- Hans Kloss to postać w 100 proc. nieprawdziwa. Nie było nikogo takiego. Zresztą zwracam uwagę, że to rzekomy polski patriota pracujący dla... NKWD. Sam zgłasza się do Sowietów z chęcią wspólnej walki z Niemcami w czasach, kiedy państwa te były w sojuszy zbudowanym na wspólnym zniszczeniu Polski. To jest po prostu śmieszne.

 

Przesłaniem tego filmu jest "dorobienie" patriotycznej legendy różnej maści sowieckim agentom, którzy podejmowali współpracę z NKWD w latach 1939-1941. Cała ich plejada pełniła wysokie funkcje w PZPR w czasach, kiedy powstawał ten film. Do najbardziej znanych z nich należeli Ignacy Loga Sowiński i Mieczysław Moczar.

 

Zwracam równiez uwage, że w siatkach wywiadowczych, z którymi współracuje Kloss jest dużo "dobrych polskich komunistów antyfaszystów". Przedstawiono ich jako bohaterów, niezłomnych żołnierzy wojny z faszyzmem o wolnośc Polski. To oczywiście są propagandowe kłamstwa i manipulacje. Oni służyli komunizmowi i ZSRS, nie Polsce. Ale ich pseudonimy używane np. w partyzantce, naziwska łączniczek w dokumentach, są często prawdziwe. Z kolei przedwojenni polscy funkcjonariusze "defensywy", czyli policji politycznej zwalczający przed wojną komunizm zostali pokazani jako agenci Gestapo.

 

Elementów ideologicznych, mających np. zohydzić amerykańskie służby specjalne (np. niemoralny oficer amerykański interesuje się tylko szpiegowaniem "wschodu" a nie poszukiwaniem zbrodniarzy wojennych, itp.) pokazać w korzystnym świetle wywiad sowiecki, komunistów, ZSRS, jest w tym filmie mnóstwo. To wszystko jest bardzo przemyślane, celowo tak skonstruowane, aby pokazać historię tak, jak chciała propaganda.

 

Na nowym filmie o Klossie nie byłem i nie zamierzam się wybrać, chyba że z naukowego obowiązku – dodaje Gontarczyk.

 

Not. Jarosław Wróblewski