Zostawcie Chiny, niech śpią, bo kiedy się przebudzą cały świat zadrży” miał powiedzieć Napoleon. Czy właśnie mamy do czynienia z przebudzeniem smoka, i powinniśmy spodziewać się geopolitycznych wstrząsów?

Chociaż w ostatnim czasie ciszej o konfliktach na Morzu Południowochińskim, nie jednak sytuacja wokół Chin wcale nie jest spokojniejsza. Ostatnio doszło w okolicach Hongkongu do incydentu z udziałem amerykańskiego samolotu zwiadowczego. Chińczycy przechwycili maszynę w strefie międzynarodowej przestrzeni powietrznej, niedaleko lotniska wybudowanego na archipelagu Parceli, o które toczy się spór polityczny. Chociaż obie strony odżegnują się od daleko idących ocen tego wydarzenia, to widać, że spór pomiędzy Chinami a Stanami Zjednoczonymi i sojusznikami w Azji wschodniej w każdej chwili morze przejść w ostrzejszą fazę.

Okno na świat

Największym problemem geopolitycznym Chin jest ich położenie geograficzne. Od zachodu i północy od reszty kontynentu odcięci są pustynią i wysokimi górami. Od południa graniczą z trudną do przebycia dżunglą. Ich oknem na świat są morza oblewające je od wschodu. Jednak dostęp do otwartego oceanu jest dla Państwa Środka zamknięty przez szereg krajów takich jak Japonia, Korea Południowa, Tajwan czy Filipiny. I wszystkie te kraje od dawna są bliskimi sojusznikami Stanów Zjednoczonych. Dodatkowo, wszystkie te kraje, bojąc się wzrostu znaczenia i tendencji ekspansjonistycznych ze strony Pekinu, dążą do zacieśnienia relacji z Waszyngtonem.

Problem braku dostępu od otwartych wód jest kluczowy dla władz chińskich. Większość imponującego wzrostu gospodarczego bierze się z eksportu. Odcięcie od światowego handlu mogłoby wywołać olbrzymi kryzys gospodarczy i spore niepokoje społeczne. Dlatego Chińczycy próbują pozbyć się geograficznych ograniczeń budując sztuczne wyspy min. na Morzu Południowochińskim, czy zgłaszając swoje pretensje do spornych archipelagów Wysp Paracelskich i Spraltów. Dodatkowo sytuację międzynarodową utrudnia fakt, że na spornych obszarach odkryto ropę naftową, i właśnie złoża tego surowca zintensyfikowało zainteresowanie potrzebujących go dla swojej szybko rozwijającej się gospodarki Chin.

Amerykańska gra

Wbrew obiegowej opinii, Amerykanie prowadzą bardzo mądrą politykę zagraniczną. Może nawet obraz Jankesów, jako bezmyślnych troglodytów, jest świadomie podsycany, aby uśpić wrogów Waszyngtonu. Na Bliskim Wschodzie rozsypały się wszystkie reżimy wrogie Stanom Zjednoczonym, a naczelnym wrogiem już nie jest „Wielki Diabeł” zza Atlantyku, ale Państwo Islamskie, które nie stanowi żadnego dla amerykańskich interesów. Stawiająca się Ameryce Rosja jest dziś na śmierć skłócona z bratnią dotychczas Ukrainą i wyjątkowo nielubiana na zachodzie Europy. Podobnie USA działa we wschodniej Azji. Nie tylko intensyfikuje relacje z sojusznikami takimi jak Japonia, Tajwan, Filipiny czy Tajlandia, ale też budują relacje z Wietnamem czy Birmą, które obawiając się Chin, dogadują się nawet z dawnym wrogiem.

Amerykanie na pewno obawiają się chińskich ambicji. Chińczycy posiadają spore rezerwy dolarowe, więc w każdej chwili mogłyby zdestabilizować nie tylko amerykański, ale i światowy system walutowy. Chińczycy obawiają się przede wszystkim kryzysu finansowego, z jakim mieliśmy do czynienia chociażby w Japonii pod koniec lat 80-tych, i według nich w tym kierunku mogłyby pójść amerykańskie próby osłabienia Państwa Środka. Ostatnie spowolnienie chińskiej gospodarki nie wywołało jednak, wbrew oczekiwaniom, większych wstrząsów. A Amerykanie chyba jednak większą wagę przykładają do handlu morskiego i szlaków oceanicznych, i w tym kierunku działają ograniczając ekspansje Chin, być może oczekując nawet skierowania ich oczu na Azję środkową czy Syberię.

Uśpiony smok

W XIX w. obawy Napoleona, co do Chin się nie sprawdziły. Tak naprawdę, nie przejawiały one nigdy ambicji światowej dominacji. Jedyne w historii odleglejsze wyprawy morskie admirała Zheng He zXV w. zostały szybko zarzucone. Wbrew oczekiwaniom wielu komentatorów, trudno wyobrazić sobie Państwo Środka w roli nowego, światowego hegemona. Wiele przykładów zamorskiego zaangażowania Pekinu ma charakter nawet nie poszukiwaniu rynków zbytu, nie mówiąc już o dominacji politycznej, ale po prostu walki o surowce niezbędne szybko rozwijającej się gospodarce. Chiny po prostu po latach odzyskują w światowej gospodarce należne im miejsce. Mimo pewnych przepychanek na wschodnich morzach, to jednak zdania o chińskich próbach przejęcia od Ameryki roli hegemona, należy włożyć między podobne bajki, jak te z lat 80-tych o przyszłej dominacji Japonii nad USA.

Bartosz Bartczak