bo 50 dni po zmartwychwstaniu Duch Święty zstąpił na Apostołów i Matkę Najświętszą w Wieczerniku i tak rozpoczęły się widzialne dzieje Kościoła. Jest to zatem dla nas dzień święty.

Arcybiskup mocno zaznaczył, że właśnie dlatego cały program wychowawczy musi iść w kierunku pokazania i uświadomienia czym jest niedziela w rozumieniu Kościoła.

Po katechezie przyszedł czas na pytania nadesłane drogą elektroniczną. Pierwsze z nich brzmiało:

Co zrobić gdy podczas I Komunii Św. dziecko dostaje komórkę, gry komputerowe i stają się one jego bożkiem?

Metropolita podkreślił, że to bardzo smutne, iż w tym dniu rzeczy stają się najważniejsze, a spotkanie z Panem Jezusem schodzi na dalszy plan i jest właściwie nieistotne. Zaznaczył, że sam obserwował przypadki, kiedy krewni dziecka w ogóle w uroczystości nie uczestniczyli tylko palili papierosy w samochodzie obok kościoła.
– Wtedy od samego początku ze strony dzieci, ale szczególnie dorosłych mamy do czynienia z antyświadectwem i zaprzeczeniem tego wszystkiego o czym przed chwilą mówiliśmy. Nie ma tu miejsca na spotkanie z Panem Jezusem, nie ma miejsca na doświadczenie wspólnoty Kościoła, który się modli w radości, że oto Pan Jezus do kolejnej grupy dzieci przychodzi pod postacią Eucharystii. Jest wszystko inne, tylko nie to co najważniejsze.

Metropolita podkreślił, że jest to wielkie wyzwanie duszpasterskie, by dzieci i ich rodzice nie patrzyli na I Komunię Św. jak na imprezę ale głębokie spotkanie z Panem Jezusem.

Kolejne pytanie zadał rodzic 17-latka, który przestał chodzić do kościoła i na religię, a na próby rozmowy odpowiada, że wiara jest jego osobistą sprawą. Rodzic pyta – co robić? – podkreślając, że tworzą katolicką, praktykującą rodzinę.

Metropolita wskazał, że chłopak w jakiejś mierze ma rację – wiara to jest jego sprawą osobistą, bo to on swoim życiem ma odpowiadać na miłość Pana Boga.
– Ale jednocześnie wiara to nie jest coś, co dotyczy tylko mnie i Pana Boga, ale to jest coś co dotyczy wspólnoty Kościoła.

Arcybiskup radził, że można spróbować zadać mu pytanie dlaczego tak się stało, czy to tylko przejaw młodzieńczego buntu czy wyraz jasnej sprecyzowanej decyzji, a może wpływ środowiska.

Podkreślił, że to wszystko wymaga rozmowy, którą niekoniecznie muszą przeprowadzać rodzice, ale poszukiwanie i znalezienie przyczyn jest konieczne, by móc myśleć o rozwiązaniu problemu.

Kolejne pytanie wpłynęło od rodziców dorastających dzieci, które przestały uczęszczać z nimi do kościoła – jak na to reagować?

Arcybiskup zaznaczył, że przede wszystkim nie można ich przymusić.
– Wszystko to co związane jest z życiem religijnym człowieka ma jeden fundament: wolność. Możemy kogoś kochać bo jesteśmy wolni, to jest nasza decyzja, by się z kimś związać. Tak samo jest w relacji do Pana Boga. My możemy Mu odpowiedzieć swoją miłością właśnie dlatego, że to jest nasza wolna decyzja.

Metropolita wskazał jednocześnie, że rodzicom zawsze pozostaje ich osobista wierność wobec Boga i miłość wobec dzieci, której przejawem jest także modlitwa za te dzieci.

Kolejne pytanie dotyczyło młodych ludzi, którzy po bierzmowaniu przestają uczestniczyć we Mszy św. – czy ich do tego zmuszać, czy to ma sens?

Arcybiskup powiedział, że nawet nie bardzo wyobraża sobie, że rodzice biorą za kołnierz takiego młodzieńca i siłą przyprowadzają do kościoła. Podkreślił, że są pewne granice możliwości rodzicielskiego działania, zwłaszcza jeśli dziecko osiąga 18. rok życia.

– Na pewno przymuszanie, które rodzi bunt nie przynosi niczego dobrego. Z drugiej strony nie można patrzeć obojętnie, gdy dziecko często demonstracyjnie lekceważy sobie tak ważne, święte rzeczy jak uczestnictwo we Mszy św. niedzielnej. Zawsze pozostaje czas na zachętę, na to żeby samemu pójść, co być może pobudzi do refleksji, ale także nie tracić nadziei, że przyjdzie kiedyś moment nawrócenia. W to wątpić nie można.

Metropolita przypomniał, że przykłady wielu świętych pokazują, iż modlitwa o czyjeś nawrócenie może czynić cuda i to jest najważniejsze.

Następne pytanie związane było z powszechnym przygotowaniem w szkole do I Komunii Św. i bierzmowania, po których często rodzice wypisują dziecko z religii. Czy nie warto byłoby poszukać lepszego rozwiązania przygotowania do przyjęcia tych sakramentów?

W odpowiedzi arcybiskup podkreślił, że to nie jest problem tych dzieci czy młodzieży, ale ich rodziców, przez których dziecko może czuć się oszukane, kiedy po przyjęciu Komunii Św. nagle słyszy, że religia nie ma znaczenia. A tacy rodzice do katolickiego wychowania swoich dzieci zobowiązali się choćby podczas swojego ślubu.

– W jakiejś mierze więc zdradzają siebie, Kościół i dzieci, którym dali życie biologiczne, a przez swoją postawę pozbawiają je życia religijnego.

Nieco inaczej sytuacja wygląda w przypadku młodych przystępujących do bierzmowania. Pytanie, jak byli do tego sakramentu przygotowani, skoro publicznie potwierdzają biskupowi, że chcą pogłębiać wiarę i według niej żyć. Zatem podczas bierzmowania kłamią? Czy wypowiadają pustą formułę?

Arcybiskup zaznaczył także, że młodzi ludzie często podejmują decyzje pod wpływem chwilowych emocji, a nie są to dobrzy doradcy w przypadku podejmowania ważnych życiowych decyzji, a takimi na pewno są decyzje dotyczące wiary.

Następne pytanie brzmiało: Jak trafić do rodziców, by wspólnie z dziećmi jedli posiłki i razem się modlili?

W odpowiedzi metropolita przypomniał, że nie bez powodu mówi się, iż rodzina to Kościół domowy.

– Rodzina to najbardziej podstawowa wspólnota, która przekazuje to co najbardziej ważne, święte i cenne, a jednocześnie w tym przekazywaniu się umacnia i wzajemnie buduje.

Arcybiskup jeszcze raz podkreślił ogromną wagę niedzieli i dbania o to, jak ona ma wyglądać.

– Nie ma nic piękniejszego jak wspólne przeżywanie niedzieli, począwszy od śniadania, Mszy św. razem, potem obiadu, wspólnego bycia z sobą. (…) Wiele jest możliwości, żeby być razem. To jest niezwykle ważne dla dziecka, ale i dla młodego człowieka doświadczać tego, że się jest razem w rodzinie.

Wskazał, że potwierdzają to badania socjologiczne prowadzone w Polsce, w których młodzi ludzie potwierdzają, bez względu na poglądy i wyznanie, że dla nich wciąż najważniejszą sprawą jest szczęście rodzinne. To jest cenne, bo na zachodzie mamy już do czynienia z galopującą atomizacją społeczeństwa – każdy żyje dla siebie. Jednym z ważnych elementów budujących to szczęście rodzinne jest poważna, odpowiedzialna dbałość o niedzielę.

Jakich argumentów użyć i jak wytłumaczyć młodym ludziom, że krzyż ma sens – brzmiało kolejne pytanie.

Arcybiskup zaznaczył, że wychowanie religijne to nie wychowanie tylko do krzyża, ale to wychowanie dzieci do tego, by poczuły się dziećmi Bożymi, kochanymi przez Boga.

Metropolita wspomniał czasy, kiedy jego przyjaciołom rodziły się dzieci i on odwiedzał te rodziny. Zawsze wtedy wszyscy razem się modlili. Podkreślił, że była to dla tych dzieci niezwykła szkoła wiary. Dziś wie, że oni w wierze wytrwali i bardzo mocno wpłynęli także na wiarę swoich współmałżonków.

– Jestem przekonany, że nawet kiedy młodzi ludzie dojrzewając, nie tylko biologicznie, ale i osobowościowo będą przechodzili czas kryzysu i buntu, co jest dość naturalne, to wrócą, bo to co otrzymali w swoich domach i rodzinach jest czymś tak wielkim i wspaniałym, że w pewnym momencie uznają, że bez tego nie można normalnie żyć.

Na ile współcześnie zaprzestanie chodzenia do Kościoła przez młodych ludzi jest poszukiwaniem swojej drogi i kryzysem wiary, a na ile niechęcią do osób duchownych, która się rozprzestrzenia w świecie medialnym, a ten przekaz dociera do młodych. Co powiedzieć takiemu młodemu człowiekowi?

W odpowiedzi na to pytanie metropolita podkreślił, że każdy grzech uderza we wspólnotę Kościoła. I zło rodzi kolejne zło. Wskazał, że wielu środowiskom zależy na tym, żeby wywołać wstręt wobec księży.

– To jest coś, co prowadzi do destrukcji Kościoła jako wspólnoty wierzących.

Przypomniał, że całkiem niedawno Ojciec św. bardzo wyraźnie mówił, że problem krzywdzenia dzieci jest problemem światowym i w samej Europie dotyczy 18 milinów nieletnich. Jednocześnie generuje ogromne pieniądze. Nie są to dane wymyślone przez Kościół, ale pochodzą z UNICEF-u i innych organizacji zajmujących się tym problemem, ale tworzy się taką atmosferę, jakby problem dotyczył tylko i wyłącznie księży. Fakt, jak Kościół próbuje się z tym mierzyć to, jak podkreślał papież, ma być również świadectwo dla świata, jak naprawdę to mierzenie się powinno wyglądać.

– Kościół jest jedyną organizacją na świecie, która stara się na ten problem patrzeć w sposób bardzo poważny, tak żeby do tego typu wydarzeń już nie dochodziło.

Czy ze strony Kościoła nie powinno się przygotować jakiegoś programu, który pomógłby rodzicom przyprowadzającym dzieci do kościoła w tym kościele je utrzymać? Czy nie można by Mszy św. trochę uwspółcześnić, uatrakcyjnić? Czy kazania nie powinny być bardziej dostosowane do współczesnego człowieka?

W odpowiedzi metropolita przypomniał, że już w latach ’70 i ’80 w polskim Kościele pojawił się wielki wysiłek, by były Msze św. nie tylko dla dorosłych ale dla dzieci i dla młodzieży, dostosowane do ich możliwości. Wskazał, że w większej parafii, gdzie jest wielu księży i kilka Mszy św. w niedzielę łatwiej to praktykować, natomiast możliwości są ograniczone, kiedy w danym miejscu pracuje jeden kapłan.

Ostatnie pytanie dotyczyło wnuków i możliwości jakie mają dziadkowie, by tłumaczyć im czym jest Msza św. lub jakoś do kościoła przyciągnąć. Mężczyzna wskazał też, iż w jego odczuciu w rodzinach za mało mówi się o Bogu.

Arcybiskup podkreślił, że dziadkowie mają bardzo wiele do przekazania swoim wnukom. Ich rola jest ogromna.

– Chyba wszyscy zgadzamy się z tym, że mało się dziś o Panu Bogu mówi. Jeżeli przez cały tydzień żyje się tak, jakby Pana Boga nie było, a takie wrażenie możemy nieraz odnieść, to dlaczego niedziela miałaby być innym dniem? Natomiast jeżeli niedziela jest źródłem i szczytem chrześcijańskiego życia to każdy dzień tygodnia powinien wnieść coś Bożego w życie rodziców, dzieci, dziadków, co znajduje wyraz właśnie w ich  życiu, modlitwie rodzinnej. Byłoby wspaniale, gdyby w sobotę lub piątek można byłoby się spotkać, by zobaczyć jakie będą w niedzielę czytania mszalne i jakoś się do nich już wcześniej przygotować właśnie po to, żeby spotkanie z Bogiem na Eucharystii było głęboko przeżywane i stało się źródłem Bożego życia w rozpoczynającym się nowym tygodniu.

Na zakończenie abp Marek Jędraszewski udzielił zebranym pasterskiego błogosławieństwa.

bb/Justyna Walicka - diecezja.pl