Teraz, kiedy państwa Wyszehradu, głównie z powodu kryzysu migracyjnego, stają w otwartej opozycji wobec Berlina, Niemcy boją się utracić uprzywilejowaną pozycję w regionie – pisze profesor Marek A. Cichocki w felietonie dla "Rzeczpospolitej"


Zdarza mi się kolejny raz w krótkim czasie usłyszeć w Niemczech pełne obawy pytanie, czy możliwe jest, że Polska odwróci się od Zachodu, by silniej związać się z Rosją. Zawsze odpowiadam na to, że to niemożliwe. Ponieważ pytanie pojawia się natrętnie, może warto pomyśleć, skąd ta obawa.

Jest w niej na pewno wiele z histerii dotyczącej Putina, która ogarnęła dzisiaj Zachód. Szczególnie w kontekście wyborów w Stanach Zjednoczonych. Nie chcę lekceważyć różnych działań Kremla, ale to przekonanie spanikowanych elit liberalnego Zachodu, że Putin pociąga dzisiaj za wszystkie sznurki, wydaje mi się mocno niewiarygodne. Także w kontekście tego, co jeszcze kilka lat temu elity te miały do powiedzenia o Rosji.

Są też inne powody. Po zjednoczeniu Niemcy zaangażowały się w Europie Środkowej w dobrze pojętym własnym interesie. Uważały także, że nasz region jest miejscem, w którym od dawna krzyżują się rosyjskie i niemieckie interesy. Dlatego prowadząc wobec Rosji taką, a nie inną politykę w latach 90. XX wieku, Berlin ustanawiał także warunki swojej strategicznej pozycji w Europie Środkowej.

CZYTAJ DALEJ NA PORTALU TEOLOGIAPOLITYCZNA.PL