Tomasz Lis zapowiada, że jego program będzie emitowany w jednej z komercyjnych stacji. Autor politycznego talk show opublikował tekst, w którym podsumowuje swoje lata w TVP.

 

Za chwilę nadany może być ostatni program "Tomasz Lis na żywo". A może ostatni program już był nadany. Może ostatni będzie nadany w poniedziałek. Albo za tydzień. Nieistotne. Nadszedł czas podsumowań" – rozpoczął swój emocjonalny wpis Tomasz Lis.

O tym, że program Tomasza Lisa w TVP zniknie z anteny na przełomie stycznia i lutego 2016 roku – poinformował portal wirtualnemedia.pl na początku listopada ubiegłego roku. Prezes TVP Janusz Daszczyński ujawnił, że nowa audycja publicystyczna, który go zastąpi, najprawdopodobniej trafi do Jedynki. Tomasz Lis początkowo pisał na Twitterze, że nie starał się przedłużać kończącej się umowy z TVP, ale potem uznał, że został wyrzucony z powodów politycznych.

W swoim wpisie dziennikarz postanowił odnieść się do "niezwykłej w swej intensywności, obrzydliwej, negatywnej propagandy", która jego zdaniem uderzała w niego w ostatnich latach.

Lis odniósł się m.in. do zarzutów związanych z oglądalnością programu (zarzucano mu, że widzowie "zostają" przed telewizorem, ponieważ przedtem na antenie programowo leci popularny serial), tłumacząc, że nie jest to zasługa popularności poprzedzających go programów, ale atrakcyjności jego programu.

Dziennikarz w bezpośredni sposób odniósł się także do krytyki ze strony innego dziennikarza, Rafał Ziemkiewicza, zachęcając "oczywiście całkowicie apolityczne kierownictwo TVP, by na miejsce jego programu, umieściło program jakiegoś niepokornego, najlepiej Pana Ziemkiewicza", ponieważ jak sądzi Lis, nie będzie on w stanie zgromadzić takiej publiczności jak on sam.

Lis podsumował też swoje dokonania w czasie kilku lat emisji programu, uznając m.in., że jednym z jego największych sukcesów było przyczynienie się jego zdaniem do spadku popularności PiS, po tym jak w programie Lisa wystąpił Jarosław Kaczyński.

Jak tłumaczy dziennikarz, jego celem w wywiadzie z prezesem PiS było "zmuszenie" Kaczyńskiego do "odkrycia się". "Udało się. Całkowicie. Kaczyński był arogancki, butny, w swych wypowiedziach wybitnie bezczelny (...) Nie ukrywam, odsunięcie o kilka lat PIS-owskich rządów w Polsce, jeśli rzeczywiście w tym pomogłem, uznawałbym za jeden ze swych największych zawodowych sukcesów" – napisał Lis.

Dziennikarz wytłumaczył też, że nieprawdziwy jest zarzut zapraszania przez niego polityków tylko z jednej opcji politycznych. Lis podkreślił, że politycy PiS przestali po prostu korzystać z zaproszeń do programu, po tym jak w tygodniku "Newsweek" ukazał się kontrowersyjny artykuł o ojcu braci Kaczyńskich (autor artykułu Cezary Łazarewicz, został za tekst nominowany do dziennikarskiej antynagrody Hiena Roku).

"Według moich źródeł w PIS (mam takie) powodem bojkotu było jedno zdanie, które ukazało się w tekście. Przytoczono tam słowa Pana Rajmunda Kaczyńskiego (potwierdzane przez świadków) - niech Bóg ocali Polskę przed moimi synkami narwańcami. Cóż, pan Rajmund najwyraźniej miał rację" – napisał Lis.

Lis podsumował też, że w sprawie komentowania fikcyjnego konta córki prezydenta Dudy, za co SDP przyznało mu tytuł Hieny Roku, zachował się przyzwoicie. Jak sugerował, to on był ofiarą całej sytuacji, bo sztab Andrzeja Dudy powinien skasować fikcyjne konto. "Rozumiem, że ktoś miał wpaść w pułapkę. Padło na mnie. Trudno – stwierdził dziennikarz.

KJ/telewizjarepublika.pl