Minister Grzegorz Schetyna robi sobie z Polaków jaja. Trudno inaczej nazwać jego reakcję na opublikowanie informacji o amerykańskiej grze karcianej, która rozpowszechnia kłamstwa o „nazistowskiej” Polsce. Schetyna mianowicie patetycznym tonem zażądał „wycofania” gry z rynku. W momencie, gdy egzemplarzy tej gry sprzedały się 3 miliony na całym świecie. Lepiej późno niż wcale, oczywiście…

Problem tkwi przede wszystkim nie w tak późnej reakcji MSZ. Rzecz rozbija się przede wszystkim o kompletne kretyństwo „polityki” historycznej, jaką resort prowadzi. Wszystko poddane jest tutaj wymogom PR – i niczemu więcej. Tak naprawdę podobne ekscesy z przypisywaniem Polsce zbrodni III Rzeszy są na gruncie polskim Platformie nawet na rękę.

Bo co z tego dociera do przeciętnych widzów liberalnych mediów? No, ci głupcy na zachodzie, co to w szkołach nie mieli historii, znowu się pomylili i fałszywie oskarżają Polskę. A gorliwy obrońca czci i godności Polaków minister Schetyna natychmiast zabiera głos, krzyczy, domaga się, tupie nogą, broni Polski na wszelkie możliwe sposoby. Prawda, że wspaniały, ofiarny minister?

Niestety, do odbiorców liberalnych mediów nigdy nie dotrze, że minister walczy z trudnościami, które wywołał jego własny rząd. A wywołał je biernym przyzwoleniem na kształtowanie wizji polskiej historii jako historii hańby. Gdy należałoby skrytykować antypolskie produkcje filmowe, to gdzie tam, nikt nie znajduje w nich niczego niewłaściwego. Gdy należałoby powściągnąć niektóre działania Muzeum Historii Żydów Polskich z Warszawy, to władza, oczywiście, palcem nie kiwnie. Gdy trzeba byłoby zaprosić na obchody wyzwolenia Auschwitz rodzinę rtm. Pileckiego, to, dziwnym trafem, nikt o tym nie pamięta.

Bo po co coś robić, skoro można nic nie robić? Przecież Niemcy od lat próbują – i skutecznie! – wmówić światu, że naziści spadli z kosmosu, że to była jakaś wykorzeniona faszystowska międzynarodówka, w której skład wchodziły wszystkie narody, a że Niemców tam było dużo, to tak jakoś przypadkowo. A skoro Niemcy tak światu mówią, no to jak – Platforma miałaby stawać okoniem, wchodzić Berlinowi w drogę? BERLINOWI?! No nie można przecież.

 A skoro nie można, to siedzieć cicho i czekać. Jak ktoś powie, że Polska nazistowska, staniemy bohatersko w obronie, a nuż wygramy wybory. 

Paweł Chmielewski