Byłem na marszu ONRu. Nie specjalnie przecież.

Wybrałem się wczoraj do centrum Warszawy, jak to zwykłem robić dawniej. Od kilku lat mam nową świecką tradycję z narzeczoną i naszą przyjaciółką, że spotkamy się nad Wisłą, by za bohaterów napić się piwa, by nad Wisłą zakrzyknąć ''cześć i chwała...''. Również by się spotkać raz na pół roku i pogadać. By opowiedzieć sobie o naszych wspomnieniach związanych z uczeniem się o PW, o naszych dziadkach walczących w Powstaniu.

Wczoraj się nie udało, więc poszedłem przed 17. na rondo Dmowskiego. I jeszcze po drodze, a potem na miejscu przeżyłem szok. To co zawsze było dla mnie najważniejsze w tym dniu, to fakt, że świętowanie ma charakter przynajmniej częściowo spontaniczny. Że autobusy i tramwaje normalnie jadą, by dalej już po prostu nie móc. Że na rondo wjeżdża tłum motocyklistów, którzy zgodnie z przepisami jeżdżą dookoła, dopóki nie okazuje się, że dalej już się nie da. Że przychodzi tłum skrzykniętych na fb ludzi, ale nie ma żadnej zgłoszonej w ratuszu demonstracji. Że owszem, są flagi ONR, ale przede wszystkim - polskie. Że chociaż wchodzenie na ulicę jest nielegalne, to policja ludzi nie gania, bo na rondo wchodzi cała Warszawa.

Ze względu na korki, które robią się w Alejach na długo przed 17. nawet nie próbowałem wsiadać do tramwaju lub autobusu. Zresztą - blisko mam. Ale okazuje się, że tramwaje nie jadą. Zawracają gdzieś wcześniej. Ruch samochodów też jest wstrzymany. A na środku ronda Dmowskiego stoi wóz ONR, z flagami, oznaczeniami, nagłośnieniem i ludźmi na pace, którzy animują tłum. Dowiaduję się, że nie przyszedłem wraz z połową Warszawy na spontaniczną demonstrację patriotyzmu, ale na 5(!) marsz Powstania Warszawskiego organizowany przez ONR. Po godzinie W, odpaleniu rac i krzyknięciu ''cześć i chwała...'' kilka razy - wszyscy ruszymy w marszu z ONRem na czele.

Zrobiło mi się przykro i smutno. Każde święto patriotyczne w Polsce należy do kogoś. Jedni nie pójdą z prezydentem, inni z narodowcami, inni z ułanami, inni z czekoladowym orłem. To święto, chociaż nie święto sensu stricto, było moje. Należało do mnie, bo nie należało do nikogo. Bo każdy, kto czuł się Warszawiakiem i czuł łączność z Powstańcami, każdy, kto chciał, mógł przyjść i wyrażać swój patriotyzm. I to też zostało mi zrabowane, zawłaszczone. Naprawdę - ch[**], że ONR. Jestem raczej za możliwie najmniej ograniczoną wolnością słowa. Gdyby to był PiS , PO, .Nowośmieszna, KOD czy Rodzina Radia Maryja - byłbym tak samo zły. Oddajcie mi moje święto!

Źródło: Facebook, Chodzi o odgłos paszczowo