Dwa dni temu, dwuletnia Yue Yue wykorzystując nieuwagę rodziców postanowiła zwiedzić okolicę centrum handlowego z materiałami żelaznymi i wyszła na wąską wewnętrzną uliczkę. Przejeżdżający właśnie minibus potrącił dziecko i nie zauważywszy tego odjechał. Po kilku minutach następny samochód przejechał po dziecku” - czytamy na portalu „Wiadomości 24”.


Najbardziej przerażające było jednak to, że leżące dziecko nie wzbudziło niczyjego zainteresowania. Przechodnie dosłownie przechodzili nad Yue. Obok krwawiącego dziecka przejechał skutek. Natomiast matka z małym dzieckiem na rękach uciekła na widok konającej Yue. Również właściciele pobliskich stoisk zignorowali tragedię. Dopiero zbierająca odpadki starsza kobieta podniosła alarm. Film oburzył chińską „opinię publiczną”. Jednak  agencje donoszą, że mała Yue Yue po „bohaterskich staraniach lekarzy” ( język propagandowy jest mocno obecny w chińskim społeczeństwie)  jest już w stabilnym stanie i nie nic nie zagraża jej życiu.  Miasto Fishan uhonorowało  w końcu kobietę, która uratowała dziecko nagrodą 10 tys. yuanów (1570 dolarów), również wielu ludzi i firm spieszy z nagrodami, jak również materialna pomocą dla rodziny pokrzywdzonego dziecka.

 

Film pokazuje skrajną znieczulicę chińskiego społeczeństwa. Chińczycy oburzyli się na reakcje ludzi przechodzących obok konającego dziecko dopiero jak sprawę nagłośniły media. Co to nam mówi o społeczeństwie chińskim? Zareagowało ono dopiero jak kazano im się oburzyć. Trudno uwierzyć by akurat w tym mieście żyli zombie, którzy są niewrażliwi na ludzką tragedię. Mimo tego, że postrzegamy coraz częściej Chiny jako kapitalistyczny kraj, który buduje piękne drapacze chmur i ma nowoczesne autostrady, to zapominamy kto mieszka pod tymi autostradami. Zapominamy o prześladowaniach religijnych, braku wolności słowa czy przymusowych aborcjach wynikających z bestialskiej polityki jednego dziecka. Zapominamy, że wciąż rządzi tam komunistyczny reżim, który kupił sobie świat dolarami.



Rok temu republikański  kongresmen Chris Smith przedstawił dane mówiące o ok. 35 tysięcy przymusowych aborcjach, jakie codziennie wykonuje się w Chinach. Amerykańska organizacja „All Girls Allowed”, przypomina, że na skutek narzuconych przez komunistów przepisów życie straciło już 37 mln dziewczynek. „Od tego dnia zdarzają się okropne rzeczy. Gdy rodziny mogą mieć tylko jedno dziecko, wybierają chłopców. Matki, które rodzą dziewczynki, są potępiane w obrębie ich kultury i często odrzucane przez mężów i rodzinę. Staranie się ponownie o chłopca jest niebezpieczne. Zostając matkami po raz drugi, kobiety narażają się na astronomiczną grzywnę lub zmuszane są do aborcji” – informuje organizacja założona przez uczestniczkę studenckich protestów na Placu Tiananmen w 1989. Chińska polityka jednego dziecka została wprowadzona w 1978 roku przez Denga Xiao-Pinga. Uznano, że kontrola urodzeń pomoże wydobyć z nędzy kraj liczący sobie wówczas miliard mieszkańców. Zgodnie z prawem mieszkańcy miast mogą mieć jedno dziecko zaś mieszkańcy wsi dwoje, pod warunkiem, że pierwsze dziecko jest dziewczynką.  Często więc się zdarza, że pragnący syna mężczyźni nie rejestrują dzieci płci żeńskiej . Takie „nielegalne” dziecko nie ma prawa do szkoły ani opieki zdrowotnej. Dochodzi więc do zabijania dziewczynek. Umierające na ulicy dziecko było dziewczynką. Czy jednak ta znieczulica to tylko syndrom chiński? Ile razy mu przechodzimy obok leżącego "brudasa" na ulicy, przekonując się, że pewnie to pijak, który jest sam sobie winien...

 

Łukasz Adamski